fot. Pixabay
fot. Pixabay

Prof. Flisiak: Kwarantanna to absurd, a liczba zakażonych to wróżenie z fusów

Redakcja Redakcja Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 54
Kwarantanna nie spełnia u nas swego zadania i powinniśmy z niej zrezygnować – uważa prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak.

"Fikcyjne panowanie nad epidemią"

Prof. Robert Flisiak jest zdania, że utrzymywanie u nas kwarantanny jest zbędne. 

- Zwróćmy uwagę na to, ile osób proporcjonalnie jest na kwarantannie, a ile na izolacji: jeden do jednego. Oznaczałoby to, że jedna osoba zakażona miała kontakt z zaledwie jedną inną osobą, którą trzeba wysłać na kwarantannę. A nawet mniej, bo przecież kwarantanną objęte są także osoby przyjeżdżające z innych regionów świata, a także skierowane na badanie - powiedział w rozmowie z PAP.

Jego zdaniem to absurd, bo to tylko "fikcyjne panowanie nad epidemią". - Gdyby dochodzenie epidemiczne udało się przeprowadzić w przypadku każdego zakażenia to przecież na kwarantannę musiałoby trafić kilkakrotnie więcej osób niż obecnie. Oczywiście przy obecnych możliwościach Sanepidu jest to nierealne. Poza tym przy kilku milionach osób odsuniętych od pracy nastąpiłaby katastrofa gospodarcza. Wygląda na to, że większość zakażonych deklaruje, że z nikim nie miała kontaktu przez ostatnie dni, a na kwarantannę trafiają co najwyżej osoby zamieszkujące razem z osobą zakażoną - mówi profesor.

Absurdy kwarantanny

Jak zauważa, w przypadku osób przylatujących z krajów spoza strefy Schengen też mamy absurdy.

- Przykładowo osoby przylatujące ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie jest największa wyszczepialność na świecie i niewielka liczba zakażeń, muszą poddać się testom na obecność wirusa, bez względu na to, czy są zaszczepione, lub muszą trafić na kwarantannę. Tymczasem przyjeżdżający z Francji, gdzie wyników dodatnich aktualnie jest 20 razy więcej, nie spotykają się z takimi ograniczeniami. Nowe przepisy o kwarantannie dla przyjeżdżających tworzono dla potrzeb bieżącej sytuacji epidemiologicznej, a potem ich nie modyfikowano. W efekcie mamy teraz niezrozumiały zlepek instrukcji postępowania, nieprzystający do aktualnej sytuacji epidemiologicznej, „chroniący” nas przed przywleczeniem zakażeń z krajów, w których ryzyko zakażenia jest mniejsze niż w Polsce.

Już za chwilę zniesiemy obostrzenia

Zdaniem eksperta w Polsce wkrótce też będziemy mogli znosić obostrzenia, ale należy jeszcze poczekać dwa lub trzy tygodnie. Jak szacuje, może przypadnie to na początek marca, w drugą rocznicę rozpoczęcia pandemii w Polsce.

Prof. Flisiak uważa, że w tej chwili mamy do czynienia z innym wariantem wirusa SARS-CoV-2 i z zupełnie innym obrazem choroby. Nasileniem objawów przypomina ona chorobę wywoływaną przez tzw. koronawirusy „przeziębieniowe”, które od zawsze odpowiadały za jedną trzecią wszystkich zakażeń dróg oddechowych. Powodowały one na tyle łagodną chorobę, że nawet ich nie diagnozowano i nie podejmowano leczenia przeciwwirusowego.

Na pytanie, czy jesienią może pojawić zupełnie nowy wariant, epidemiolog odpowiada, że "większość wirusologów jest zdania, że możliwości zmian strukturalnych w białku kolca, odpowiedzialnym za zakaźność wirusa, się wyczerpały". Co oczywiście nie wyklucza, że jakieś inne koronawirusy mogą w przyszłości wywołać kolejną epidemię. 

Faktyczna liczba zakażonych to wróżenie z fusów

Zdaniem prof. Flisiaka nie ma również sensu kierować się tym, ile zakażeń, a właściwie wyników dodatnich, jest wykrywanych, ponieważ to ta liczba zależy tylko od tego, ile testów jest wykonywanych. - Bardziej trzeba patrzeć na odsetek wyników dodatnich, który u nas zatrzymał się na poziomie około 30 proc. i wydaje się, że osiągnął już wartość szczytową w tej fali - uważa profesor.

Jak twierdzi, nie jesteśmy w stanie osiągnąć 100 tys. zakażeń w szczycie piątej fali, bo nie jesteśmy w stanie wykonać 300 tys. testów dziennie. Prawie 200 tys. testów dziennie to wg eksperta szczyt naszych możliwości. Poza tym część osób rezygnuje z wykonania zleconego im testu.

Jeden wynik dodatni testu nie jest równy innemu dodatniemu

Profesor Flisiak mówi, że obecnie faktyczna liczba zakażonych to wróżenie z fusów, ponieważ jeden wynik dodatni testu nie jest równy innemu wynikowi dodatniemu. Testy bowiem dają taki sam wynik dodatni zarówno wtedy, gdy cząstek wirusa jest mało, jak i wtedy, gdy jest ich bardzo dużo.

- U osoby w pełni uodpornionej, wynik dodatni testu bardzo często nie oznacza zakażenia powodującego chorobę, a jedynie przejściową, bezobjawową kolonizację dróg oddechowych, z którą organizm szybko sobie poradzi. Czas obecności wirusa w drogach oddechowych jest krótki, a liczba wydychanych cząstek wirusa mała. W przeciwieństwie do tego u osób nieuodpornionych wirus znajduje sprzyjające warunki do namnażania w dużych ilościach. Jeszcze inaczej wygląda to u osoby z deficytem odporności, u której wirus bytuje w niewielkich ilościach ale długo, w skrajnych przypadkach nawet przez kilka tygodni. Wreszcie zdarzają się po prostu wyniki fałszywie dodatnie - powiedział epidemiolog w rozmowie z PAP.

Koronawirus w Polsce - najnowsze dane

Badania potwierdziły 47 534 nowe przypadki zakażenia koronawirusem. Zmarło 246 osób z COVID-19 – poinformowało Ministerstwo Zdrowia. Liczba zakażeń od początku epidemii wynosi ponad 5 mln, zmarło ponad 106 tys. chorych.

Najwięcej nowych przypadków potwierdzono na Mazowszu (7080) i na Śląsku (5993).

Łącznie od 4 marca 2020 r., gdy wykryto w Polsce pierwsze zakażenie SARS-CoV-2, potwierdzono 5 083 332 przypadki. Zmarło 106 306 osób z COVID-19.

ja

Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości