Przez długi czas oskarżałem prezydenta Dudę (nie tylko ja - także posłowie "Solidarności"), że oszukał on Polaków w sprawie emerytur. W trakcie kampanii wyborczej Andrzej Duda obiecywał bowiem wyborcom oraz związkowcom, że jak tylko dostanie mandat zaufania i zasiądzie w fotelu Prezydenta RP to zlikwiduje chory zapis Platformy nakazujący pracować Polakom do 67 roku życia. Równolegle zapewniał, ze wraz z obniżką wieku emerytalnego zostanie przywrócona również emerytura za staż pracy, czyli 35 lat dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn. Spełnił pierwsze, drugiego już nie, za co w Sejmie otrzymał wówczas od posłów "S" wiele przykrych słów.
Dziesiątego maja nastąpią kolejne wybory, które będą dla urzędującego prezydenta niezwykle istotnymi, gdyż w trakcie urzędowania popełnił on kilka rażących błędów, które zdenerwowały Polaków, co może skutkować - mimo dobrych sondaży - spektakularną porażką. Postanowiono więc powrócić do starego pomysłu.
Od kilku dni w mediach (niestety nie na Salonie) tłucze się informacja, że prezydent Duda planuje ogłosić w kampanii wyborczej wcześniejsze emerytury dla Polek i Polaków. Wedle tej obietnicy Polki przechodziłby na emeryturę w wieku 53 lat a Polacy w wieku 58. Wiąże się to też z owym wspomnianym przez mnie stażem pracy. Prezydent ponoć chciał ów zapis wprowadzić wraz z wiekiem na początku kadencji, ale rząd odrzucił ten projekt, gdyż w kasie nie było na to pieniędzy. Teraz ponoć są...
Odroczony o cztery lata ruch z emeryturami po wypracowaniu 35 i 40 lat, zostaje więc przypomniany teraz, i jest to, trzeba przyznać, mistrzowski ruch, albowiem dotyczy on 400 tysięcy potencjalnych wyborców wieku przedemerytalnym. Poza tym zarówno związki jak i pracodawcy są generalnie za tym aby po tylu latach na emeryturę pracownika właśnie wysyłać, chociaż total opozycja protestuje, iż budżet tego nie udźwignie, gdyż jest to wydatek rzędu 13 mld złotych.
Totalsi wyliczają że dzięki takiemu posunięciu przeciętny Polak będzie pracował tylko, lub jedynie 33 lata, i podają ku temu przykłady stwierdzające, iż obietnica prezydenta jest de facto szalona, bo taki Szwed aby przejść na emeryturę potrzebuje 42 lat pracy. Natomiast Czech 36 lat. Żaden jednak z owych total specjalistów nie bierze pod uwagę istotnego faktu, że wielu Polaków zaczynało karierę zawodową w wieku 18 a często gęsto i wcześniej, bo w wieku 16 lat. Łatwo więc wyliczyć, że staż pracy u tych osób przekracza znacznie dorobek zawodowy wspomnianego Szweda czy Czecha.
Czy obietnica przechodzenia na emeryturę po przepracowaniu 35 i 40 lat pracy da szansę prezydentowi w starciu z Kidawą-Błońską? Moim zdaniem tak. Problem jednak w tym czy prezydent ze swojej obietnicy się wywiąże. Tego dzisiaj nie wie nikt, poza oczywiście premierem Mateuszem Morawieckim, od którego zależy w praktyce czy propozycja prezydenta zostanie wcielona w życie.
Inne tematy w dziale Polityka