- Czeka nas bardzo ciężka walka o Polskę, o wszystko - stwierdził Zbigniew Ziobro, pytany przez tygodnik "Sieci" o wybory prezydenckie. Minister sprawiedliwości nie ukrywa, że był zwolennikiem przeprowadzenia głosowania korespondencyjnego 10 maja.
Według Ziobry, odpowiedzialność za chaos z terminem wyborów spada na opozycję. - Największa wina za ostatni kryzys spada na opozycję, która wykorzystała wielki światowy kryzys i epidemiczny i gospodarczy, do gry terminem wyborów oraz cynicznie i instrumentalnie sięgnęła po argumenty związane z bezpieczeństwem zdrowotnym - podkreślił lider Solidarnej Polski.
Szef resortu sprawiedliwości w wywiadzie przyznał, że był zwolennikiem przeprowadzenia wyborów 10 maja w formule korespondencyjnej. Nadal też uważa, że obóz rządzący powinien wtedy zorganizować głosowanie, ponieważ kampania prezydencka do przełomu czerwca i lipca to "strata czasu", która "nie zwiększa szans Andrzeja Dudy".
Nie tylko jednak opozycja odpowiada - w opinii Ziobry - za kryzys wyborczy. Minister sprawiedliwości winą obarczył również Jarosława Gowina, który proponował zmianę konstytucji i wydłużenie kadencji prezydenta o dwa lata. Spór Porozumienia z PiS o datę wyborów omal nie doprowadził do zerwania koalicji.
- Mam świadomość, że Jarosław Kaczyński stanął przed bardzo trudną decyzją i wobec zachowania Jarosława Gowina wybrał wariant najbezpieczniejszy, co przyjąłem ze zrozumieniem - wytknął Porozumieniu Ziobro.
Batalia o prezydenturę oznacza walkę o wszystko, ale zdaniem lidera Solidarnej Polski Andrzeja Dudę czeka cięższa przeprawa w starciu z następcą Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, niż z wicemarszałek Sejmu. - Gospodarczo radzimy sobie na razie lepiej niż sąsiedzi, ale kryzys będzie odczuwalny - ostrzegł Ziobro.
Polityk zdementował doniesienia mediów o tym, że próbował wpłynąć na Jarosława Kaczyńskiego, by doprowadzić do wyborów korespondencyjnych i zakończyć współpracę w ramach rządu z Gowinem. Ziobro opisał relacje w ramach Zjednoczonej Prawicy jako stabilne, dlatego nie miał interesu, by rozbijać większościowy rząd.
- To, że nie stawiamy niczego na ostrzu noża, nie oznacza, że nie oczekujemy wzajemnego szacunku i że nie będziemy kładli nacisku na dochowanie zobowiązań. Jest źle, gdy któryś z koalicjantów odwołuje się do argumentu siły, ale jest również niedobrze, gdy wzajemne ustalenia stają pod znakiem zapytania - wyjaśnił Ziobro, który dodał, że partnerów Zjednoczonej Prawicy czeka szczera dyskusja o współpracy.
- Trzeba omówić stojące przed nimi wyzwania, byśmy nie byli zaskakiwani podobnymi sytuacjami w trakcie przeprowadzania poważnych reform państwa, które są przed nami - skomentował minister sprawiedliwości.
- Za nami trudny wiraż. Musimy uznać, że doszło do nadszarpnięcia wzajemnego zaufania. Trzeba wrócić do źródeł, do wspólnoty wartości i do uznania wiodącej roli największego ugrupowania, czyli PiS i przywództwa w obozie Jarosława Kaczyńskiego, ale też uznania prawa mniejszych koalicjantów do realizacji uzgodnionych zadań w ramach podpisanej umowy koalicyjnej - przyznał Ziobro.
GW
Inne tematy w dziale Polityka