Kolejny protest kobiet. Pod domem Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu odbył się performans "Dziady na Mickiewicza".
W mieszkaniach bloku na ulicy Mickiewicza, naprzeciw willi Jarosława Kaczyńskiego, odbył się performance inspirowany dramatem "Dziady". Z okiem jednego z mieszkań zaśpiewał do uczestników m.in. wokalista Michał Szpak. Protesty kobiet trwały też w innych miastach.
Za reżyserię performansu odpowiadał Oskar Sadowski, muzykę - BAASH, tekst - Anka Herbut. Projekt był inicjatywą oddolną. W oknach budynków przy ul. Mickiewicza pojawili się m.in.: Aleksandra Domańska, Gosia Gorol, Katarzyna Warnke, Aga Zaryan, Marysia Sadowska, Michał Szpak, Natalia Przybysz i Krzysztof Zalewski.
Wszystko odbyło się przed blokiem przy ul. Mickiewicza 34/36 w Warszawie. W oknach pojawiły się symbole Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, hasła znane z marszów, a także głośniki. To właśnie w tych oknach pojawiały się kolejne zjawy, wygłaszające kwestie z mickiewiczowskich "Dziadów". Przy scenie z Pasterką Zosią, aktorzy przerwali i zaczęli krzyczeć: "Moje ciało, mój wybór!". Potem - "A kysz a kysz!".
Postać Złego Pana aktor - odgrywający tę rolę - wzorował na Jarosławie Kaczyńskim. "Czy widzisz ten nasz krzyż? Nie bierzesz jadła, napoju, zostawże nas w spokoju, a kysz a kysz!" - krzyczą aktorzy, a z nimi zebrany tłum. Chwilę potem wszyscy zaczęli śpiewać utwór Johna Lennona, "Imagine". - Panie Kaczyński, chcemy jednego świata. Nie podzielisz nas - powiedziała w trakcie jedna z aktorek.
Po oficjalnej części, jedno z mieszkań zamieniło się w scenę. Swoje "koncerty" dał Michał Szpak, Krzysztof Zalewski i Natalia Przybysz.
Protesty w innych miastach
Demonstracje odbyły się także w Gdańsku, gdzie zorganizowano protest rowerowy. Uczestnicy na rowerach przejechali przez ulice miasta. manifestacja była wyrazem sprzeciwu wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji.
Z kolei w Płocku odbył się protest pod nazwą "Szabat czarownic". Demonstracja ma nawiązywać do obchodzonego dziś na zachodzie święta Halloween. Uczestnicy, również w przebraniach, zgromadzili się na płockich ulicach.
Kwiaty i znicze przynosili w sobotę mieszkańcy przed siedzibę Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie. Na pogrzebowych wiązankach dało się dostrzec napisy: "Świętej pamięci wolność i gospodarka", "PiS spoczywaj w pokoju".
Pośród chryzantem i zniczy znalazły się też karki i kartony z hasłami: "Świętej pamięci PiS", "Zdradziłaś mnie, partio". Nie brakło również wulgaryzmów.
W sobotę wieczorem przed krakowską siedzibą PiS było ok. 100 zniczy i tyle samo kwiatów. Kolejni mieszkańcy donosili rośliny. Na alejce przy zieleńcu namalowano symbole Strajku Kobiet – czerwone pioruny.
Do zakupu chryzantem i zniczy od przedsiębiorców, a następnie przyniesieniu roślin przed siedzibę PiS nawoływali m.in. internauci w mediach społecznościowych.
Trzy grupy protestujących
W sobotę protestujących postanowił sklasyfikować minister MEN Przemysław Czarnek. Podzielił ich na trzy grupy, jedną nazywając "rewolucjonistami lewackimi".
- W grupie manifestujących na ulicach polskich miast, w tym szczególnie w Warszawie, są tacy, którzy po prostu wyrażają swoje niezadowolenie wobec treści orzeczenia Trybunały Konstytucyjnego, tacy, którzy próbują wykorzystać politycznie zaistniałą sytuację i ich jedynym celem jest obalenie rządu demokratycznie wybranego i przejęcie władzy, i są również tacy, których można śmiało określić rewolucjonistami lewackimi, którzy poczuli moment do tego, aby wzniecać bunty i te agresywne zachowania, wulgarne hasła, chuligańskie wybryki, wandalizm i łamanie wolności i praw innych osób, które z tym się nie utożsamiają. Ja bym takie trzy grupy wymienił, nie można wszystkich wrzucić do jednego worka – powiedział minister MEN Przemysław Czarnek na antenie Polskiego Radia 24
Czarnek zaapelował "szczególnie do tych, którzy tylko wyrażają swoje niezadowolenie z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.
- Ja rozumiem państwa, macie państw prawo do swojego poglądu, to jest zupełnie oczywiste w wolnym, demokratycznym państwie, tylko zwróćmy uwagę na to, że to dzieje się w szczycie pandemii koronawirusa i to wszystko może kosztować, a nawet już na pewno będzie kosztować ogromnym zagrożeniem dla zdrowia tego społeczeństwa – mówił
Dodał, że miejscem na takie debaty nie są ulice miasta, zwłaszcza w pandemii koronawirusa, ale parlament i sale konferencyjne uniwersytetów lub Ministerstwa Edukacji i Nauki.
KJ