Ofiar 13 grudnia było znacznie więcej. Ale wielu wierzy w mit mniejszego zła

Fot. Domena Publiczna
Fot. Domena Publiczna
Stan wojenny spowodował bezpośrednią śmierć kilkudziesięciu osób. Ale też do tej liczby należy dodać wypadki śmiertelne osób, które z powodu wyłączonych telefonów nie uzyskały na czas pomocy medycznej. Stan wojenny był też dramatem tysięcy ludzi poddanych represjom – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

W poniedziałek, 13 grudnia przypada 40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Jak z perspektywy historyka, ale też politologa i komentatora politycznego ocenia Pan to wydarzenie?

Prof. Antoni Dudek: Stan wojenny był ostatnim w naszych dziejach zastosowaniem na dużą skalę przemocy państwa wobec obywateli. Celem było utrzymanie autorytarnej władzy systemu komunistycznego. Ta operacja spowodowała bezpośrednią śmierć kilkudziesięciu osób. Ale też do tej liczby należy dodać wypadki śmiertelne osób, które z powodu wyłączonych telefonów nie uzyskały na czas pomocy medycznej. Stan wojenny był też dramatem tysięcy ludzi poddanych represjom. Mowa tu oczywiście o aresztowanych, internowanych i ich rodzinach, ale nie tylko. Także o masowo zwalnianych z pracy, degradowanych, studentach wyrzucanych z uczelni. Po 13 grudnia ludzie mający w planach wyjazdy za granicę nie mogli wyjechać, z kolei osoby pozostające poza granicami mające w planach powrót przynajmniej przez jakiś czas nie mogły wrócić. Wreszcie – stan wojenny był początkiem najgorszej ekonomicznie dekady PRL. Jaruzelski tłumaczył wtedy swoją decyzję narastającą anarchią i chaosem, o groźbie sowieckiej interwencji zaczął mówić dopiero po 1989 roku. Ale mówił o tym, że po uspokojeniu sytuacji przystąpi do gruntownych reform gospodarczych. To się skończyło kompletnym fiaskiem. PRL podwoił swój dług zagraniczny. I stało się tak nie dlatego, że Polska wzięła jakiś kolejny kredyt, ale dlatego, że były problemy z obsługą zadłużenia z dekady Gierka. Gospodarczo to była najgorsza epoka w dziejach PRL. Także czas masowej emigracji zarobkowej.

Przeczytaj też:

"Miłość Michnika do Jaruzelskiego nie zaskakuje. Pod koniec PRL grali do jednej bramki"

Rulewski: Nie rozumiem przemiany Adama. Nazywając generała człowiekiem honoru był pijany?

Żakowski:„Można pytać o fascynację Michnika Jaruzelskim. Ale nie w taki sposób”

Tu można odbić piłeczkę – po wejściu Polski do Unii Europejskiej także wiele osób wyjechało w celach zarobkowych.

Tak, ale to są sytuacje nieporównywalne. Teraz, gdy ktoś wyjedzie do np. Wielkiej Brytanii, może w każdej chwili – gdy ma ochotę, czas i pieniądze – wsiąść w samolot i przylecieć na weekend do Polski. Może też kogoś do siebie zaprosić. Wtedy nie było gwarancji, że system komunistyczny się skończy, ani kiedy to nastąpi. Ludzie wyjeżdżający mieli świadomość, że do kraju mogą nie wrócić już nigdy. Liczyli się z tym, że mogą już w swoim życiu nie zobaczyć przyjaciół, rodziny. To był bilet w jedną stronę. Reasumując – stan wojenny przyniósł szereg bardzo negatywnych konsekwencji. Trudno w nim znaleźć cokolwiek pozytywnego. Nie zmienia to faktu, że spora część Polaków kupiła narrację Jaruzelskiego, że było to mniejsze zło.

Są historie ludzi, którzy nie mogli wezwać pomocy medycznej w nagłych przypadkach. Na przykład – dwuletnie dziecko dostało nagłej gorączki, drgawek. A do szpitala wiózł je pijany sąsiad, bo karetki nie było jak wezwać?

No właśnie takich sytuacji było bardzo wiele. Bo gdy ktoś zasłabł, potrzebna była nagła pomoc, rodzina mogła pobiec szukać patrolu milicjantów i wojskowych. W zależności od tego, na kogo się trafiło, to patrol pomógł, bądź nie. Czasem tak. Ale jeśli tej pomocy odmówił, to pozostawało korzystanie z jakiejś pomocy sąsiadów, ale też czasami tej pomocy nie było w ogóle. Albo przychodziła zbyt późno. Wielu ludzi zmarło. Jak wielu – nie da się dziś tego oszacować. To jest szara strefa ofiar stanu wojennego.

Mimo to, jak Pan mówi, wielu Polaków kupiło narrację o mniejszym złu. Jest też druga legenda Jaruzelskiego, jako Wallenrooda, który był konserwatystą, niepodległościowcem, dążącym wręcz do obalenia systemu?

Wallenrodyzm Jaruzelskiego nie potwierdza się w świetle żadnych danych historycznych, jakimi dysponujemy. Jedyne, co świadczy na jego korzyść to to, że ograniczył represje. Bo w partii była silna grupa, domagająca się wręcz plutonów egzekucyjnych dla kontrrewolucji. Jaruzelski na to się nie zdecydował. Oczywiście były zabójstwa dokonane przez Służbę Bezpieczeństwa, z których najsłynniejsza jest zbrodnia na księdzu Jerzym Popiełuszce. Masowych egzekucji i mordów sądowych jednak nie było. Jedyne polityczne wyroki śmierci w stanie wojennym były to wyroki zaoczne. Na śmierć skazano dwóch ambasadorów PRL – Zdzisława Rurarza i Romualda Spasowskiego, którzy wybrali wolność na Zachodzie a później Zdzisława Najdera, czyli dyrektora sekcji polskiej Radia Wolna Europa. Ale to były wyroki zaoczne, faktycznie nikogo w majestacie polskiego prawa nie zlikwidowano. I to jest w zasadzie jedyna rzecz, którą można zapisać na obronę Jaruzelskiego. On faktycznie starał się skalę represji ograniczyć. Nie było tu jednak żadnego patriotyzmu. Jaruzelskim kierował pragmatyzm. On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że masowe represje podobne do tych z okresu stalinowskiego zwrócą się w końcu przeciwko ich autorom. A więc przeciwko niemu. A on chciał rządzić PRL długo i spokojnie. Stosował przemoc w zakresie takim, jaki uważał za konieczny.

Lubię to! Skomentuj128 Napisz notkę Zgłoś nadużycie

Więcej na ten temat

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo