profesor Krystyna Pawłowicz i SławomirJastrzębowski. Fot. Salon24
profesor Krystyna Pawłowicz i SławomirJastrzębowski. Fot. Salon24

"Przyszłam panu nawrzucać. Proszę mnie przeprosić"

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 183
Profesor Krystyna Pawłowicz, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, udzieliła wywiadu Salon24.pl. Rozmowę przeprowadził Sławomir Jastrzębowski.

Krystyna Pawłowicz: Dziesięć lat gębę mi pan przyprawiał w „Super Expressie”, a teraz zaprasza mnie pan na wywiad i chce, żebym panu mówiła, jaka była moja kariera i co ja sądzę o przyszłości Unii Europejskiej i chce pan ocieplić mój wizerunek. 

Sławomir Jastrzębowski : Czyli ma pani żal.

KP: Mam opór wewnętrzny, żeby z panem rozmawiać. W pierwszym odruchu zgodziłam się na wywiad, ale po przemyśleniu uznałam, że nie powinnam, ponieważ pan był jednym z tych, którzy przyprawiali mi gębę i taka rozmowa tej fałszywej gęby nie zedrze. Przyszłam więc z zamiarem, żeby panu powiedzieć, że nie mam szacunku dla mediów i dziennikarzy, którzy potrafią bezkarnie niszczyć ludziom życie i kariery. W moim przypadku nie było żadnych podstaw, żeby mnie niszczyć i ośmieszać. Pewnie taka maska zostanie przy mnie na zawsze, ale przyszłam, żeby panu uświadomić, że często bezpodstawnie niszczycie ludzi. A zgodziłam się na rozmowę akurat z panem, bo jest pan sympatyczny i czasem zachowuje się pan przyzwoicie. 

SJ: To porozmawiajmy o pani karierze. 

KP: Moja kariera? Moją karierą było tylko to, że mogłam się opiekować przez lata swoimi ciężko chorymi na nowotwory rodzicami. Mój tata po obozie koncentracyjnym w Stutthofie całe życie chorował, ale nie będę opowiadać o szczegółach. Największym moim życiowym sukcesem jest cierpliwa opieka nad rodzicami. Nie korzystałam z żadnych stypendiów. Kolejne awanse wypracowałam uczciwą, uniwersytecką pracą.

Tę moją uniwersytecką pracę, którą bardzo lubiłam, zmuszona byłam porzucić, gdyż ówczesna kierownik zakładu Hania Gronkiewicz-Waltz pozbawiła mnie zajęć dydaktycznych zostawiając mi tylko jedną grupę seminaryjną. Nie byłyśmy koleżankami, jak niektórzy sugerują, po prostu byłyśmy w jednym zakładzie. Miałam do niej pewien żal, gdyż w istocie to dzięki mnie została kandydatem na prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Zresztą o tym pisał Leszek Falandysz w swojej książce. Wałęsa szukał kandydata, więc powiedziałam, że jest na wydziale Hania, która wówczas nigdzie się nie udzielała, ale pisała o banku centralnym i o systemach bankowych. I Wałęsa Hankę zgłosił. Lobbowałam za nią i ona wygrała. Nawet przez kilka pierwszych lat w rocznicę wyboru na prezesa NBP zapraszała mnie do restauracji na obiad. 

SJ: To co się potem stało?

KP: Nasze drogi się rozeszły, Hani nie podobały się moje poglądy i publicystyka i systematycznie ograniczała mi zajęcia uniwersyteckie. Bardzo przykro wspominam też rolę profesora Mirosława Wyrzykowskiego z mojego Instytutu, późniejszego sędziego TK, który, mimo że prowadził Zakład Praw Człowieka na Wydziale Prawa UW, szykanował innych za nielewicowe poglądy. Przypominam sobie jedną z jego recenzji prac habilitacyjnych opublikowaną w najbardziej renomowanym piśmie prawniczym „Państwo i Prawo”, w której jako dyskwalifikujący zarzut czynił autorowi pracy przytaczanie moich poglądów. Sugerował zupełnie otwarcie, że poglądy pani Pawłowicz należy zamilczeć. 

SJ: Wtedy odeszła pani z Uniwersytetu Warszawskiego?

KP: Tak. W 2011 roku, gdy Hania zostawiła mi już tylko jedną grupę seminaryjną, napisałam do pani rektor z prośbą o rozwiązanie ze mną umowy o pracę na uniwersytecie. W odpowiedzi pani rektor napisała jedynie, żebym oddała w kadrach legitymację służbową, na tyle tylko było ją stać po 36 latach mojej pracy. Wtedy zaproponowano mi katedrę na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego na Wydziale Prawa. 

SJ: Ale w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich pani była? 

KP: W 1971 roku zapisałem do Zrzeszenia Studentów Polskich, a potem zmieniono nazwę na co nie miałam żadnego wpływu. ZSP był rodzajem związku zawodowego studentów, umożliwiał pracę studentom, a nie był żadną partią polityczną. Prawie wszyscy studenci należeli do ZSP. 

SJ: A nie przeszkadza pani, że sędzia Piotrowicz był w PZPR?

KP: Widzę, że pan podtrzymuje histerię innych lewackich mediów. 

SJ: „Sędziów nie szanuję i nie życzę sobie, żeby mnie tak nazywano” – to cytat z pani. 

KP: Jest wielu sędziów, których nie szanuję za to, co robią, za sprzeniewierzanie się ślubowaniu, za brak szacunku dla polskiej konstytucji i demokratycznych władz państwa. Przez to nie szanuję tej profesji. Nie szanuję ich podobnie jak krzywdzących ludzi dziennikarzy. 

SJ: Jerzy Owsiak. Co pani o nim sądzi?

KP: Nie będę mówiła o pajacach. 

SJ: Marcin Matczak? 

KP: Nie poszedł na uroczystość do prezydenta by odebrać tytuł profesora. Zamiast tego opublikował niezwykle chamski list obrażający prezydenta. Żaden z profesorów nie powinien mu podać ręki. Pan Matczak robi karierę na prawnym chuligaństwie. Obraża przy tym instytucje państwa polskiego. Smutne jest, że taki szkodnik przekazuje swoją wiedzę studentom prawa na UW.  Dalsza część rozmowy na następnej stronie

SJ: W mediach społecznościowych nie za mocno? „Dziadu kalwaryjski, łachudro.” No po co? 

KP: A jakby pan zareagował, gdyby jakiś poseł, znany z agresji stwierdził bez żadnych dowodów, z nazwiska, że Przyłębska i Pawłowicz, sędziowie TK „biorą w łapę”? Czy reakcja na takie dyskwalifikujące każdego sędziego pomówienie, przestępstwo przecież, przez określenie sprawcy pomówienia dziadem kalwaryjskim, a nawet łachudrą, to nie są bardzo łagodne słowa w tej sytuacji? Czy ja jako sędzia nie mam prawa do tak łagodnej w tej przestępczej sytuacji reakcji? Pan Trela nie wie co to wulgaryzm. Wulgaryzmów używają ludzie z jego lewackiego środowiska, na co on nie reaguje. 

SJ: Wiceminister sprawiedliwości Michał Woś powiedział w radiu, że wolałby, żeby nie używała pani mediów społecznościowych… 

KP: Zwróciłam uwagę na niestosowność tych słów, Pan minister zadzwonił i przeprosił mnie. Uważam sprawę za zakończoną.

SJ: Oświadczenie majątkowe mogła pani upublicznić.  

KP: Przecież lewackie media żądają upublicznienia mojego oświadczenia majątkowego, tylko w celu nękania mnie i zastraszania. Nie będę im tego ułatwiała, nie dam się sterroryzować i zastraszyć. Jakie są skutki tych nagonek wiedzą ludzie, którzy zajmują się moją ochroną. 

SJ: A co pani sądzi o Unii Europejskiej? 

KP: Przez dwadzieścia lat opisywałam to w swoich naukowych artykułach, dostępne w Internecie. Zapraszam do lektury. Opisuję prawne zagrożenia dla Polski. Niestety wszystkie moje wnioski się sprawdzają, co przypomniał niedawno redaktor Jakub Augustyn Maciejewski. Zadaniem polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest obrona polskiej Konstytucji w każdych warunkach i wobec wszystkich. 

SJ: Narzeka pani na media, ale jak idziemy do polityki, to trzeba mieć jednak grubszą skórę. 

KP: Owszem, trzeba mieć grubszą skórę, ale polityk jest też człowiekiem, którego godność podlega ochronie. Media bardzo często przekraczają tę granicę atakując sferę całkowicie prywatną nie mającą związku z polityką, co więcej atakują też rodziny, dzieci i wnuki.

Przy okazji oświadczam panu, że znając skrajną nieuczciwość mediów nie będę już udziela publicznych wypowiedzi. Jestem pozbawiona ochrony prawnej ze strony sądów i prokuratury. Między innymi z tego powodu nie szanuję sądów i mediów. Korzystam z tego, że mnie pan zaprosił, a przyjęłam zaproszenie tylko po to, żeby powiedzieć panu, że gnębił mnie pan niesprawiedliwie przez wiele lat. Przyprawiliście mi gębę i oczekuję, że mnie pan przeprosi. 

SJ: Bardzo panią przepraszam. 

KP: Na koniec chcę sprawić panu przyjemność, ma pan piękną żonę. Taka kobieta nie mogłaby być z byle łobuzem.

SJ: Przekażę.

KP: Mam nadzieję, że wszystko co tu powiedziałam, przemyśli pan sobie.

Czytaj dalej: 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka