Minister edukacji Przemysław Czarnek. Fot. PAP/Piotr Nowak
Minister edukacji Przemysław Czarnek. Fot. PAP/Piotr Nowak

Broniarz: Pytaniem nie jest ile rząd już zrobił, tylko czy w ogóle coś zrobił dla edukacji

Redakcja Redakcja Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 88
Nie mogę podzielić poglądu, jakoby obecny rząd zrobił dla edukacji najwięcej. Raczej bym się spytał – co w ogóle zrobił – mówi Salonowi 24 Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Przy okazji ostrej dyskusji o tzw. „Willa Plus” minister edukacji Przemysław Czarnek ostro atakował Platformę Obywatelską. W tle sporu politycznego i personalnego jest debata o polskiej edukacji. Czy zbliża się ona pod rządami Czarnka do katastrofy, czy też, jak twierdzą  zwolennicy ministra i on sam, wszystko idzie wreszcie w dobrym kierunku?

Sławomir Broniarz: Powiem szczerze, że zbyt cenię sobie dobre samopoczucie, by śledzić i analizować wypowiedzi ministra Przemysława Czarnka. Dlatego o samej debacie, słowach, które tam padły, wolałbym się nie wypowiadać. Natomiast siłą polskiej edukacji nie jest ani minister edukacji, ani jego poprzednicy. Tą siłą są nauczyciele, uczniowie, rodzice. Wszyscy ci, którzy tworzą polską szkołę. Nie mogę podzielić poglądu, jakoby obecny rząd zrobił dla edukacji najwięcej. Raczej bym się spytał – co w ogóle zrobił.

Bardzo istotną reformą, jeszcze poprzedniczki obecnego ministra była likwidacja gimnazjów, powrót do ośmioklasowej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum. Ta zmiana jest oceniana bardzo różnie, ale niewątpliwie była to reforma przeprowadzona za rządów PiS, a jej znaczenie było duże?

Tak, i nie wiem, czy dobrze interpretuję działania pana ministra Czarnka w sprawie liberalizacji nowej matury, ale to bez wątpienia koło ratunkowe rzucone nie uczniom, a swojej poprzedniczce minister Annie Zalewskiej i całemu rządowi PiS. Nie wiem, czy taka jest intencja pana ministra. Ale taki jest efekt. Bo jeśli wynik matur będzie zły, to winna będzie nie tylko pandemia, ale też reforma pani Zalewskiej, likwidacja gimnazjów. Reforma ta nie wynikała z potrzeb szkoły, ale była odpowiedzią na sondaże i opinie tych, którzy szkołę dawno skończyli. Nie mieli pojęcia co jest przedmiotem reformy, bo w czasie gimnazjów byli już często dawno po ukończeniu szkoły.

Minister Czarnek ostro krytykuje Platformę, że za rządów PO-PSL zlikwidowano wiele szkół. Wobec Związku Nauczycielstwa Polskiego pojawia się zarzut, że nie reagował w czasie, gdy za Tuska placówki szkolne likwidowano. A za PiS związek ostro działania rządu krytykuje?

Dzisiejsza postawa nauczycieli, jest i tak wyważona wobec dziwactw, które są wyprawiane. Całkowicie chybiony jest zarzut, jakoby  Związek Nauczycielstwa Polskiego był bierny w czasie, gdy likwidowane były szkoły za rządów PO-PSL. Każdemu, kto powtarza takie brednie, mogę polecić sięgnięcie do oficjalnych  dokumentów, kalendarium zdarzeń i protestów ZNP od pani Katarzyny Hall poczynając, na kadencji pani Joanny Kluzik-Rostkowskiej kończąc. Liczba akcji protestacyjnych za rządów PO-PSL była przeogromna. Nie mnie oceniać, czy wtedy było więcej likwidowanych szkół. O tym niech dyskutują politycy. Kluczowa jest nie dyskusja polityczna. Ale uzgodnienie takich rozwiązań, które faktycznie poprawią sytuację polskiej szkoły. Na pewno należałoby zmienić podstawę programową. Dziś dzieci uczą się na tej samej podstawie, co w latach 70-ych. Po drugie, wszelkie zmiany muszą być wprowadzane  stopniowo, ostrożnie i z  głową. Pamiętajmy, że Finowie do swojego poziomu edukacji doszli w 30 lat. A i tak ten system jest  tam lekko kontestowany. U nas reforma minister  Zalewskiej zajęła trzy miesiące. Nie da się też przeprowadzić sensownej reformy ponad głowami, bez udziału nauczycieli. Kluczem jest zmiana treści edukacyjnych, by były one dopasowane do otaczającej nas rzeczywistości, także rozwoju cywilizacyjnego.

Rząd proponuje na przykład sprzęt dla uczniów – to chyba krok w dobrym kierunku?

Proszę zwrócić uwagę,  że do uczniów klas czwartych trafić mają laptopy. Obawiam się trochę, że to zabieg PR, by pokazać, że „Tusk obiecał, nie zrealizował, a my to robimy”. Bo nie ma odpowiedzi na pytania, dlaczego te laptopy mają otrzymać akurat uczniowie klasy czwartej, a nie na przykład pierwszej, czy piątej. Nie ma informacji, czy będą to sprzęty dzierżawione, pożyczone, czy uczniowie będą za nie płacić. Jeśli przy tego typu działaniach szkoła jest na pierwszym miejscu, to dobrze. Ale jeśli na pierwszy plan wychodzi polityka, to fatalnie.

Idealny scenariusz dla PiS. "Nie ma żadnej gwarancji, że utworzą rząd po wyborach"

Hołownia i Kosiniak-Kamysz zorganizowali konferencję. Wkurzyli dziennikarzy





Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo