Fot. Facebook/Julia Tkachenko, Google Maps
Fot. Facebook/Julia Tkachenko, Google Maps

Tragedia w Krakowie, ruch prokuratury. Ukrainka: "Polska zabrała mi dziecko"

Redakcja Redakcja Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 137
W wyniku tragicznego wypadku w Krakowie, śmierć poniósł 11-letni chłopiec z Ukrainy. Mimo, że od zdarzenia minął prawie rok, to nadal prowadzone jest śledztwo. Prokurator domaga się dla 21-letniej sprawczyni roku więzienia w zawieszeniu oraz dwóch lat zakazu prowadzenia samochodu. Jak ujawnia Salon24, rozżalenia w tej sprawie nie kryje matka chłopca. Julia Tkaczenko twierdzi, że "Polska zabrała jej dziecko".

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło 10 września 2022 roku na ul. Bora-Komorowskiego w Krakowie. 21-letnia kobieta potrąciła na pasach 11-letniego chłopca z Ukrainy. Według matki dziecka, czerwone światło zapaliło się, gdy auto było około 25 metrów od pasów. 

Walka o syna 

Kobieta za pośrednictwem Facebooka zdradziła, jak wyglądała sytuacja w szpitalu. Z jej relacji wynika, że lekarz przekazał rodzinie, iż zgodnie z protokołem syn zostanie odłączony od aparatury, ponieważ nie da rady go uratować. "Dzwonimy do konsula, obiecano nam oddać syna, ale mówią nam, że synka rozłączają. Lekarze patrzą na nas jak szaleni. Angażujemy dziennikarzy z różnych krajów. Lekarze pokornie się wycofują" – wspomina Julia Tkaczenko.

Według relacji, chłopiec zostaje przewieziony do szpitala w Kijowie. "Uciekamy z Polski" – pisze Tkaczenko. Mimo walki o życie, chłopiec umiera piętnastego dnia od wypadku. 


Kobieta w emocjonalnym poście na Facebooku przekazuje, że prokurator prawie rok od zdarzenia domaga się dla sprawczyni jednego roku więzienia w zawieszeniu oraz dwóch lat zakazu prowadzenia samochodu. "Prawnicy mówią nam, że nigdy nie spotkali się z tak zuchwałą propozycją prokuratora w tak poważnej sprawie" – komentuje Tkaczenko. 

Jak dodaje, ma ogromny żal do Polski i twierdzi, że nasz kraj "zabrał jej dziecko". "Jestem obrażona. Jestem obrażona przez kraj, który wyciągnął pomocną dłoń do Ukrainy. Obrażona osobiście" – twierdzi. 

Kobieta umyślnie naruszyła zasady 

Z aktu oskarżenia, do którego dotarł Salon24, wynika, że prokurator oskarżył 21-latkę o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

"Kierująca pojazdem marki Fiat Stilo jadąc prawym pasem ruchu ul. gen. Tadeusza Bora - Komorowskiego w kierunku ul. Wiślickiej, na wysokości skrętu do CH Krokus, poruszając się z prędkością ok 68 km/h, przejechała linię zatrzymania, gdy dla jej kierunku jazdy był wyświetlany sygnał czerwony - w konsekwencji czego doszło do potrącenia Olesa Tkaczenko wbiegającego na przejście dla pieszych, gdy sygnalizator dla jego kierunku poruszania nadawał sygnał czerwony" – czytamy w uzasadnieniu. 

W związku z tym prokurator domaga się: 

– jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonywania na okres próby wynoszący 3 lata, 

– nałożenia obowiązku informowania Sądu o przebiegu okresu próby pisemnie co 6 miesięcy, 

– orzeczenia zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na okres 2 lat 

– orzeczenia zadośćuczynienia za doznaną krzywdę na rzecz matki zmarłego pokrzywdzonego w wysokości 10 000 zł. 


Ekspert dla Salon24: To bardzo trudne sprawy 

– To są zawsze bardzo trudne sprawy. Żeby orzec szczegółowo, jaką karę można wyznaczyć wobec kierowcy, który zabija kogoś mając pierwszeństwo przejazdu, sąd musi zbadać bardzo szczegółowo okoliczności. Bo jasne, jest, że jeśli jeden uczestnik ruchu ma czerwone światło i wbiega na przejście dla pieszych, to łamie przepis. Ale to nie znaczy, że kierowca może sobie bezkarnie go przejechać – mówi Salonowi 24 Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu BRD24.pl.

Jak tłumaczy, w takich sytuacjach badane są bardzo różne aspekty. – Przede wszystkim zawsze wchodzi w grę zasada ograniczonego zaufania, czyli mamy mieć zaufanie do wszystkich na drodze, jakby zachowywali się zgodnie z prawem, ale gdy jesteśmy w stanie zauważyć, że ktoś złamie przepisy, to mamy obowiązek zrobić wszystko, by nie doprowadzić do tragedii – tłumaczy ekspert.

Zboralski podkreśla, że biegli sądowi badają zawsze, na ile kierowca miał szansę dostrzec, że jest dziecko, które zbliża się do przejścia albo biegnie po chodniku. – Wówczas powinien wzmóc ostrożność. I zwolnić, zbliżając się do przejścia dla pieszych. Bardzo istotne jest, z jaką prędkością kierowca jechał przez miasto. Wydaje się, że jeśli prokurator obciąża kierującą, a domaga się jednak ograniczenia wolności, to znaczy, że dopatrzono się z jej strony pewnych zachowań nieprawidłowych. Tego, że gdyby dochowała wszelkich zasad ostrożności na drodze, do tragedii mogłoby nie dojść. Ale o ostatecznej odpowiedzialności decyduje sąd – podsumowuje w rozmowie z Salonem24.

"Myślenie kategoriami swój-obcy" 

Sprawę skomentował m.in. historyk Łukasz Adamski. "Wszyscy niedawno czytaliśmy o "pijanym Ukraińcu, który zabił". Teraz zaś czytam o "Polce, która zabiła mi syna". Myślenie kategoriami: swój-obcy jest mocno w nas obecne. Gdy dochodzi do ludzkich tragedii lub do zbrodni, to od razu podkreślamy, że sprawcą jest obcokrajowiec. Psychologicznie jest to zrozumiałe, ale politycznie widzę niebezpieczeństwa" – pisze, dołączając wpis Julii Tkaczenko. 


Mateusz Pacak

Fot. Facebook/Julia Tkaczenko, Google Maps

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości