"Cieszę się, że już nie ma  mnie w Sejmie" - mówi Eugeniusz Kłopotek Fot. PAP/Albert Zawada
"Cieszę się, że już nie ma mnie w Sejmie" - mówi Eugeniusz Kłopotek Fot. PAP/Albert Zawada

Były poseł cieszy się, że nie ma go już w Sejmie. "Na nieszczęście jest w nim moja żona"

Redakcja Redakcja Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 26
Obawiam się, że podział obecnej koalicji na dwa obozy, które zdominują scenę polityczną, może się nie udać, a start w wyborach prezydenckich przeciwko sobie Szymona Hołowni i Rafała Trzaskowskiego doprowadzi do podziału. Niestety często jest tak, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta i wygrywa – mówi Salonowi 24 Eugeniusz Kłopotek, wójt gminy Warlubie, wieloletni poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Od ponad miesiąca rządzi nowy rząd, którego jedną z części jest Trzecia Droga, koalicja, do której należy i Pana partia. Jak z perspektywy byłego posła ocenia Pan pierwsze tygodnie nowego gabinetu?

Eugeniusz Kłopotek:
Powiem szczerze, że jestem szczęśliwy. Patrząc na to, co się dzieje, cieszę się, że już mnie w Sejmie nie ma. Na moje nieszczęście znalazła się w nim moja małżonka, więc w tej chwili jestem troszkę między młotem a kowadłem, czy na rozdrożu. W dodatku żona zasiada w komisji śledczej do spraw wyborów kopertowych, jeździ co tydzień do Warszawy. Teraz też pojechała i wróci dopiero w piątek. Więc to jest pewien minus. No ale trudno, jest, jak jest, trzeba to jakoś wytrzymać (śmiech). A co do oceny obecnej sytuacji uważam, że wizerunek państwa demokratycznego jest w ostatnim czasie po prostu zły.


I gdybym miał cokolwiek radzić, to choć nie jestem prawnikiem, powiedziałbym: zacznijmy trzymać się sztywno przepisów. Poczynając od Konstytucji, poprzez ustawy, po inne akty prawne. Jak przygotowujemy rozporządzenie kogokolwiek, czy rady ministrów, czy któregoś ministra, sprawdźmy, czy to jest zgodne z ustawą, zastanówmy się też, czy ta ustawa jest zgodna z konstytucją. I trzymajmy się sztywno zapisu. Natomiast, jeśli zachodzi problem interpretacyjny, to wtedy zawsze zaczyna się robić chaos i bałagan. I następuje znana z lat 90. falandyzacja prawa, której być nie powinno. Organy władzy państwowej są dzisiaj w totalnym rozkroku, jeśli chodzi o jednoznaczną interpretację przepisów prawnych. A skoro tak, to czego my mamy wymagać od zwykłego obywatela, który widzi przecież, co się dzieje.

Skoro doszliśmy jako państwo i społeczeństwo do ściany, nie należy spróbować zadbać o doprecyzowanie Konstytucji tak, żeby nie było żadnego pola do interpretacji?

Jest w tym sporo racji, też nad tym myślałem i nawet rozmawiałem z małżonką. Oczywiście sytuacja jest trudna, bo prezydent jest z innego obozu niż rząd, sam też się mocno zakiwał w interpretacji prawa, chociażby z tym ułaskawieniem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Jednak jeśli czujemy wspólnie odpowiedzialność za państwo, za jego dalsze funkcjonowanie, nie mamy wyboru. Musimy zrobić okrągły stół konstytucyjny. I jeżeli są wątpliwości, czy niedoprecyzowane są niektóre zapisy w Konstytucji, usiądźmy i je doprecyzujmy. Pomimo tego, że pochodzimy z różnych obozów politycznych. I to jest w tej chwili absolutnie niezbędne, bo w przeciwnym wypadku ten chaos będzie się tylko pogłębiał. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu to realne, bo niestety z obu stron wygrywa trochę jednak narracja konfliktu.


Donald Tusk wzywał niedawno do jednej listy w wyborach samorządowych. Tymczasem w wyborach parlamentarnych jej nie było i Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga oraz Lewica przejęły władzę, stworzyły koalicję rządową. Czy Pana zdaniem dziś Trzecia Droga powinna rozważyć propozycje Tuska, czy jednak twardo stawiać na niezależność i iść osobno w wyborach samorządowych, bo na tym po prostu zyska więcej?

Kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, osobiście byłem zwolennikiem zasady wóz albo przewóz, czyli postawieniem na jedną listę ówczesnej opozycji i danie Polakom konkretnego wyboru – PiS kontra antypisowska opozycja. Okazało się jednak, że racji nie miałem, chociaż oczywiście nie wiemy do końca, jakby się wszystko potoczyło, gdyby ta jedna lista była. W tej chwili jest tzw. koalicja 15 października. Daj Boże, że wytrzyma całą kadencję. Obawiam się trochę, żeby czasami nie dochodziło do rozdźwięków, szczególnie w tych sprawach, nazwijmy to światopoglądowych, a nieraz i gospodarczych, czy społecznych.

Ponieważ jednak mariaż się Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Polski 2050 Szymona Hołowni powiódł się i Trzecia Droga odniosła sukces w wyborach parlamentarnych, jest postanowienie, żeby go powtórzyć w wyborach samorządowych. Przy czym to dotyczy wyborów do sejmików, które są takim małym parlamentem. Już niżej, w wyborach do powiatu, czy tym bardziej gminy trzeba ważyć rację. Jesteśmy bowiem dosyć mocno usadowieni w środowiskach wiejskich, czyli gminnych, natomiast Polska 2050 w dużych miastach. W związku z tym nasze kierownictwo oczywiście zaleca nam, żebyśmy maksymalnie wszędzie szli jako Trzecia Droga. My to zrealizujemy, ale już na niższych szczeblach powiatowych, a zwłaszcza gminnych, trzeba dopuszczać inne konfiguracje.

Jestem zaangażowany w tworzenie koalicji w jednym z powiatów na terenie Kujawsko-Pomorskiego i w ogóle nie mam kandydatów od Hołowni. Są sami PSL-owcy. Oni się wtedy pytają „dlaczego mamy iść jako Trzecia Droga, a nie jako PSL? To są tego typu dylematy. Do sejmików idziemy jako Trzecia Droga, bo ten wariant się sprawdził. Chociaż ja cały czas myślę, czy nie lepiej byłoby postawić wszystko na jedną kartę i czytelny wybór – Koalicja 15 października, kontra dzisiejsza opozycja, czyli Prawo i Sprawiedliwość. Kierownictwo stronnictwa podjęło jednak inną decyzję, ja ją szanuję i akceptuję.


PSL wypadał zawsze bardzo dobrze w wyborach samorządowych, a znacznie słabiej w parlamentarnych. Są jednak głosy ekspertów sugerujące, że tym razem jako Trzecia Droga możecie odebrać głosy PiS-owi, a w drugiej turze wyborów prezydenckich Wasz kandydat zmierzy się z kimś z Koalicji Obywatelskiej, stworzy się nowy podział, TD z KO podzielą polską scenę polityczną. Wierzy Pan w taki scenariusz?

Gdy myślę o wyborach prezydenckich, to od razu nasuwają się dwa nazwiska: Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia. Nie wiem, kto tam pójdzie ze strony dzisiejszej PiS-u, ale rzeczywiście będzie to dla nas pewnego rodzaju dylemat, bo najgorzej to się porozbijać. Obawiam się bowiem, że podział obecnej koalicji na dwa obozy, które zdominują scenę polityczną, może się nie udać, a start przeciwko sobie Hołowni i Trzaskowskiego doprowadzi do podziału. Niestety często jest tak, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta i wygrywa. Lepiej, żeby koalicja rządząca, nazywana Koalicją 15 października, wytypowała i ustanowiła jednego kandydata, którego będziemy wszyscy popierać.

Czy nie kusi Pana możliwość „podziału tortu” pomiędzy Was i KO?

Nie bardzo w nią wierzę, dlatego wolałbym, żeby obecna Koalicja 15 października, wysunęła wspólnego kandydata na prezydenta. To jest oczywiście wyłącznie moje zdanie, liderzy PSL podejmą w tej sprawie stosowne decyzje.

Czytaj też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka