- Pan Bóg miał siedem dni, by stworzyć świat, a ja miałem trzy, by wypromować kandydaturę Jacka Saryusz-Wolskiego- stwierdził w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" Witold Waszczykowski.
To nie było żadne 27:1 - przekonywał w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, mówiąc o niedawnym szczycie Unii Europejskiej, na której szefem Rady Europejskiej został wybrany Donald Tusk, a nie Jacek Saryusz-Wolski, którego popierał rząd PiS.
Było za późno na wypromowanie Saryusz-Wolskiego
Szef polskiego MSZ skomentował to, że nie udało mu się znaleźć poparcia dla kandydata polskiego rządu Jacka Saryusz-Wolskiego na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Stwierdził, że miał za mało czasu. - Pan Bóg miał siedem dni, by stworzyć świat, a ja miałem trzy, by wypromować kandydaturę Jacka Saryusz-Wolskiego. To mało, żeby zorganizować poparcie dla tego typu decyzji. Poza tym takie sprawy nie leżą w gestii ministrów, tylko premierów. Dlatego staraliśmy się o przełożenie głosowania, aby zyskać potrzebny czas - powiedział szef MSZ w wywiadzie dla "Dziennika Zachodniego". Waszczykowski powiedział, że Saryusz-Wolski zdecydował się definitywnie na kandydowanie dopiero w sobotę przed szczytem. Na pytanie, czy dlatego głosowanie w Brukseli skończyło się "porażką 27:1", Waszczykowski odparł: - To nie było żadne 27:1. Proszę zobaczyć, jak wyglądało rzekome głosowanie. Zadano jedynie pytanie, kto jest przeciw.
Zdaniem Waszczykowskiego wobec dwóch będących w grze zastosowano różne reguły. - Kandydata zgłoszonego przez panią premier w ogóle nie dopuszczono do głosu - powiedział. Zwrócił uwagę także na kwestię głosowania nad kandydaturą Donalda Tuska. - Podczas szczytu padło jedynie pytanie: kto jest przeciw. A gdy okazało się, że tylko Beata Szydło, to głosowanie zakończono. A gdzie pytanie: kto za, kto się wstrzymał - pytał Waszczykowski.
Dodał, że "teraz nawet nie wiemy, jakie stanowiska miało w tej sprawie 27 krajów". - Poza tym zmieniano zasady gry, choćby dotyczące sposobu ogłaszania konkluzji Rady. To jakby sędzia piłkarski w czasie meczu zadecydował, że przez 10 minut nie będzie odgwizdywał spalonego - stwierdził szef MSZ.
Chodziło o zasady
Szef MSZ pytany, "dlaczego przed szczytem Rady nie pojechał na Nowogrodzką i tam nie powiedział, że Beata Szydło nie ma żadnych szans na sukces?", odpowiedział: - Wszyscy w rządzie, jak i w kierownictwie partii, zdawali sobie sprawę, że to zadanie jest trudne do wykonania w ciągu trzech dni. Waszczykowski zaznaczył, że w sprawie Saryusz-Wolskiego chodziło "przede wszystkim o zasady". - Chodziło o zadeklarowanie pewnych norm, standardów i deklaracji dotyczących reform UE. To zostało przedstawione. Rozpoczęliśmy proces dopominania się o reformy Unii. I to się udało, nasz głos się przebił - powiedział. W ocenie szefa polskiej dyplomacji "z Tuska już wcześniej nie mieliśmy pożytku". - Jego funkcjonowanie było jałowe dla polskiej dyplomacji - powiedział.
źródło: TVN24
KJ
Inne tematy w dziale Polityka