Denis Urubko. fot. Facebook
Denis Urubko. fot. Facebook

Ostateczny koniec wyprawy na K2 dla Denisa Urubki!

Redakcja Redakcja Alpinizm Obserwuj temat Obserwuj notkę 105

Nie powiódł się samotny atak Denisa Urubki na szczyt K2. Z tego względu himalaista zdecydował, że opuści polską wyprawę. Jak twierdzi, żeby zakwalifikować zdobycie góry jako "zimowe", musiałoby mieć miejsce do końca lutego.

Urubko w sobotę podjął dramatyczną decyzję o samotnej wyprawie w kierunku szczytu K2. Bez konsultacji z kierownictwem wyprawy ruszył w górę. Szybko okazało się, że jego misja jest skazana na niepowodzenie. Himalaista ostatecznie wrócił do bazy.

Zobacz: Ostra walka o szczyt K2. Urubko nie chce kontaktu z resztą ekipy

Powody zakończenia wyprawy

 "Zgodnie ze swoimi przekonaniami dotyczącymi końca sezonu zimowego, postanowił opuścić Zimową Wyprawę na K2" - czytamy w oświadczeniu Polskiego Himalaizmu Zimowego w mediach społecznościowych. Informację potwierdził na antenie TVN24 rzecznik wyprawy. - Powrót Denisa nastąpi najprawdopodobniej we wtorek - przyznał Leksiński. "Decyzja ta została zaakceptowana przez uczestników wyprawy, którzy nie widzieli dalszej możliwości współpracy z Denisem po jego samodzielnej próbie zdobycia wierzchołka" - czytamy dalej w oświadczeniu.

Według Michała Leksińskiego udział Urubki w dalszej części ekspedycji zakończył się z dwóch powodów. Chodzi o jego przekonania na temat atakowania ośmiotysięcznika zimą (wyznaczył sobie termin do końca lutego) oraz o to, że zdawał sobie sprawę, że swoim zachowaniem postawił resztę ekipy w niekomfortowej sytuacji. - Swoim samodzielnym wyjściem Denis silnie zamanifestował filozofię, której jest zwolennikiem. Zapewne liczył się z tym, że spotka się to ze strony zespołu z szokiem i z niezrozumieniem, ze względu na wcześniejsze ustalenia wyprawy - powiedział Leksiński. - Swój manifest kontynuuje. Nie widząc żadnej możliwości działania na K2 do końca lutego, postanowił wyprawę opuścić - dodał rzecznik.

Leksińskiemu trudno było odpowiedzieć, czy gdyby nie przekonania Urubki, reszta zespołu byłaby w stanie kontynuować z nim wyprawę i jak wyglądałaby dalsza współpraca obu stron. - To, co stało się w ostatnich dniach, wywołało dużo emocji. Najpierw był szok i niedowierzanie, potem niesmak, że Denis podjął samodzielną próbę, bez konsultacji. Na koniec po prostu czysta obawa o jego bezpieczeństwo, ze względu na brak łączności z nim [Urubko nie wziął radiotelefonu - przyp.red]. W zespole panowało poruszenie. Po tak dużych perturbacjach współpraca nie byłaby łatwa, choć myślę, że do ułożenia. Tak czy inaczej sytuacja sama się rozwiązała - przyznał rzecznik. Urubko ma opuścić bazę w najbliższym czasie. Konkretnego terminu jeszcze nie ustalono. - Najpewniej będzie to jutro - przypuszcza Leksiński.

Zobacz: Wiemy, gdzie znajduje się Denis Urubko. Rozpoczął schodzenie z K2

Urubko nie zamierza przepraszać

- Podjąłem się ataku szczytowego i tak naprawdę jestem usatysfakcjonowany. Bez tego byłbym wściekły. Nie mam za co przepraszać - powiedział po powrocie do bazy pod K2 Denis Urubko. Himalaista przyznał w rozmowie z TVN, że kontynuowanie ataku szczytowego nie było możliwe ze względu na fatalne warunki. - To była moja szansa, żeby coś zrobić, a nie tylko siedzieć w bazie. Podjąłem się ataku szczytowego i tak naprawę jestem usatysfakcjonowany, bez tego byłbym wściekły. Wróciłem bez zdobycia szczytu, ale to była ryzykowna sytuacja. Dużo śniegu, zero widoczności, bardzo złe warunki. W tym przypadku moją jedyną słuszną decyzją mógł być powrót - powiedział Urubko.

Urubko nie czuje się winny. Frustracja narastała w nim od dłuższego czasu. Już wcześniej na swoim blogu narzekał na opieszałość w działaniach wyprawy pod kierownictwem Wielickiego. - Myślę, że nie muszę mówić przepraszam. Oni też nie są aniołami. Na tej ekspedycji wszyscy mnie ignorowali. Widziałem, jak decyzje zapadały beze mnie. Wielicki pozwolił mi wejść do obozu trzeciego, a później kazał mi wrócić z powodów, których nie rozumiem. Ok, jesteśmy mężczyznami, himalaistami. To nie jest sytuacja, żeby mówić przepraszam. Mnie nikt nie przeprosił za ich błędy. Moje zdanie pozostaje takie samo - zakończył. Urubko zdradził też, że dotarł prawdopodobnie na wysokość 7600 metrów. Nie mógł iść dalej, ponieważ warunki pogodowe były fatalne. Wiał bardzo silny wiatr, a widoczność była ograniczona.

źródło: TVN24

KJ

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport