Księży nie ma w rejestrze pedofilów. "Wyborcza": szukajcie przestępców na własną rękę

Redakcja Redakcja Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 509

"Gazeta Wyborcza" krytykuje ministerstwo sprawiedliwości za nieumieszczenie nazwisk duchownych w rejestrze pedofilów. Z przerażeniem też radzi czytelnikom, by na własną rękę szukali pedofili, bo zestawienie przestępców jest niepełne. - Księża nie popełniali najbrutalniejszych przestępstw - wyjaśniał Sebastian Kaleta.

Temat pedofilii wśród duchownych znów rozpala polskie media, a to za sprawą m.in. filmu "Kler" Wojciecha Smarzowskiego, który pod koniec września wejdzie na duże ekrany. Ponadto, papież Franciszek przeprosił podczas ostatniej pielgrzymki ofiary księży pedofili w Irlandii.

Spór o rejestr pedofilów

Poseł Adam Szłapka z Nowoczesnej przypomniał, że w rejestrze przestępców na tle seksualnym nie widnieją księża. - W styczniu 2018 ministerstwo sprawiedliwości upubliczniło listę pedofilów. Nie było na niej ani jednego księdza. Kogo chroni
Patryk Jaki? Jesteśmy pewni, że chcemy takich ludzi w życiu publicznym? - napisał na Twitterze.

Sebastian Kaleta, były wiceminister resortu Zbigniewa Ziobro, odpisał politykowi: - Księży, tak jak każdego innego obowiązują te same przepisy. Nikogo rejestr pedofilów nie chroni. Fakt, że nie znajdują się tam księża (w rejestrze jawnym) oznacza, że księża nie popełniali najbrutalniejszych przestępstw (tam się kwalifikują brutalne gwałty) - zauważył.

Za swoją wypowiedź, Kaleta był krytykowany przez internautów za to, że - ich zdaniem - wybiela odpowiedzialność księży i dzieli ofiary gwałtów, czyli poszkodowane dzieci.

- Chodzi o typ kwalifikowany przestępstwa, zagrożony bardziej surową karą: "art 197 § 4 kk . Jeżeli sprawca czynu określonego w §1-3 działa ze szczególnym okrucieństwem, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5." Typ podstawowy w rejestrze dla szkół - tłumaczył Kaleta.

Według członka komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji, oskarżenia ze strony opozycji to nic innego, jak tylko brutalny atak na Patryka Jakiego. Kaleta przypomniał również, że politycy PO i Nowoczesnej, a także Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar krytykowali "zbyt szeroki rejestr sprawców w rejestrze jawnym".

"Gazeta Wyborcza" zamieściła tekst o tytule "Księża wyjęci z rejestru pedofilów", który sugeruje, że ktoś specjalnie trzyma parasol ochronny nad pedofilami w sutannach. Zwrócił na to uwagę publicysta "Do Rzeczy", Marcin Makowski.

- Tytuł, który jest jawną manipulacją (żaden zawód nie jest wyłączony z "rejestru pedofilów", co najwyżej konkretne osoby na mocy wyroku sądu). Gdy czytelnik zwraca uwagę na manipulację, klasyczna odpowiedź: "no ale w tekście wyjaśniamy". A tytuł to co, dozorca w drukarni ułożył? - dziwił się.

"Gazeta Wyborcza" ostrzega: musicie szukać pedofili na własną rękę

Rejestr pedofilów to lista najgroźniejszych przestępców seksualnych - dzieli się na ograniczony i publiczny. Z pierwszego mogą korzystać służby, prokuratorzy i sędziowie, a także przedstawiciele szkół i placówek, zajmujących się opieką nad dziećmi. Z rejestru publicznego może skorzystać każdy z nas. Cel? Ministerstwo sprawiedliwości chce, byśmy mieli wiedzę, czy w okolicach miejsca zamieszkania kręci się jakiś pedofil. W rejestrze publicznym odnajdziemy 768 nazwisk. Ponad 2600 osób widnieje na ograniczonej liście pedofili.

- Nie jestem zwolennikiem PiS-owskiej listy, bo to populizm, który zalatuje nawoływaniem do samosądów. Jaki i Ziobro wpadli jednak we własne sidła. Okazało się, że wśród „bestii” są księża, ale nie można ich ujawnić, bo pokazałoby to prawdziwą skalę procederu w Kościele i naraziło PiS na gniew hierarchów. Lista pozostanie więc ułomna. Społeczeństwu, zwłaszcza miłującemu PiS, pozostaje zaś radzić, by na własną rękę rozglądało się za „bestiami” - radzi komentator "Gazety Wyborczej", Marcin Kącki.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

GW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka