W niektórych szkołach 150 punktów z egzaminu nie wystarczało, by dostać się do wymarzonej klasy. Zdjęcie ilustracyjne, fot. pwr.edu.pl
W niektórych szkołach 150 punktów z egzaminu nie wystarczało, by dostać się do wymarzonej klasy. Zdjęcie ilustracyjne, fot. pwr.edu.pl

Awantura o miejsca w szkołach. Nie wszyscy uczniowie dostali się tam, gdzie chcieli

Redakcja Redakcja Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 175

W tym roku do szkół ponadpodstawowych zdawał podwójny rocznik - uczniowie, którzy skończyli podstawówki oraz gimnazja. Mimo że zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Edukacji dyrektorzy szkół zwiększyli liczbę klas w placówkach, to wielu uczniów nie dostało się do szkół, które wybrali. Opozycja uważa, że to wina rządu PiS.

W pierwszym etapie rekrutacji 2,5 tys. uczniów w Krakowie, 1200 w Gdańsku, ponad 800 w Szczecinie, tyle samo w Olsztynie i 600 absolwentów w Lublinie nie zdobyło siebie miejsca w żadnej z wybranych przez siebie szkół ponadpodstawowych. Problem z dostępnością miejsc dotyczy przede wszystkim dużych miejscowości, gdzie do szkół o wysokiej renomie startowało kilku-kilkunastu kandydatów na jedno miejsce.

Politycy PO-KO alarmują, że młodzież i rodzice przeżywają obecnie dramat w związku z tym, że wielu absolwentów podstawówek i gimnazjów nie może dostać się do wymarzonej szkoły średniej. - Sytuacja jest dramatyczna. Odpowiada za to Jarosław Kaczyński, który wymarzył sobie powrót do systemu oświaty z PRL-u, czyli ośmioklasową szkołę podstawową. Odpowiada za to (była minister edukacji narodowej) Anna Zalewska, która uciekła do Brukseli, odpowiada za to dzisiaj minister (edukacji narodowej Dariusz) Piontkowski, który tę reformę wspierał. Czarna karta w historii polskiej oświaty dzisiaj, niestety, została przez PiS zapisana - oświadczył poseł Rafał Grupiński.

Posłanka PO-KO Urszula Augustyn stwierdziła, że od trzech lat przestrzegała PiS, że reforma edukacji tak się skończy, ale nikt jej nie chciał słuchać. - Nie chciano słuchać rodziców, nie chciano słuchać nauczycieli i dzisiaj stoimy w takiej sytuacji, w której młodzi ludzi otrzymują efekty rekrutacji i widzą, że nie dostali się do żadnej szkoły. Nie tylko do tej wymarzonej, ale także do jakiejkolwiek szkoły - mówiła.

- Wypowiedzi polityków PiS są dzisiaj nie tylko bolesne, ale są skandaliczne. Nie można młodym ludziom mówić, że jak się nie dostali do jednej szkoły, to mogą iść do innej, bo tam jest miejsce. Nie można mówić młodym ludziom, żeby sobie szukali miejsca za granicą. Nie można mówić młodym ludziom, że politycy lepiej wiedzą, co oni w życiu mają robić - oświadczyła Augustyn.

Posłanka PO-KO zwróciła uwagę, że to samorządowcy stoją dziś przed rodzicami i nauczycielami i tłumaczą się z czegoś, w czym w ogóle nie zawinili. - Reformę narzuciła minister Zalewska, reformę narzucił PiS, a samorządowcy robią co mogą od trzech lat - mówiła. - To jest skandaliczne. Tę odpowiedzialność musi ktoś ponieść i nie są to samorządowcy - dodała.

- Powinniśmy zaapelować do polityków PiS, aby usiedli do stołu z samorządowcami, bo tylko mądra, rzetelna, rzeczowa rozmowa i błyskawiczne dorzucenie pieniędzy do tego systemu samorządom jest w stanie w miarę krótkim czasie ustabilizować sytuację. Nauczeni doświadczeniem wiemy, że PiS żyje we własnej rzeczywistości i dla nich nic się nie stało, wszystko jest w porządku - oświadczyła Augustyn.

Zdaniem szefa MEN Dariusza Piontkowskiego opozycja bezpodstawnie "straszy paraliżem edukacji". Zapewnił, że miejsc w szkołach średnich dla absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych nie zabraknie. Szef MEN na wspólnej konferencji z przedstawicielami samorządów terytorialnych przypomniał, że w tym roku szkoły podstawowe i gimnazja kończy ponad 700 tys. uczniów, natomiast łącznie wszystkie szkoły średnie w całej Polsce przygotowały ponad 830 tys. miejsc dla absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych.

- To wyraźnie pokazuje, że każdy uczeń w Polsce znajdzie swoje miejsce w systemie, w jednej ze szkół średnich działających w naszym kraju – dodał.

- Chociażby w moim rodzinnym Białymstoku absolwentów szkół gimnazjalnych i podstawowych jest około 4,5 tys., a władze miasta przygotowały łącznie ponad 8,5 tys. miejsc dla absolwentów, czyli prawie dwa razy tyle w stosunku do liczby absolwentów. To wynika m.in. z tego, że spodziewają się, tak jak w poprzednich latach, że część młodych ludzi z okolicznych miejscowości będzie chciała się uczyć w Białymstoku. Stąd ta zwiększona liczba miejsc - powiedział Piontkowski.

Wymienił też Lublin, gdzie jest 5,5 tys. absolwentów, a przygotowano 13,5 tys. miejsc. - Te liczby powtarzają się w kolejnych dużych miastach. To wyraźnie pokazuje, że samorządy zdawały sobie sprawę z tego, że będzie zwiększony nabór i trzeba przygotować większą liczbę miejsc. I te liczby to pokazują - zaznaczył.

Minister zauważył, że podobna sytuacja miała miejsce w poprzednich latach. - Zawsze była pewna grupa młodzieży, która w pierwszym etapie rekrutacji nie znalazła swego miejsca w szkole i musiała uczestniczyć w drugim etapie rekrutacji - mówił.

- Dziś jesteśmy na pierwszym etapie rekrutacji, kiedy uczniowie mogli zgłaszać się do wielu szkół, nawet do kilkudziesięciu w wielu wypadkach, i to powoduje takie zakłócenie informacyjne. Powoduje, że dziś nie potrafimy do końca powiedzieć, ilu uczniów zakończy ostatecznie swój nabór na pierwszym etapie rekrutacji i będzie mogła spokojnie składać dokumenty i będzie wiedziało, w której szkole będzie się uczyło. A dopiero za kilka tygodni część uczniów dowie się, gdzie są wolne miejsca i tam odnajdzie swoje miejsca jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego - powiedział szef MEN.

Zmiana struktury szkół wymogła zmianę sieci szkół w całej Polsce i dostosowanie jej do nowej struktury, co było zadaniem samorządów jako organów prowadzących szkoły. MEN twierdzi, że wspomogło samorządy dofinansowując te zadania, które były związane z reformą strukturalną, natomiast organizacja poszczególnych oddziałów klasowych czy szkół to kompetencje samorządu terytorialnego. Przedstawiciele samorządów z kolei zarzucają rządowi, że pieniądze na reformę oświaty pochodzące z budżetu centralnego są niewystarczające i zmiana sieci szkół nadmiernie obciążyła budżety lokalne.

Szef MEN Dariusz Piontkowski spotkał się w tej sprawie z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskich, w planach są spotkania z włodarzami Gdańska i Bydgoszczy.  PO deklaruje, że po wygranych wyborach parlamentarnych zapewni rekompensaty nakładów poniesionych przez samorządy oraz przekaże środki na wrześniowe podwyżki nauczycieli.

W związku z zamieszaniem dotyczącym wyników rekrutacji do dymisji podał się wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Andrzej Stanisławek.

W artykule "Sprawdził się czarny scenariusz. Rozpacz uczniów i rodziców" w "Kurierze Lubelskim", dotyczącym rekrutacji do szkół ponadpodstawowych i problemów uczniów w Lublinie, którzy nie dostali się do wybranych szkół. Stanisławek - zaznaczając, że w rządzie nie zajmuje się oświatą - stwierdził, że przychodzi mu do głowy myśl, że "może trzeba skorzystać z rozwiązań studenckich". "Nie wiem, czy jest jeszcze na to szansa, ale może uczniowie, którzy nie dostali się do żadnej szkoły, mogą poszukać odpowiedniej za granicą" – powiedział.

Stanisławek przeprosił potem za swoją wypowiedź. "Wypowiedzi udzielanej telefonicznie nie autoryzowałem. W trakcie rozmowy wspominałem, że zajmuję się wymianą międzynarodową studentów i taką wymianę w zakresie szkół średnich warto rozwijać. Natomiast oczywiście nie ma to żadnego związku z trwającą rekrutacją do klas pierwszych" - napisał na swoim oficjalnym profilu na Facebooku.

ja

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo