Bazyli1969 Bazyli1969
1089
BLOG

Czy Jezus z Nazaretu był Żydem?

Bazyli1969 Bazyli1969 Kultura Obserwuj notkę 34

Wątpliwości pozwalają zachować młodość.
Arturo Pérez-Reverte

image

Do rozważenia tytułowego dylematu zainspirowały mnie treści prokurowane przez liczne grono moich współobywateli, którzy deklarują się jako ateiści lub nawet wrogowie chrześcijaństwa. Nie brakuje  wśród nich admiratorów „niejako starszych braci w wierze” oraz jednocześnie – o paradoksie! - przeciwników wszelkich odwołań do wspólnot narodowych, a także podkreślania istotności tego rodzaju realnych bytów dla życia jednostki. Z takimi osobami nie da się nie wejść w spór debatując o sprawach ważnych. Na przykład o bieżącej polityce, cywilizacjach, uwarunkowaniach międzynarodowych, gospodarce, etyce, społeczeństwie, trendach w życiu społecznym i kulturowym, historii, religii… Jednakże w sytuacji, w której stronie przeciwnej, czyli bezapelacyjnie „oświeconej”, poczyna brakować powietrza, ten i ów sięga po argument z rodzaju dyżurnych. I co ważne, mających rozłożyć interlokutora na łopatki. A brzmi on tak: „Przecież wy modlicie się do ukrzyżowanego Żyda!”. Na pierwszy rzut oka jest to naprawdę „tłusta” racja, bo krytyczne słowa wobec nacji, z którą nierozerwalną nicią był (jest?) połączony Bóg, tracą natychmiast na znaczeniu i de facto należałoby je zakopać na metr w piachu i o nich  zapomnieć. Na zawsze! Pominę w tym miejscu niezwykle ważny aspekt polegający  na tym, że wbrew potocznej opinii naród żydowski stał się z woli Najwyższego ludem wybrania a nie narodem wybranym, i przejdę do sedna sprawy.

Aby podejść do zagadnienia poważnie, trzeba koniecznie zacząć od nakreślenia podstawowych faktów. Otóż w zakresie pojęć związanych z żydowskością panuje dziś niezły mętlik. Dla zobrazowania stanu pomieszania wystarczy wspomnieć, iż w potocznym rozumieniu określenia Żyd i żyd właściwie niczym się nie różnią. Oczywiście są i tacy, którzy wspomnianą subtelność czują i rozumieją, ale na ogół oba określniki są dla publiczności rzeczownikami „ciemnymi”. A przecież można być Żydem nie będąc żydem; i na odwrót. Pierwszy bowiem epitet dotyczy narodowości, a drugi wyznawanej religii. Dodatkowo można być jednocześnie Żydem i żydem. Wprawdzie z punktu widzenia interpretatorów halachy (hebr. „droga, zachowanie”) człowiek przyjmujący judaizm, a  jego/jej dzieci  już w stu procentach,  stają się członkami narodu żydowskiego, lecz po europejsku rzecz ujmując, nie jest to takie proste. Wszak  u nas nikt nie przy zdrowych zmysłach nie odbiera prawa do utożsamiania się z narodem polskim wyznawcom prawosławia, greko-katolicyzmu, protestantyzmu, islamu, buddyzmu, judaizmu czy wreszcie osobie indyferentnej religijnie. Podobnie wśród wyznawców Proroka rozróżniamy Arabów, Persów, Pasztunów, słowiańskich Bośniaków, Hindusów, Baszkirów, Berberów, a także etnicznych Niemców, Japończyków czy też  Norwegów.  I ta perspektywa, w odróżnieniu od ekskluzywnych i – co by nie mówić – cuchnących rasizmem wykładni, wydaje się racjonalną i najmocniej umocowaną na fundamencie logiki. Uznając tę przewagę spójrzmy na Jezusa z Nazaretu przez taki właśnie pryzmat…

W najwcześniejszym okresie swych dziejów antenaci Żydów byli nazywani (zwali się) mianem Hebrajczyków (Habiri, Abiri, Eperu). Prowadzili koczowniczy tryb życia przemierzając obszary tzw. Żyznego Półksiężyca. Od ujścia Tygrysu i Eufratu, poprzez Syrię i Palestynę, aż do Egiptu. Po zapoznaniu się z ideą monoteizmu i podboju ziemi Kanaan, dwanaście plemion/rodów hebrajskich przyjęło nazwę Ludu Izraela (tzn. walczącego – razem? – z bogiem). Każde z plemion/rodów otrzymało swój nadział ziemi, na której ich członkowie żyli z obcoplemieńcami. W niektórych regionach przewaga liczebna potomków Izraela była zdecydowana, a na innych wyznawcy Jahwe stanowili uprzywilejowaną i dzierżącą władzę mniejszość.

 Po okresie prawdziwej potęgi, to jest wtedy gdy na przełomie  XI/X w. p.n.e. państwo żydowskie pozostawało pod rządami Saula, Dawida i Salomona i było oryginalnym kieszonkowym imperium, nadszedł czas smuty. Królestwo rozpadło się, a najgroźniejszy z sąsiadów, tj. Asyria, podbiła ziemie zajmowane przez Izraelitów i wielu z nich pognała w niewolę. Kilkanaście dekad później scenariusz się powtórzył. Tym razem Babilończycy pokonali Izraelitów i zastosowywali typowy dla Wschodu manewr, polegający na wyekspediowaniu elity polityki, finansów, idei, religii i kultury do Mezopotamii. W wyniku poczynań najeźdźców szczególnie ucierpiała kraina zwana Galileą (hebrajski termin galil, „okręg”, „region”). W niej to (i w Samarii) władcy Asyrii, a następnie Babilonu, osiedlili sporą ilość obcych. Izraelici przetrwali te poczynania w bardzo skromnej liczbie. Tak naprawdę zostali odcięci od źródła polityczno-ideowego znajdującego się w mocno pokiereszowanej, lecz wciąż zaludnionej dość gęsto przez wyznawców Jahwe, Judei. Na tym jednak nie koniec…

image

W latach 60. II w. p.n.e. zdolny i dzielny dowódca żydowski Juda Machabeusz, mimo odnoszonych w trakcie powstania sukcesów militarnych zdawał sobie sprawę z tego, iż nie będzie w stanie utrzymać w ręku wszystkich ziem zamieszkiwanych przez współwyznawców. Dlatego podjął odważną decyzję i wysiedlił w okolice Jerozolimy Izraelitów żyjących dotąd w Galilei. Czy zmusił do tego niemal wszystkich? To pozostanie tajemnicą. W każdym razie kraina ta w oczach prawowiernych wyznawców mozaizmu stała się pogańską. Dopiero wywodzący się z rodu  Machabeuszy Jan Hirkan I (134-106 r. p.n.e.) wykorzystując słabość hellenistycznej Syrii oraz wsparcie Rzymu, wszedł w buty swych poprzedników i ogniem oraz mieczem pacyfikował ludy ościenne. Nie poprzestawał jednak na tym, bo przyłączał do swego władztwa kolejne krainy. O ile w zdobytej Idumei oraz Samarii czuł się w miarę pewnie, co przełożyło się na zasiedlanie tych ziem licznymi migrantami z Judei, o tyle do Galileli wysłał jedynie poszczególne jednostki. Urzędników, wojaków, kupców. Ponadto bez oglądania się na konsekwencje - uwaga! - zmuszał przemocą ludność nie-żydowską do przechodzenia na judaizm. M.in. w Galilei.


W owym czasie na Bliskim Wschodzie upowszechnił się etnonim „Żydzi” (dosłownie: czciciele Jahwe, z hebrajskiego Jehudim). Występował on już wcześniej, bo tak mieszkańców Jerozolimy i okolic zwali Persowie, ale właśnie dopiero wtedy nazwy „Hebrajczycy” i „Izraelici” zeszły na drugi plan. Dodać należy, iż ówczesny mozaizm, a przynajmniej niektóre jego odłamy, praktykowały z powodzeniem działalność misyjną. Prozelitów pozyskiwano spośród Egipcjan, Asyryjczyków, plemion arabskich i – szczególnie – Greków. Doszło do tego, że na przełomie er nawet w samej Jerozolimie funkcjonowało wiele synagog (domów modlitwy i nauki), w których obrzędy i dysputy odbywały się w języku Homera. A w Galilei?

Nie ulega wątpliwości, że około daty narodzenia Chrystusa region ten był multietniczny. Grecy, Asyryjczycy, Ormianie, Rzymianie, Aramejczycy (w tym języku najpewniej nauczał Chrystus), Egipcjanie, Żydzi i inni stanowili populację, w której wychował się Jezus z Nazaretu, z którą obcował, rozmawiał, wymieniał poglądy, nauczał… Kim jednak był? Z jakiej nacji się wywodził? Kogo uważał za rodaków?

To niezwykle trudne pytania. Z wielu powodów. Jednym z nich jest sposób podejścia do problemu. Jeśli bowiem przyjąć, że rozpatrujemy go z perspektywy wiary, to odpowiedź może być tylko jedna: Jezusowi z Nazaretu nie da się przypisać żadnej narodowości. Przecież był On zapowiadanym w proroctwach mesjaszem. Bytem, który już w chwili poczęcia miał w sobie dwie, niezmieszane natury. Boską i człowieczą. Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami (wśród nas). Nie da się w takim przypadku, nawet przy pomocy najbardziej wyszukanej intelektualnie ekwilibrystyki słownej, przypisać Jezusa z Nazaretu do jakiejkolwiek nacji. Bóg to Bóg. Nie ma najmniejszego sensu, aby Pan Wszechrzeczy musiał podczas spisu powszechnego wybierać odpowiednia rubrykę o nazwie „język ojczysty”.

Powie ktoś: a Maria, matka Chrystusa? Przecież była człowiekiem z krwi i kości. To oczywiście jest prawdą, choć co do jej etnicznych korzeni istnieją spore wątpliwości. Nikt bowiem nie jest w stanie autorytatywnie i ze stuprocentową pewnością oświadczyć, że wywodziła się z rodu Dawida. Takie sugestie są znacznie późniejsze albo niepewne, tak zresztą jak sugerowane pokrewieństwo ze św. Anną, mającą powiązania z najszlachetniejszymi z rdzennych rodów Izraela. Wynika to choćby z historii Galilei, która była tak skomplikowana i pełna ekstraordynaryjnych zawirowań, że przypisywanie Maryi jakiejkolwiek narodowości jawi się jako arcyryzykowne i tak naprawdę pozbawione poważnej dawki prawdopodobieństwa. Gdyby jednak… Cóż! Rola Maryi była niezwykle ważna. Nie każda kobieta mogła być Theotokos. Rzecz w tym, że w oświetleniu religijnym jej wybraństwo nie wynikło z tej przyczyny, że miała ona – ewentualnie – pochodzenie żydowskie, ale Bóg zwrócił swą uwagę na nią dlatego, że jako osoba o odpowiednich przymiotach była najbardziej odpowiednią kandydatką do odegrania roli „naczynia”, w którym zagnieździło się Logos. Idźmy dalej…

Ze strony ojca, tego ziemskiego rzecz jasna, sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Karykaturalne i pełne złości zapisy talmudyczne wspominające o Jezusie jako o „Ben Panthera”, czyli synu rzymskiego żołnierza, są li tylko powtórzeniem anegdot Greka Celsusa z II w. n.e.. Spójrzmy na relacje poważne.  Na przykład św. Mateusz w swojej Ewangelii przywołuje rodowód Chrystusa od Abrahama aż do Józefa, syna Jakuba. Według ks. prof. W. Chrostowskiego w niemal wszystkich przypadkach na tej liście ewangelista używa formuły brzmiącej „x spłodził y” i tylko odnośnie św. Józefa twierdzi, iż ten był „ojcem Jezusa, zwanego Chrystusem”. Nie „spłodził Go” a „był Jego ojcem”! Ma to wielkie znaczenie, gdyż pokazuje, iż doskonale rozróżniano spłodzenie od bycia opiekunem, ojczymem. Wnioski płynące z takiej interpretacji są niezwykłe ważne. Okazuje się bowiem, że o ile Józef miał korzenie etnicznie żydowskie, o tyle Jezus jako przybrany syn, takich nie miał. Albo inaczej…  O tychże nikt expressis verbis nie wspomina. Zatem Syn Boży – z ludzkiego punktu widzenia – miał pochodzenie z rodu Dawida po mieczu, ale jedynie w sensie prawnym, w wyniku przysposobienia.

Wątpliwości co pochodzenia Jezusa w znaczeniu etnicznym wzmacniają znacząco informacje dotyczące postrzegania Go przez jemu współczesnych. Nie jest tajemnicą, iż Judejczycy i – in gremio – pozostali etniczni Żydzi, mieli bardzo niskie mniemanie o Galilejczykach. Nie chodziło przy tym o to, że mieszkańcy tego regionu odstawali mentalnie czy intelektualnie od bratniej populacji żyjącej w Judei i diasporze, lecz głównym powodem postponowania tej grupy wyznawców mozaizmu był fakt, iż postrzegano ją jako „niepełnych” Żydów. Coś na wzór germańskich Bastarnów lub słowiańskich Krywiczów. Wszak od czasu reform Nehemiasza i Ezdrasza (V w. p.n.e.) pojęcie żydowskiej wspólnoty zostało podporządkowane założeniom wybitnie etnocentrycznym. Aby nie być gołosłownym…

W trakcie intensywnej działalności Jezusa wieści o Nim rozchodziły się szybko i szeroko. Jego słowa i czyny  porywały wielu, ale niektórzy z rdzennych Żydów odnosili się do Niego bardzo krytycznie. I co ciekawe, tenże dystans nie był wynikiem chłodnego oglądu i analizy aktywności wielkiego Galilejczyka, ale wypływał z ugruntowanych przekonań o mieszkańcach Galilei. Tak np. jeden z uczniów Jana Chrzciciela o imieniu Ezra, na uwagę dotyczącą wyjątkowości i charyzmy Jezusa z Nazaretu miał oświadczyć:

„Prorok Daniel oznajmia, że Syn Człowieczy przyjdzie w chmurach na niebie, w wielkiej chwale i mocy. Ten Galilejski cieśla, ten szkutnik z Kafarnaum, nie może być Wybawicielem. Czy taki dar Boży może pochodzić z Nazaretu?”.


Z kolei Nataniel przyjaciel Filipa z Betsaidy tak sobie z nim gaworzył:


Filip: „Znalazłem Wybawiciela, tego, o którym pisali Mojżesz i prorocy, którego głosił Jan”. Nataniel, patrząc w górę, dopytywał się: „Skąd pochodzi ten nauczyciel?”. Filip odrzekł: „To Jezus z Nazaretu, syn Józefa, cieśla, ostatnio mieszkający w Kafarnaum”. Wtedy Nataniel, w pewnym sensie zaszokowany, zapytał: „Czy cokolwiek dobrego może wyjść z Nazaretu?”

Warto podkreślić jeszcze jedną rzecz. Otóż według przekazów ewangelicznych Zbawiciel przyszedł na świat w Betlejem Judzkim, niedaleko Jerozolimy. Z drugiej strony istnieje trochę poszlak, iż tak naprawdę Jezus ujrzał światło dzienne w innym Betlejem, tym leżący na północy Galilei, które w języku hebrajskim nazywa się Betlejem HaGelilit. Argumentów za przyjęciem takiej wersji dostarcza przede wszystkim archeologia oraz… logika. Przecież trudno uzasadnić: z jakiego powodu Józef i Maria mieliby podróżować ze swego domu w Nazarecie około stu kilometrów na południe, po to by ich syn urodził się w słynniejszym dziś Betlejem? Odpowiedź wydaje się oczywistą. Otóż według proroctw (m.in. Micheasza) żydowski mesjasz miał objawić się światu w Betlejem Judzkim i z tej przyczyny pierwsi chrześcijanie zamienili w swych pismach i przekazie ustnym jedno Betlejem na drugie. W dobrej wierze.

Podsumujmy… Galilea, tj. kraina z której wywodził się Bóg-Człowiek, na przełomie er była zamieszkiwana przez różne etnosy. Część ówczesnych wyznawców mozaizmu z tego rejonu nie miała etnicznych korzeni żydowskich, ale aramejskie, greckie, syryjskie, asyryjskie, babilońskie… Nie mamy dowodów pozwalających uznać, iż w sensie biologicznym Zbawiciel pochodził z tzw. Domu Dawida. Według – nazwijmy ich roboczo – rdzennych Żydów, Galilejczycy, nawet ci trwający przy wierze Mojżesza,  byli  Żydami nie w pełni. Istotną wskazówką wydaje się tu być stosunek mieszkańców Judei do apostołów, którzy w zdecydowanej większości, bo chyba tylko prócz apostoła Tomasza, pochodzili właśnie z ziem galilejskich. Jezus z Nazaretu był z pewnością głęboko zanurzony w mozaizmie czyli religii, a nie narodowości. Poprzez to, był w dzisiejszym rozumieniu - żydem. A czy był Żydem?

Ktokolwiek pragnąłby uzyskać odpowiedź na tytułowe pytanie musi brać pod uwagę dwa jej warianty. Po pierwsze, z perspektywy religijnej Jezus z Nazaretu na pewno nie miał narodowości.  Dzięki Maryi-matce Słowo oblekło się w ciało ludzkie. Bez jakichkolwiek obciążeń, przyzwyczajeń, nałogów i… stygmatu przynależności narodowej.  Z punktu widzenia ziemskiego, sprawa jest bardziej skomplikowana i daleka od rozstrzygnięcia. Dlatego sądzę i mówię otwarcie, że nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na wyeksponowaną wątpliwość. Zwyczajnie - nie wiem. Jestem jednocześnie głęboko przekonany, że ci, którzy głoszą wszem i wobec "aksjomat", iż Jezus z Nazaretu wedle ciała był lub nie był Żydem, grzeszą pychą. W wyniku czego obnosząc się z  twierdzeniem, nie mającym żadnego  przekonującego uzasadnienia, dowodzą, iż argument o „modleniu się do ukrzyżowanego Żyda” jest li tylko dość nieprzyjemnym i płaskim zabiegiem erystycznym.

Koledzy i Koleżanki, nie idźcie tą drogą!

--------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura