Bazyli1969 Bazyli1969
952
BLOG

Opiłowywanie Żołnierzy Niezłomnych rozpoczęte. Kazus dr. Poleszaka.

Bazyli1969 Bazyli1969 Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Lżyć wiedzę i cnotę, by móc żyć, drogi to chleb!
Denis Diderot

image

Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia natrafiamy na następującą enuncjację zamieszczoną w pewnym medium: „W dniu wczorajszym miejscowością X wstrząsnęła potężna eksplozja, spowodowana nieszczelnością instalacji gazowej. Ofiar śmiertelnych i rannych naliczono do tej pory kilkanaście. Niezwykle interesującym jest fakt, iż cztery dni wcześniej przez tą samą miejscowość przejeżdżał wraz ze współpracownikami Jarosław K. Jak podkreśla nasze źródło: „Wódz przemknął przez miasteczko i zniknął w tumanach kurzu, budząc postrach wśród zasiedziałych wróblich kolonii.” To jednak nie wszystko, bo według nie do końca potwierdzonych informacji, w ostatnich wyborach ugrupowanie reprezentowane przez psującego nieustannie nasze stosunki z Unią prezesa, wygrało w X jedynie 23% głosów. Co więcej! Osobisty sekretarz przywódcy koalicji rządzącej potwierdził nam, że przez kolejnych kilka miesięcy Jarosław K. nie planuje odwiedzać swoich wyborców z X. Czyż brak w grafiku Jarosława K. wizyty w X przez kilka kolejnych kwartałów nie wydaje się zastanawiającym? Nie mamy zamiaru niczego sugerować, ale koincydencja czasowa pomiędzy tragiczną eksplozją a pojawieniem się szefa partii sprawującej władzę, daje sporo do myślenia. Będziemy przyglądać się tej niezwykle tajemniczej sprawie”. Wariactwo? A gdzieżby tam! To stara i wypróbowana wielokrotnie metoda, której skuteczność jawi się jako dość wysoka. Nie mają przy tym znaczenia sens, logika, fakty, ale tylko i wyłącznie emocje. Napędzane - rzecz jasna – bzdurami. Dla udowodnienia, że nie przesadzam opowiem krótka historię, która wybuchła całkiem niedawno…

Zacznę od cytatu:
IPN pozbył się kolejnych historyków. M.in. dr. Sławomira Poleszaka, autora krytycznego artykułu naukowego o jednym z najważniejszych dla władzy „wyklętych”. […]  Chodzi o artykuł dr. Poleszaka w sprawie wojennej przeszłości Józefa Franczaka „Lalusia”, ostatniego „wyklętego”, zamordowanego przez SB w 1963 roku. W niezwykle drobiazgowym, liczącym 46 stron druku tekście, dr Poleszak omawiał kilka epizodów z wojennej biografii „Lalusia”. W sposób niezwykle ostrożny i pełen zastrzeżeń, historyk pisał o:
•    udziale Franczaka w strzelaninie z grupą partyzantów żydowskich;
•    oskarżeniach o wydanie Niemcom ukrywającego się żydowskiego krawca;
•    zarzutach o udział w pobiciu małżeństwa Polaków ukrywających Żydów.
Dr Poleszak stawiał także hipotezę, że niechęć Franczaka do ujawnienia się po wojnie i pozostawanie w podziemiu wynikało z obawy przed poniesieniem odpowiedzialności za okupacyjne przestępstwa wobec Żydów.”*

Prócz Oko.press temat podjęły m.in.: GW, Kurier Lubelski, Dziennik Wschodni i wiele innych mediów. Większość z nich wpisała się w narrację głoszoną przez ośrodki zwane „lewicowo-liberalnymi”. Znalazły się jednak i takie, które rzeczowo podeszły do zagadnienia i oceniły artykuł dr. S. Poleszaka oraz powstałe na jego bazie opowieści za pozbawione obiektywizmu i po prostu nieuczciwe. Na takie dictum zareagowali niemal natychmiast dyżurni odbrązawiacze naszej historii. Pośród nich szczególną aktywnością wykazał się prof. Rafał Wnuk oświadczając, że  Józef Franczak "został w wymiarze propagandowym sprowadzony do roli symbolu, stał się ikoną, zwłaszcza dla ludzi, którzy nie traktują historii jako nauki. Uczynili oni z „Lalka” instrument budowania wspólnoty politycznej, tożsamościowej. Każde niewygodne pytanie badawcze czy ustalenie faktów niepasujących do wyidealizowanego obrazu traktują oni jako szarganie świętości, targnięcie się na wspólnotę narodową. Celem budowniczych mitów – także mitu „Lalka” - nie jest ustalanie prawdy, lecz narzucenie własnych „jedynie słusznych” przekonań otoczeniu bez oglądania się na ustalenia historyków, a często też przeciwko tym ustaleniom”. **

Cóż leżało u podstaw gremialnego ataku na ostatniego, zamordowanego w październiku 1963 r. na Lubelszczyźnie, Żołnierza Niezłomnego Rzeczypospolitej? Odpowiedź znajdziemy w artykule ww. byłego pracownika IPN pt. "Czy okupacyjna przeszłość sierż. Józefa Franczaka „Lalusia” miała wpływ na powojenne losy „ostatniego zbrojnego”? Pominę fakt, iż samo pytanie - jak na osobę z tytułem doktora nauk historycznych -  jest de facto niezwykle infantylne. Wszak każdy człowiek zaangażowany w konspirację niepodległościową w trakcie niemieckiej i sowieckiej okupacji w jakiś sposób odczuwał w dobie PRLu skutki tej działalności. Pomińmy tę oczywistość i przejdźmy do samego gęstego.

Dla zrozumienia problemu ostatniego Niezłomnego niezbędnym jest przybliżenie pewnych okoliczności z czasów wojennych. Otóż w owej dobie linie konfliktu na naszych ziemiach nie przebiegały w sposób prezentowany publiczności przez twórców „Stawki większej niż życie”, czy też podobnych produkcji. Trzeba pamiętać, że obok sił reprezentujących ideę wolnej Polski i skupionych militarnie w takich strukturach jak AK, NSZ czy BCh, funkcjonowały różne inne formacje. Jedne związane z Sowietami i walczące o podporządkowanie Rzeczypospolitej Moskwie, inne mające charakter autonomiczny i nie przyznające się do podległości wobec jakiejkolwiek realnej reprezentacji politycznej, wreszcie takie, które z wojny i okupacji uczyniły złoty czas na zrealizowanie swoich bandyckich snów. W tym miejscu pozostawię powyższe bez szczegółowego opisu i wspomnę tylko, że trup padał gęsto i wcale nie tylko na skutek wymiany strzałów pomiędzy Niemcami a resztą formacji zbrojnych działających w warunkach okupacji.

Przechodząc do konkretów przytoczę następujący passus z raportu dowództwa AK: „…jako plagę dotkliwie doświadczającą Lubelszczyznę, wymienić należy działalność band dywersyjnych i podszywających się pod to miano zwyczajnych band łupieskich”. Zjawisko przybrało takie rozmiary, iż Delegat Rządu RP na Kraj, Jan Stanisław Jankowski, w dyrektywie z 31 lipca 1943 r. nakazał: „rozbijać bandy grabieżcze oraz bandy dywersantów bolszewickich”. Cóż to były za „bandy”?

W raportach dla kierownictwa politycznego Rządu Londyńskiego, sprawozdaniach oficerów AK i NSZ pod pojęciem „bandy” rozumiano przede wszystkim zwykłe grupy kryminalistów, oddziały utworzone przez żołnierzy sowieckich z rozbitych jednostek i przesłanych przez ZSRR skoczków, niektóre formacje GL (później AL.) oraz – co ważne w tym kontekście – tzw. grupy przetrwania składające się z osób pochodzenia żydowskiego. Warto dodać, że według wywiadu polskiego podziemia znaczna część tych ostatnich utożsamiała się z ideami komunistycznymi lub syjonistycznymi. Tylko niektórzy spośród uzbrojonych i ukrywających się Żydów byli indyferentni politycznie.

Wbrew dominującej dziś narracji, jednostki podporządkowane władzom polskim na uchodźstwie były zobowiązane (i czyniły to w praktyce)  nie tylko do walki z okupantami (oboma lub trzema jeśli uwzględnić Słowaków) ale również do zapewnienia jako takiego porządku na podległych im obszarach. W związku z tym prócz dywersji, ataków na Niemców i prowadzenia rozpoznania wywiadowczego oddziały na Lubelszczyźnie prowadziły działania polegające na zwalczaniu bandytyzmu, ochronie ludności cywilnej, zwalczaniu agentury oraz eliminowaniu czynników antypaństwowych i antypolskich. Obowiązki te wypełniano dość sumiennie o czym może świadczyć informacja z „Biuletynu Informacyjnego” (z 9 września 1943 r.) mówiąca o tym, że w okolicach Lublina „zlikwidowano w końcu lipca 10 band rabunkowych z zabiciem 40 bandytów”.

Przypominam o tym, gdyż w pracy dr Poleszaka prawie nie ma o tym wzmianek. Podobnie były pracownik IPN nie pofatygował się zajrzeć albo tylko przytoczyć źródeł oddających  poziom skomplikowania ówczesnych stosunków na ziemiach polskich. A są to bardzo istotne świadectwa. Na przykład:

„Bandytyzm należy obecnie do najcięższych i najgroźniejszych plag polskiej prowincji. Bandyckie napady na dwory, plebanie, zagrody zamożniejszych gospodarzy wiejskich, siedziby administracji rolnej i leśnej oraz na mieszczące się po wsiach i osadach przedsiębiorstw a przemysłowe i handlowe - są głównym zajęciem licznych sowieckich band dywersyjnych, przy czym szczególną złośliwością, a często i okrucieństwem, odznacza się coraz liczniej w tych bandach pojawiający się element żydowski. Ponadto nękają prowincję coraz liczniejsze [...] gromady zwykłych rabusiów i bandytów [...] Niedawno  w okolicach Ryk zginął tragicznie ziemianin [...], broniący honoru swej córki przed napastliwością żydowskich członków bandy, która naszła w nocy jego dom. W końcu maja w Kraśniku gromada bandytów żydowskich napadła kilka  zamożnych rodzin. Bandyci nie ograniczyli się do gruntownego ograbienia  napadniętych domów, lecz zmasakrowali obrabowanych i uprowadzili ze sobą kilka młodych kobiet”


„Wieś wyżej wymieniona [Majdan-Kozice Dolne] w wysokim procencie jest poszkodowana przez bandy żydowskie. Poszlaki hańby spadły na nią z powodu mieszczących się w niej mieszkańców, a raczej współuczestników bandyckich napadów. Ludzie ci utrzymują wspomnianych bandytów, którzy w za¬mian przynoszą im zrabowane łupy, jak odzież i żywność. Osobników tych można spotkać tylko w dzień ukrytych u swych przyjaciół.”

Z powyższego dowiedzieć się można, że złożone z osób pochodzenia żydowskiego grupy rozbójnicze były plagą terenów wiejskich centralnej i wschodniej Polski. Co ważne, ręka w rękę współpracowali z nimi Polacy wywodzący się spośród elementu kryminalnego lub/i ludzie zdegenerowani przez warunki wojenne. O poziomie tej degeneracji świadczy taki fragment jednego z raportów wywiadu AK Obwodu Lublin, dotyczący jednego z prominentnych mieszkańców podlubelskiej wsi:

„Za czasów swego sołtysostwa brał od Żydów pieniądze jako łapówki. Sprzedał nawet swój karabin bandzie żydowskiej. Odbywały się u niego największe pijatyki i rozpusta (Żydówki). W okresie letnim żona jego żywiła Żydów siedzących w zbożach. Zdefraudował i przepił 12 000 zł, zebrane za podatki, oraz wódkę premiową. Porachunki osobiste dokonuje przy pomocy bandy”.

Przytoczyłem powyższe passusy nie bez kozery. Okazuje się bowiem, że dr Poleszak nakarmił odbrązawiaczy legendy J. Franczaka – „Lalka” trującą pożywką. Nie uwzględnił kontekstu, nie opisał rzetelnie sytuacji i – co gorsza – posłużył się insynuacjami. Dlaczego tak twierdzę?

Gdy podczas patrolu w lutym 1943 r. „Laluś” pojawił się w gospodarstwie J. Niedźwiadka zamieszkującego na uboczu Kolonii Skrzynice, zastał tam „partyzantów” żydowskich. Sednem przekazu zamieszczonego w artykule wspomnianego badacza jest to, że „strzelał Żydów”. Wprawdzie autor omawia to zdarzenie dość ostrożnie, ale jedynie w przypisach wspomina, iż według świadków prawdopodobny dowódca grupy po zażądaniu od Franczaka dokumentów chciał uderzyć go kolbą karabinu. Nie był to z pewnością przyjazny gest… Ważne jest również to, iż wzmiankowany dowódca „partyzantów” znał swą niedoszłą ofiarę z czasów przedwojennych, kiedy to Franczak czynnie uczestniczył w bojkocie żydowskiego handlu. Nie należy zatem przyjmować, iż dla „Lalusia” i jego towarzysza spotkanie z żydowskimi „partyzantami” skończyłoby się happy endem. Tylko dzięki niezwykłemu refleksowi udało się polskim żołnierzom zlikwidować dwóch zbrojnych i ujść z życiem. O tym, że wbrew twierdzeniu naukowca „Laluś” nie trafił na żadnych „partyzantów”, lecz na grupę utrzymującą się z rabunku i terroryzującą okolicznych chłopów mogą świadczyć słowa córki gospodarza, która wraz z ojcem uciekła z zabudowań zajętych przez Żydów i wypowiedziała następujące słowa: „Coście panowie zrobili, jak my nadal zostaniem?!”

Drugi zarzut wobec Franczaka polega na tym, że miał on uczestniczyć w wydaniu Niemcom młodego Żyda Szmula Helmana. Oczywiście mnie tam przy tym nie było, ale gdy zapoznałem się z  ekwilibrystyką dr. Poleszaka dosłownie opadły mi ręce i… nogi. Przywołuje on relacje, odnosi się do ubeckich dokumentów, wspomina o donosach, ustaleniach śledczych… Ba! Przytacza świadectwo, dowodzące, iż nieszczęsny Szmul został złapany przez okupantów i powiesił go własnoręcznie wyjątkowy bandyta niemiecki D. Schultz, ale… Sugestiami i niedopowiedzeniami przykleja łatkę człowiekowi, który nie może się już sam bronić. Na koniec, po rytualnym obrzuceniu błotem, z miedzianym czołem pisze: „Warto zwrócić uwagę na to, w jaki sposób wydarzenie to wspominali z perspektywy kilku dziesiątek lat świadkowie. Obaj zgodnie przyznali, że w lokalnej społeczności powtarzano pogłoskę/plotkę, zgodnie z którą Franczak miał coś wspólnego z wydaniem Szmula Helfmana niemieckiej żandarmerii. Obaj sceptycznie oceniali jej prawdziwość.”

Na koniec jeszcze jedna „zbrodnia” J. Franczaka… Na przełomie 1943 i 1944 r. do domu Heleny Brody weszli żołnierze podziemia niepodległościowego i… Sama poszkodowana w roku 1953 opowiedziała tę historię oficerowi śledczemu UB w Lublinie. Według niej, zarówno ona jak i jej mąż zostali pobici przez „Lalusia” i jego kompanów z powodu… ukrywania Żydów. Problem w tym, że Broda i jej mąż podczas okupacji trudnili się paserstwem i współpracowali w tym dziele z jedną z tzw. żydowskich grup przetrwania. Ponadto w zgodnej opinii powojennych świadków Brodowie mieli bardzo luźne języki i rozpowiadali wszem i wobec o poczynaniach podziemia. Wymierzanie zbyt rozgadanym osobnikom kary chłosty „za języki” było praktyką dość częstą. Nie tylko na Lubelszczyźnie, ale na wszystkich polskich ziemiach okupowanych. Nie może zatem dziwić, iż Franczak wraz z kilkoma innymi żołnierzami brał udział w zdyscyplinowaniu groźnej w swej gadatliwości „przekupy”. To jednak nie wszystko! Sama H. Broda wiele lat później przyznała, że tak naprawdę pobili ją… Niemcy!

Starczy, przejdźmy do konkluzji.

„Zamówienie” na J. Franczaka, niewygodnego bo niezłomnego, władze PRL zgłosiły od samego początku sprawowania władzy na ziemiach polskich. W realizacji tego projektu ochoczo współpracowali notoryczni konfidenci współpracujący z każdą władzą, złodzieje i paserzy, kryptokomuniści, członkowie PPR (później PZPR) i ORMO, pracownicy aparatu przemocy i ludzie zastraszani. Generalnie kłamcy, element antyspołeczny i wrogi Polsce. To oni wraz z komunistami, trzymającymi za pysk miliony przyzwoitych Polaków, dążyli do fizycznego zlikwidowania  i zniszczenia dobrej pamięci o ostatnim znanym Żołnierzu Niezłomnym. I wydawało się, że te starania poszły na marne, bo postawa sierżanta Franczaka, walczącego o swój i nasz kraj przez lat 24, stała się wzorem dla obecnych i przyszłych pokoleń. Niestety, licho nie śpi. Dla wielu opowieść o „Lalku”, Janie Pawle II, Eugeniuszu Łazowskim czy Aleksandrze Ładosiu są kłującymi mitami, które koniecznie trzeba zohydzić. Przecież „polskość to nienormalność”. Przyznam, że niektórym spośród legionu gderaczy zupełnie się nie dziwię. Tak już po prostu mają. Dziwi mnie jednak nieodmiennie, iż w tę narrację wpisują się ludzie pozornie poważni i z oryginalnym dorobkiem. Polacy. Cóż powoduje ten owczy pęd ku opiłowywaniu wszystkiego co miłe polskiemu sercu? Zdaje się, że wiem, ale to już temat na inną historię…

Panie dr. Poleszak – wstydź się Pan! A bohaterom – cześć i chwała!


Linki:
*https://oko.press/historyk-z-ipn-zwolniony-za-artykul-o-wykletym/
**https://kurierlubelski.pl/dlaczego-lalus-ukrywal-sie-tak-dlugo-nowe-fakty-z-zycia-ostatniego-partyzanta/ar/c1-15347780
https://www.zagladazydow.pl/index.php/zz/article/view/683/744
https://www.tvp.info/51344708/syn-jozefa-franczaka-lalusia-odpowiada-na-publikacje-slawomira-poleszaka

-----------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.








Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka