Bazyli1969 Bazyli1969
2108
BLOG

Kijów i Moskwa, czyli odwieczna wróżda

Bazyli1969 Bazyli1969 Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 52

Przyszłość jest prezentem, jaki robi nam przeszłość.
André Malraux

image

W marcu 2008 r. Wiktor Juszczenko podpisał dekret „O obchodach 350. rocznicy zwycięstwa wojsk pod dowództwem ukraińskiego hetmana Iwana Wyhowskiego w bitwie pod Konotopem”. Decyzja ówczesnego prezydenta Ukrainy spowodowała, iż od tej pory nasi południowo-wschodni sąsiedzi każdego roku świętują rocznicę największego zwycięstwa Kozaków (oraz sprzymierzonych z nimi Polaków i Tatarów) nad Moskalami. Faktycznie jest co czcić, bo był to nie tylko poważny tryumf wstrzymujący parcie Rosjan na zachód, ale także przykład jak narody Europy wschodniej działając wspólnie były w stanie przeciwstawić się przemocy i potędze władców rezydujący na Kremlu. Rzecz jasna dla wielu Ukraińców uzyskanie informacji o wielkiej XVII wiecznej bitwie, w której Rosjanie ponieśli srogą klęskę z rąk ich przodków było pewnym szokiem, ale należy przyjąć, iż był to wstrząs z rodzaju konstruktywnych. Do niedawna bowiem nawet wśród uświadomionych politycznie i narodowo mieszkańców Naddnieprza, Moskal kojarzył się ze zwycięzcą i bezwzględnym oprawcą. Wprawdzie pogardzanym, lecz budzącym przeraźliwy i niekłamany strach. Nie bez kozery mieszkańcy Lwowa, Żytomierza i Kijowa swych wschodnich sąsiadów zwą pogardliwie „kacapami”, czyli albo osobnikami z charakterystycznymi „kozimi” brodami albo złymi ludźmi lub oprawcami. Rosjanie nie pozostają dłużni i „Małorosjan” ochrzcili imieniem chachłów, tj. dziwnych osobników podkreślających swój image zwisającym z niemal łysej czaszki osełedcem. To taka nietuzinkowa wymiana uprzejmości. Dodać koniecznie trzeba, że nieprzypadkowa…

Pierwocin konfliktu pomiędzy dwoma wspomnianymi wschodniosłowiańskimi narodami szukać trzeba w odległej przeszłości. Wtedy to, czyli w XII stuleciu, trwały walki pomiędzy poszczególnymi książętami Rusi o prymat.  Raz zwyciężał ten, innym razem tamten. Zawsze jednak spór ogniskował się wokół zdobycia kijowskiego tronu. Starcia bywały zaciekłe i niejeden z pretendentów płacił najwyższa cenę, ale aż po rok 1169 nikt nie odważył się na popełnienie świętokradztwa, polegającego na zniesieniu z powierzchni ziemi „matki grodów ruskich”. Tym, który złamał niepisaną umowę był władca ziemi rostowsko-suzdalskiej Andrzej Bogolubski. Książę ten zawiadywał terytorium zlokalizowanym w międzyrzeczu Wołgi i Oki, które zamieszkiwały ludy nie mające wiele wspólnego ze Słowianami. Główny komponent ludnościowy, prócz niewielkich grup pochodzenia słowiańskiego i wareskiego, składał się z ugrofińskich Muromców, Mieszczerców, Mordwinów, Merian oraz jakichś elementów (wschodnio)bałtyjskich. Prócz tego w elitach władzy pałętali się różnojęzyczni najmici. Z Kaukazu, ze stepów, znad Morza Kaspijskiego, Europy Środkowej. Prawdziwy tygiel plemienny. Pstrokacizna obyczajów, kultur, tradycji, języków. Tym co spajało populacje była wiara ruska i osoba księcia, który żelazną ręką trzymał za twarz swych poddanych, zwanych nawet w tamtejszych dokumentach pogardliwie „chołopami” i „rabami”. Już wtedy, tj. prawie dziewięć wieków temu, osoba panującego posiadała status półboga. Poddani w obecności księcia padali na twarz, władca mógł bez krygowania się zabrać rodzicom dzieci, każdego mieszkańca można było  skazać bez prawa do obrony, wiece ludności zostały zakazane, nikt nie był pewny posiadanej własności… Prawdziwa totalitarna Azja! Inaczej wyglądało to na ziemiach podległych Kijowowi (i na północy; np. w Nowogrodzie Wielkim). Stolica dzisiejszej Ukrainy była ośrodkiem bogatym, ludnym, sławnym. Każdy z rządzących musiał liczyć się z opiniami bojarów i mieszczan. Wciąż pielęgnowano tradycje wiecowania, a w przypadku, gdy na stolcu książęcym zasiadał typ spod ciemnej gwiazdy, lud potrafił pokazać mu: gdzie raki zimują. Ponadto to Kijów dzierżył palmę pierwszeństwa w zakresie propagowania chrześcijaństwa, a obyczaje i zasady w nim panujące promieniowały na setki, jeśli nie tysiące kilometrów, wokół. Nie bez przyczyny wielu ówczesnych kronikarzy zwało miasto nad Dnieprem „perłą Grecji”, czyli świata prawosławnego. 

W marcu 1169 r. armia syna Jerzego Dołgorukiego (założyciela Moskwy) podeszła pod bramy Kijowa. Po przełamaniu oporu obrońców wojska Bogolubskiego przez cztery dni srożyły się w starej stolicy. Kradziono wszystko co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Palono domy mieszkańców, budynki użyteczności publicznej, cerkwie. Mordowano mężczyzn, kobiety, dzieci i starców. Dziejopisowie wspominający o tych wydarzeniach zaznaczali, że okrucieństw  zaprezentowanych przez „ruskich” najeźdźców z północy nie znali nawet pogańscy Połowcy. Podobno okrutnicy nie obcinali głów pokonanym, ale je wyrywali z ludzkich korpusów. Wyciągano płody z łon brzemiennych matek. Palono żywcem całe grupy ukryte w świątyniach… Makabra! Co istotne, Suzdalcy prócz tłumów jeńców uprowadzili również skarby typu sakralnego. A więc: naczynia liturgiczne, księgi, ozdoby, drogocenne przyrządy i przede wszystkim bezcenne ikony. Taki celowy zabór na wzór działań przeprowadzonych przez wojów czeskiego Brzetysława w naszym Gnieźnie w 1038/39 r.   Od tego czasu Kijów skarlał, a stolica ziemi rostowsko-suzdalskiej, będącej sercem współczesnej Rosji, czyli Włodzimierz, począł rozkwitać. Warto dodać, że Andrzej Bogolubski, uznawany za twórcę fundamentów  potęgi Zalesia, niezbyt długo cieszył się wiekopomnym sukcesem. Kilka lat później został rozniesiony na ostrzach spiskowców, wśród których prym wiedli: Jakim Kuczkowicz (Bałt) i jego zięć Piotr (prawdopodobnie Fin),  Ambał (Osetyniec), Petr Styriata (Skandynaw) oraz Efraim Mojżeszowicz (Żyd), a jego doczesne truchło, które chciano rzucić psom na pożarcie uchronił przed profanacją… Kuźma Kijowianin. Prawdopodobnie człek uprowadzone ze „zgwałconego” nieco wcześniej Kijowa.

image

Zdobycie Kijowa przez Zalesian Bogolubskiego (marzec 1169 r.)

Historycy szacują, iż starty poniesione przez rdzenne ziemie ruskie na skutek inwazji z Zalesia w roku 1169, nie zostały odrobione aż po okres najazdu Mongołów (1238/1240). Daje to nam pewne wyobrażenie o tym: jak musiała wyglądać rejza przodków Rosjan na ziemię kijowską? To jednak nie wszystko.

Gdy z naszych wygodnych foteli spoglądamy na wschód, nie dostrzegamy zazwyczaj zdarzeń i problemów mających miejsce w tych dalekich krainach. A przecież konflikt ukraińsko-rosyjski to nie tylko dwunastowieczna rzeź kijowian, ale wiele innych, równie niesympatycznych historii. Nie mam zamiaru tworzyć listy przykrości jakimi obdarzali się wzajemnie Ukraińcy i Rosjanie. Zbyt tego dużo. Wspomnę tylko, iż o ile niegodne, niekiedy bardzo niegodne, zachowania Ukraińców (w tym Kozaków) wobec Moskwy można policzyć na palcach jednej ręki, o tyle Rosjanie potrafili naprawdę dotkliwie uprzykrzyć życie mieszkańcom Naddnieprza.

Przypomnę zatem, że w czasach, gdy konała I Rzeczpospolita, a przywódcy ludu ukraińskiego starali się dość nieporadnie uzyskać podmiotowość lawirując między potęgami, to carowie z uwagą czuwali nad tym, aby lud „małorosyjski” nie wymknął im się spod kontroli. Tak na przykład podczas III Wojny Północnej (1708 r.) wojska kozackie schroniły się przed Rosjanami w Baturynie (miasto na Lewobrzeżu). Mimo obietnicy łagodnego obejścia się z pokonanymi, żołdacy rosyjscy zniszczyli prawie całe miasto i wycięli niemal wszystkich mieszkańców. Nadmienię, iż podczas pacyfikacji zastosowali metody rodem z piekła, których nauczyli ich dawnymi czasy azjatyccy koczownicy. Potrafili bowiem za pomocą sprytnych urządzeń podnosić ponad ziemię całe domy (budowane ówcześnie bez fundamentów), a w powstałych lukach poukładać w rządku dziesiątki buntowników. Następnie z impetem zwolnić zabezpieczenia i zwalić  tony drewna na głowy nieszczęsnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Według szwedzkiego historyka Frixela, autora „Historii życia Karola XII”, dowódca rosyjski kazał ukrzyżować zwłoki Kozaków na tratwach i wypuścić je na rzekę Sejm, aby ludność hetmanatu przekonała się czym grozi nieposłuszeństwo wobec Moskwy. Tak karali niedocenienie carskiej miłości wobec poddanych…

 Można jeszcze przywołać równie kolorowe przypadki. Zakazywanie drukowania „ksiąg ruskich” z powodu widocznego w nich wpływu Polaków i łacinników. Likwidowanie autonomii Cerkwi Kijowskiej. Zdelegalizowanie mowy ukraińskiej. Osadzanie na terytoriach ukraińskich osadników z Rosji oraz wielu innych krajów prawosławnych. Ograniczenia handlowe, kulturowe, obyczajowe… Wreszcie pacyfikację ludności pochodzenia ukraińskiego na obszarach tzw. Ukrainy Słobodzkiej i Malinowego Klina, wywołanie wielkiego Głodu (Hołodomoru) i bezwzględną pacyfikację podziemia narodowego w dobie II Wojny Światowej i po niej. W ten oto sposób centrum cywilizacyjne, pielęgnujące mniej lub bardziej przystojne tradycje bizantyjskie, sowiecie przeplatane wpływami Zachodu, zostało spacyfikowane, wyssane i spauperyzowane przez imperium, którego sensem istnienia są niekończące się zabory, a narzędziem naga i brutalna  siła.

image

Ofiary Hołodomoru (1932-1933)

Perypetie związane z obecnymi harcami na granicy ukraińsko-rosyjskiej są li tylko kolejna odsłoną wielowiekowego konfliktu. I prawdę mówiąc zmierza on najpewniej do decydującego rozstrzygnięcia. Która ze stron wyjdzie zeń zwycięsko? Trudno dziś przewidywać. Wprawdzie wszystko wskazuje na to, iż zdecydowana przewaga leży po stronie Moskwy, a Kijów musi ograniczać się do obrony. Warto jednak pamiętać, że i defensywa ma swoje zalety, o czym przekonał się w zamierzchłych czasach niejaki Pyrrus. Jakby nie było, Rosja bez Ukrainy nie będzie mogła sięgnąć po tytuł mocarstwa globalnego. Natomiast dla Ukraińców Kijów w składzie Rosji, to prosta droga ku temu, aby za niedługo pojęcie „Ukraina” stało się jedynie określeniem krainy geograficznej. Komu zatem – na dziś! -  wypada nam, Polakom,  kibicować? Dla mnie to pytanie aż nazbyt retoryczne.


Link:
https://streebogblog.wordpress.com/2019/04/27/%D0%B2%D1%81%D1%96-%D0%B7%D0%BB%D0%BE%D1%87%D0%B8%D0%BD%D0%B8-%D0%B1%D1%80%D0%B0%D1%82%D0%BD%D1%8C%D0%BE%D0%B3%D0%BE-%D0%BD%D0%B0%D1%80%D0%BE%D0%B4%D1%83-%D0%B7-1169-%D0%BF%D0%BE-199/

------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka