Bazyli1969 Bazyli1969
967
BLOG

Czy Jan III Sobieski był durniem? Wiedeń 1683 i misja NATO na Ukrainie.

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 108

Brakiem odwagi jest wiedzieć, co prawe, lecz tego nie czynić.
Konfucjusz

image

13 września 1683 r., król Polski wystosował do biskupa Rzymu list zawierający słowa:  Venimus, vidimus et Deus vicit (Przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył). Dzień wcześniej połączone siły polsko-niemiecko-austriackie w zaciętej i krwawej bitwie pod Wiedniem pokonały siły tureckie prowadzone przez Kara Mustafę. Straty koalicji antytureckiej były znaczne, ale Istambuł utracił znacznie więcej wojaków i… No właśnie, jakie efekty przyniosła przegrana sułtana Mehmeda IV?

Aby krótko acz rzetelnie odpowiedzieć na to pytanie trzeba koniecznie zadać sobie pytanie: co Jan III Sobieski robił pod murami stolicy Austrii? Otóż, kilkanaście lat poprzedzających jedno z najsławniejszych starć militarnych w dziejach, to okres potężnej i nieustannej ekspansji Imperium Osmańskiego. Przede wszystkim na teatrze europejskim. Względny spokój ze strony Persji, zamrożenie konfliktów z plemionami arabskimi oraz przekierowanie wektorów zainteresowań państw Płw. Iberyjskiego, umożliwiło Turkom skoncentrowanie sił przeciw chrześcijańskim krajom Europy Wschodniej i Centralnej. To wtedy zbrojne zagony składające się nie tylko z reprezentantów etosu tureckiego, lecz również Albańczyków, Greków, Serbów, Wołochów, Bułgarów, Węgrów,  Kurdów i wielu innych nacji, zapuszczały się na obszary Karyntii, Styrii, Moraw, nękały wschodnie wybrzeża Italii, podporządkowały sobie ściśle Wołoszczyznę i Mołdawię, jak również umocniły się nad Morzem Azowskim (!). Ba! W wyniku wojny z Rzeczpospolitą, przy współudziale swych lenników, czyli Tatarów Krymskich,  Turcy zajęli Podole ze strategicznie ważnym Kamieńcem Podolskim. Warto również dodać, iż ich apetyty w zakresie anektowania terytoriów leżących ówcześnie w granicach państwa polskiego w żadnym wypadku nie zostały zaspokojone. Władcom z Istambułu marzyło się m.in. stworzenie z Morza Czarnego akwenu otoczonego ze wszystkich stron ich posiadłościami. Choć wprawdzie niewiele im do tego brakowało, to podstawowym zadaniem było zneutralizowanie albo nawet poddanie w zależność Rzeczpospolitej. Dziś Turcja kojarzy się nam na ogół z letnimi wypadami do słonecznych kurortów, egzotycznymi serialami oraz tajemniczymi i śmiercionośnymi Bayraktarami. Orientalnie, interesująco i miło. Zapominamy jednak o tym, że ponad trzy wieki temu granica polsko-turecka znajdowała się o rzut beretem od Lwowa, w roku 1678 Turcy zdobyli Czehryń (dziś to niemal sam środek Ukrainy!), a w przeddzień wyprawy wiedeńskiej Stambuł podjął poważną próbę zakotwiczenia się na tzw. Górnych Węgrzech, czyli… Słowacji. Z tejże krainy do Krakowa to tylko ok. 100 km.

Klasa polityczna albo dokładniej – kierownictwo polityczne Rzeczypospolitej drugiej połowy XVII w. nie osunęło się jeszcze całkowicie w otchłań pomroczności jasnej i - będącego jej żałosnym bratem bliźniakiem - imposybilizmu. Wciąż pamiętano o doświadczeniach historycznych, potrafiono z nich wyciągać rzeczowe wnioski i nie hołdowano powszechnie zasadzie „moja chata z kraja”. Obserwując poczynania Imperium Osmańskiego zrozumiano, że dalsze pozostawanie w nadziei, iż w razie spacyfikowania państwa Habsburgów, zajęcia posiadłości weneckich, czy też „oklepania” wojsk carskich, sułtan w swej łaskawości ulituje się nad Warszawą i zarządzi wieloletnią sjestę lub zajmie się np. Etiopią, to więcej niż naiwność. To zbrodnicza głupota. Pamiętano również o starożytnej zasadzie mówiącej, że wojny najlepiej prowadzić z dala od własnych granic i w ramach poważnej koalicji. Te oczywistości oraz chłodna analiza sytuacji sprowokowały naszych przodków do działania. Oczywiście zdawano sobie sprawę z faktu, że ci Habsburgowie to szczwane lisy, Wenecjanie chętnie wyciskają dukaty z nieszczęść ludzi porywanych przez Tatarów i sprzedawanych na śródziemnomorskich targach, a Moskale rzucą się Polsce do gardła w chwilę po jej najmniejszym potknięciu, ale w tym momencie zagrożenie tureckie jawiło się w praktyce jako największe. Z tego powodu – mimo wielu trudności i wiszących nad Rzeczpospolitą pomniejszych niebezpieczeństw – Sobieski i jego obóz przekonali i zmobilizowali do działania ciężko doświadczone oraz osłabione pod każdym względem (wydarzeniami z lat poprzednich) społeczeństwo obywatelskie. Dzięki szarży husarii pod Wiedniem Turcji przetrącono kręgosłup. I chociaż Imperium Osmańskie przez kolejne lata zdobywało się na groźne pomruki, a nawet wyprowadzało swym przeciwnikom silne ciosy, to już nigdy nie zagroziło poważnie „sercu” Europy.

image

Obszar Imperium Osmańskiego w przeddzień "misji" wiedeńskiej

Wspominam o tych wydarzeniach, bo wydają mi się one paralelnymi do tego co dzieje się na naszych oczach za wschodnią granicą. Mamy bowiem napadniętego przez barbarzyńskiego mocarza, mającego  bardzo złe intencje. Mamy sąsiadów, którzy, tak jak i my, zasadnie czują się zagrożeni. Mamy kunktatorów, czekających z boku na rozstrzygnięcia i upieczenia przy okazji własnej pieczeni. Mamy pomysły. Większość z nas (tak sądzę) zdaje sobie sprawę z tego, że apetyt najeźdźcy nie zostanie zaspokojony „ciałem i krwią” broniącej się jeszcze ofiary. Mamy – jako koalicja - spory, znacznie większy od bandyty, potencjał. Mamy… Dobrze, a czego nam nie dostaje? Odwagi! I nie mam tu na myśli jedynie moich rodaków. Nam, jako wspólnocie, brakuje jej jakby najmniej. Tchórzem cuchną przede wszystkim, ci, którzy ze względu na swoje predyspozycje winni stanąć w pierwszym szeregu obrońców. To paradoks, ale... Takie postawy, po uwzględnieniu, pewnych zależności, są jakoś tam zrozumiałe, lecz jednocześnie podłe, głupie, krótkowzroczne, okrutne i – w najgłębszym sensie – samobójcze.

Nie mam dostępu do tajnych informacji.  Nie potrafię obsługiwać wyrzutni rakiet. Nie stałem się posiadaczem raportu o stanie zdrowia Putina. Wiem jednak, że pomysł przedstawiony światu  przez J. Kaczyńskiego w Kijowie, dotyczący misji pokojowej na Ukrainie, winien zostać poważnie rozważony przez przywódców Zachodu. Bardzo poważnie. Skłaniają mnie ku temu nie tylko przewalające się przez media obrazy wojny, ale również lekcje, które daje nam Nauczycielka Życia. A one pozwalają na stwierdzenie, że Jan III Sobieski, choć miał kilka wad, to z pewnością nie był durniem! Uczynił to, co należało.

---------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura