W kreskówkach made in USA wiele sporów kończy się w chwili, gdy jednemu z rywali uda się szybkim ruchem lub podstępem obnażyć pupę przeciwnika. Ten ostatni z miną nietęgą i wypiekami na twarzy (pysku, mordzie, dziobie) ustępuje pola i drobnym kroczkiem – przy głośnym rechocie publiki - oddala się poza kadr. Przegrał. Zwykle jest antypatyczny, rosną mu włosy na uszach, miast dyskusji używa przemocy, kłamie i ma złe intencje. Dlatego w świecie kolorowych obrazków żaden Bax, Donald czy krowa (razem z kurczakiem) na wspomnienie o pogrążonym antagoniście nie uronią ani jednej łzy. Przecież ściągnęli gacie niesympatycznemu troglodycie. Sprawa do bólu prosta: zwyciężyło dobro. Brawo! The end. A jak ściąganie gaci wygląda w realu?
W kraju nad Wisłą, czyli - jak to stwierdził pewien bystry obserwator- nigdzie, żyje On. On jest wielki. Posiada wpływy, bogactwo, siłę, całą armię płatnych oraz bezrefleksyjnych popleczników. On nie przywiązuje wagi do obietnic i przyrzeczeń. Dziś tłukąc się w piersi twierdzi, że i owszem, jasne i na pewno, a jutro wybałusza gały i ryczy, że w kwestii „owszem, jasne i na pewno” żadnej przysięgi nie składał. No, może i coś tam było ale… wczoraj. On potrafi docenić. Oczywiście przed wszystkim siebie lecz dla przydupasów też potrafi sypnąć groszem, pogłaskać oraz szepnąć dobre słówko. Tak, On to dobry pan. Żyje w domu pięknym i lśniącym, otoczonym przez całkiem przyzwoite domostwa, w których mieszkają jego starzy i nowi znajomi. Lubi tak. Podobnie czuje się bosko w chwilach gdy uczynni przyjaciele przytoczą notkę wydrukowaną w prasie zza siedmiu mórz mówiącą o tym jaki to z niego światowiec. Wprawdzie jeszcze przedwczoraj siorbał zupę z drewnianej miski i wyznawał zasadę „co większe niż wesz, to do domu bierz” ale kto o tym pamięta! Potrafi też przywalić. A jak! Niech tylko któryś z tych ciemniaków, zaściankowców, pogrobowców dobrego wychowania i śmiesznie honorowych (a co to jest?) tubylców spróbuje pisnąć… Już ja go nauczę! Podpalaczom naszej krainy mówi: nie! On jest bardzo konsekwentny. Skoro zabrał ludziom spoza swego klanu warsztaty pracy to logicznie pyta: po co wam narzędzia? Żeby jednak nie było… Martwi się o swych poddanych nieustannie. Nie pozwala na przykład by nieroztropnie dysponowali resztą swoich zasobów. Przecież od nadmiaru bogactwa niejeden już zwariował. W tym dzikim kraju zwariowałaby zapewne większość. On wie, że dobre gospodarowanie zapewni tylko on. Czasami jeden z Jego pretorian zbyt mocno weźmie sobie do serca głoszoną naukę i staje się właścicielem tego i owego, które to „to i owo” należało jeszcze o zmierzchu do kogoś innego, ale przecież nie róbmy „beki”! On rozumie i wie, że pretorianie bardzo sprawnie zarządzają „powierzonym” mieniem. Dużo lepiej niż pani Zofia spod siódemki lub pan Marian z Wydrzyc Dolnych. I tak to się kręci…
Od czasu do czasu pojawiają się osobnicy, którzy próbują Jemu ściągnąć gacie. Wszelkie podejścia spalają jednak na panewce. Ostatnio było nawet bardzo blisko bo wykorzystując Jego nieuwagę zbliżyli się na kilka metrów, na wyciągnięcie ręki a nawet złapali za gumę bokserek i pociągnęli w dół… Niestety! On pod spodem miał… stringi.
Nadwiślańscy spiskowcy pytali później siwobrodych i na wpół ślepych starców gdzie leży przyczyna ich niepowodzeń, ale wymemłani życiem oldboje potrafili tylko leniwie wyszeptać: Życie to nie bajka!
Inne tematy w dziale Polityka