Bazyli1969 Bazyli1969
3878
BLOG

Jeszcze o niedoli chłopskiej w dawnej Polsce - czyli ad vocem do notki Letniego

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 124

Szycie odzienia z jakichś skrawków materii znalezionej na śmietnisku, poszarpanej, upstrzonej plamami i zwietrzałej,  a następnie wystawianie go w witrynie najmodniejszego sklepu przy głównej ulicy jest zwyczajną hucpą. Co prawda zawsze można przyjąć, iż krawiec dokonujący tej profanacji uczynił to zupełnie przypadkowo lub w ramach eksperymentu,  lecz istnieje niebezpieczeństwo, iż będzie to nad wyraz uprzejme założenie. Bardziej prawdopodobnym jest przypuszczenie, że "mistrz" próbuje wykorzystać naiwność otoczenia. 


Kilka dni temu bloger ukryty pod nickiem Letni raczył podzielić się z gośćmi Salonu24 własnymi przemyśleniami na temat losu chłopów w I Rzeczypospolitej. W swym wywodzie  zatytułowanym "Mentalni potomkowie nadzorcy niewolników" wykorzystał sporą ilość popularnych opinii, których wartość - jak sądzę - ocenił niezmiernie wysoko. Pozbierał to i tamto. Sięgnął pamięcią do czasów podstawówki, wykorzystał słowa pani od propedeutyki  nauki o społeczeństwie, odnalazł starą Trybunę Ludu i na tej podstawie popełnił notkę.  Mocne słowa? No cóż... Zarówno krawiec jak i bloger  zobowiązani są przede wszystkim do rzetelności w działaniu. W tym przypadku absolutnie jej zabrakło i w efekcie otrzymaliśmy patchwork-owego potworka. Z tej przyczyny, że przy omawianiu konkretnych  zagadnień - w przeciwieństwie do niektórych swawolników -  nie zwykłem posługiwać się wiedzą ezoteryczną spróbuje wykazać  pro publico bono  bezzasadność  twierdzeń Szanownego Kolegi  o nicku Letni.  A raczył on napisać tak:


"Nasza świadomość narodowa nie jest skutkiem tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie przez wieki. Obejmuje raptem trzy, może cztery pokolenia wstecz i jest stosunkowo łatwo budowana. W dzisiejszej formie narodziła się w wyniku wprowadzenia powszechnej edukacji w latach powojennych i przyswojeniu sobie odpowiedniego kanonu lektur."


W roku 1339 w Warszawie miał miejsce proces, którego stronami była Korona Królestwa Polskiego i Zakon Krzyżacki. Wśród świadków desygnowanych przez stronę polską znaleźli się również chłopi poświadczający  swymi zeznaniami, iż pojecie tożsamości narodowej nie było  im obce. Wystarczy sprawdzić. To był wiek XIV.  Na długo przedtem powstał dokument, którego treść zawierała sformułowanie: Zbilud polonie civis („Zbylut obywatel Polski”). To rok 1153. Generalnie wśród badaczy panuje prawie powszechne przekonanie, że polska świadomość narodowa wykształciła się jako jedna z pierwszych nie tylko w Europie ale i na świecie. Tak więc Szanowny Kolega Letni  trafił kulą w płot.


"Ale obraz oparty życie mieszkańców szlacheckiego dworku, to obraz niepełny – podobnie jak południowcy w USA, też mieliśmy własnych niewolników. "


W Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie było niewolnictwa! To fakt bezdyskusyjny. Podstawowe zasady metodologii oraz logiki wymagają aby sytuacji włościan z XV-XVI w. nie wrzucać  do jednego worka z warunkami panującymi w pierwszej połowie wieku  XIX .  Nie wolno jednocześnie zapominać, iż sytuacja ludności chłopskiej w Koronie, na  Litwie, w Prusach Książęcych i na ziemiach ukrainnych to zupełnie różne bajki. Pamiętać również trzeba, iż stan włościański składał się z wielu warstw. Obok wójtów i kmieci posiadających duże - nawet  jak na dzisiejsze warunki! - gospodarstwa, istniały na ówczesnej wsi grupy zagrodników, komorników, rzemieślników itd. Status każdej z wymienionych społeczności był zarówno prawnie jak i realnie nieco inny. Na podstawie literatury przedmiotu oraz analizy źródeł trzeba stwierdzić, że do początków XVII wieku Rzeczpospolita posiadała najszerszą warstwę bogatego chłopstwa w Europie, obciążonego najmniejszymi ciężarami fiskalnymi jak i senioralnymi. Stałym podatkiem było niewielkie podymne, a w czasie wojen niekiedy uchwalany był podatek pogłówny.  Jedynym podatkiem pośrednim (faktycznie opłacanym przez włościan) było czopowe, pobierane jednak nie przez władze centralne a przez sejmiki ziemskie. Chłop sprzedając towar w mieście należącym do króla bądź kościoła oraz wsiach targowych musiał   też liczyć się z niewielką akcyzą nałożoną na towary. Były to podatki w wydaniu średniowiecznym, kilkukrotnie  niższe niż w państwach absolutystycznych z rozbudowaną biurokracją i armią. Dopiero wydarzenia z połowy wieku XVII i początków XVIII stulecia   znacząco albo nawet dramatycznie pogorszyły dolę ludności wiejskiej.  Tego już Kolega Letni nie chciał (nie potrafił?) zauważyć.


"Chłopi, stanowiący większość ówczesnego społeczeństwa, w praktyce pozbawieni byli praw, jakie są udziałem dzisiejszych obywateli. Mieli obowiązek świadczenia nieodpłatnej i ciężkiej pracy(*), nie mogli zmieniać miejsca zamieszkania, nie mieli prawa do nauki, sądów. Pan na włościach mógł ich karać według własnego uznania, a nawet sprzedać innemu właścicielowi."


Kolega Letni zdaje się bujać w obłokach. I to wysoko! Wyobraża sobie bowiem, że od niepamiętnych czasów krwawy, bezlitosny  i skąpy dziedzic zaprzęgał każdego chłopa wraz z jego żoną i dziećmi do sochy lub pługa i smagając kończugiem zmuszał  do pracy przez 24/7. Zupełnie nie rozumie, iż jeszcze w smutnym XVIII w. osadzenie chłopa we włościach odbywało się na zasadzie obustronnej umowy! Szlachcic miał ziemię, a chłop wolę pracy na pańskim w celu utrzymania rodziny.  Ziemia była - tak jak i w całej Europie - własnością szlachcica, który wydzierżawiał ją chłopu w zamian za określone świadczenia. Dodatkowo już w czasach saskich tak potępiani w czambuł herbowi skłaniali się do unowocześnienia relacji na linii właściciel-dzierżawca. Jak stwierdza prof. Topolski "w XVIII w. mamy w Polsce bardzo wyraźny trend odchodzenia od pańszczyzny na rzecz czynszów. Na terenach górskich pozostało jedynie 10% ziemi objętej pańszczyzną, a 90% było oczynszowanych. W rejonach podgórskich było to 30% do 70%. A na przykład w dobrach królewskich w Małopolsce w okresie od 1660 do 1765 liczba wsi, które "wykupowały" w całości lub w części pańszczyznę i daniny w naturze [czyli zamieniały je na czynsz] wzrosła z 16% na 64%". Zatem opisywane w tak czarnych barwach poddaństwo to de facto: zależność sądowa od pana dominialnego, ograniczenie prawa wyjścia ze wsi oraz obowiązek pańszczyźniany lub czynszu. I dziś pracownik dowolnej korporacji, sieci handlowej  lub warsztatu świadczy pracę na określonych warunkach.  To, że dawne  umowy są  w naszym rozumieniu bardzo egzotyczne, to zwyczajny efekt zjawiska "panta rhei".


"Gdyby porównać Polskę szlachecką do galery, to chłopi będą galernikami przykutymi do wioseł, a kochani przez nas Kmicic czy Wołodyjowski wejdą w rolę nadzorców z batem w ręku."


Proszę  Szanownego Letniego o zapoznanie się z opisami warunków życia ludności chłopskiej w innych rejonach naszego kontynentu. Fragmenty dość długie ale wyjątkowo instruktywne (A. Świętochowski - Historia chłopów polskich):


Francja
W najpiękniejszej okolicy Francji — według Rousseau — wieśniak kryje swój chleb i wino przed poborcami, gdyż byłby zgubiony, gdyby „się dowiedziano, że on nie umiera z głodu". W niektórych prowincjach zabijano na drogach kobiety niosące chleb. Biskup szartryjski, zapytany przez króla, jak u niego żyje lud, odrzekł, że ludzie jedzą trawę jak owce i giną jak muchy. Biskup Massillon pisał do Fleury'ego: „Ludność naszych wsi żyje w okropnej nędzy... Większość przez pół roku nie ma chleba jęczmiennego i owsianego, który stanowi jedyne ich pożywienie i który muszą odejmować od ust swoich i dzieci, ażeby zapłacić podatki... Murzyni naszych wysp są nieskończenie szczęśliwsi, gdyż za pracę otrzymują żywność i odzież dla siebie i swoich dzieci". Wieśniacy przestali zawierać małżeństwa, gdyż — jak mówili — nie chcą płodzić nieszczęśliwych. Nie można ich było nawet używać do pracy, gdyż przy każdej mdleli z osłabienia głodowego. W niektórych okolicach wieśniacy ścinali zielone zboże i suszyli w piecu, gdyż głód nie pozwalał im czekać dojrzałego plonu; gdzie indziej leżeli ciągle w łóżku, ażeby go znieść łatwiej. Anglik, Artur Young, podróżujący po Francji, widział ludność wychudzoną, skarlałą i tak zestarzałą w głodzie, że pewna kobieta, którą on uważał za staruszkę siedemdziesięcioletnią — tak była pomarszczona i zgarbiona — wyznała, że ma dopiero 24 lata. Prawie wszystkie dzieci umierały z powodu braku mleka w piersiach matek, a te, które ocalały, skutkiem złego pożywienia wyglądały jak kobiety brzemienne.
Zdziercą może jeszcze okrutniejszym od pana był fiskus (skarb państwa), który opodatkowywał nie tylko posiadaczów czegoś, ale również nie posiadających nic oprócz pary rąk do pracy. Jeżeli w jakiejś wsi poborcy dostrzegli chłopów otyłych lub pióra z zabitego drobiu, natychmiast podnoszono jej podatki. Pewien pan postanowił pokryć dachówką domy swoich poddanych; przestraszeni błagali go, ażeby pozostawił na dachach słomę, gdyż inaczej fiskus niewątpliwie podwyższy im podatki.
Jednym z najdokuczliwszych jego zdzierstw był podatek od soli. Według rozporządzenia w r. 1680 każda osoba starsza ponad 7 lat obowiązana była nabyć od monopolu rządowego 7 funtów tego artykułu, których nie wolno było użyć do czego innego, tylko do potraw. Jeżeli więc chłop oszczędził sobie trochę soli dla przyprawienia zabitego wieprza, zabierano mu mięso i skazywano na wysoką karę pieniężną. Podobnie karano za czerpanie wody z morza dla wywarzenia z niej soli, za wpędzanie bydła do miejsc, gdzie się sól znajduje. Agenci skarbowi dokonywali rewizji w domach i kosztowali produkty solone, które konfiskowali i okładali karą pieniężną, jeśli uznali, że sól była dobra, gdyż sprzedawana przez rząd była nieczysta. Też same zakazy co do użycia wina. Jeżeli ktoś dał choremu butelkę, obaj pociągani byli do odpowiedzialności.
Przed r. 1789 w przybliżeniu trzecia część powierzchni Francji uprawiana była przez drobnych właścicieli — chłopów, którym się udało nabyć kawałki ziemi. Nie byli oni jednak całkiem niezależni względem panów. Gdy Turgot wystąpił (1776) z projektem zniesienia pańszczyzny, parlament paryski oświadczył, że szlachta ma obowiązek służyć państwu tylko szablą i radą, duchowieństwo modlitwą, a chłopi i mieszczanie powinni płacić podatki i wykonywać powinności. Gdy zaś Boncerf, przyjaciel i pomocnik Turgota, napisał bardzo umiarkowaną broszurę, wykazującą szkodliwość feudalizmu, tenże parlament kazał ją katowi spalić publicznie, a król ledwie obronił autora od kary. Ludwik XVI zniósł poddaństwo, ale tylko w dobrach królewskich, prywatnych tknąć nie śmiał. W jak upartym zaślepieniu tkwiła szlachta francuska aż do rewolucji, świadczy taki fakt. Jedną z powinności względem pewnego pana nor-mandzkiego był obowiązek dzierżawcy (chłopa) odniesienia na plecach w oznaczonym dniu korca zboża do zamku. W r. 1789 chłop przywiózł to zboże: pan pokazał mu dokument i żądał literalnego wykonania powinności. Chłop odjechał i dla ulżenia sobie ciężaru przyniósł naprzód pół worka. Pan nie przyjął i kazał przynieść cały worek od razu.



Irlandia
Irlandia ma prawie całą ziemię skonfiskowaną, skutkiem czego ludność miejscowa, składająca się niemal wyłącznie z dzierżawców i wyrobników, doprowadzona została do ostatecznej nędzy. Nieszczęśliwy chłop irlandzki (XVIII w.) nie jadł mięsa nigdy, chleb i masło — rzadko, żywił się tylko kartoflami, mąką owsianą, mlekiem i wodą. Z tej samej miski jedli mąż, żona, dzieci, krowa, świnia, pies i kot. Wszystkie te stworzenia mieszkały razem w nędznych chatach, pokrytych słomą, łę-cinami kartofli, gałęziami. W jednym 1740 r. umarło z głodu 400.000 ludzi. A. Young pisał (1776): „Dziedzic w Irlandii nie mógłby wymyślić takiego rozkazu, którego chłopi jego odważyliby się nie spełnić. Nieposłuszeństwo albo coś podobnego może on z zupełną pewnością ukarać trzciną lub batem; chłopu, który by śmiał tylko poruszyć ręką dla obrony, połamałby ręce i nogi. O zabiciu człowieka mówi się tam takim tonem, któremu nie można się dość nadziwić. Poważni panowie zapewniali mnie, że wielu ich dzierżawców uważałoby to sobie za zaszczyt, gdyby oni zażądali ich żon i córek do Collegium privatissimum. Najobojętniej-szego podróżnika musi to uderzyć, gdy widzi całe szeregi ludzi przy taczkach, spędzanych batem do rowu przez woźnicę pana dla otworzenia drogi jego powozowi. Gdyby jakiś chłop ośmielił się wnieść do sądu skargę na swego dziedzica, byłaby to dla ostatniego niezmazana zniewaga.



Austria
W Austrii Maria Teresa ograniczyła sądownictwo kryminalne panów rozkazem, ażeby ich wyroki zatwierdzane były przez urzędy okręgowe; temuż zatwierdzeniu podlegały umowy poddanych z panami przy zamianie dzierżaw czasowych na dziedziczne. Pańszczyzna w Austrii była bardzo uciążliwa — najmniej trzydniowa, a często siedmiodniowa: M. Teresa zredukowała ją do 3 dni. Szlachta czeska oparła się temu, a gdy rozszerzono wieść, że cesarzowa wydała inny, utajony patent, znoszący zupełnie pańszczyznę, chłopi powstali (1775) i trzeba było ich bunt uśmierzyć siłą. Obciążenie chłopa czeskiego powinnościami i daninami było bardzo wielkie: płacił on miarowe — przy oddawaniu czynszu zbożowego, dziesięcinę owocową i tytoniową, wagowe — za uprawę tytoniu, targowe za wozy jadące do miasta z artykułami żywności, czynsz solny, podatek na sędziów wiejskich, na urzędników, na straż zamkową, od drobiu, za pozwolenie małżeństwa (kupica) itd.



Rosja
Ukaz carski w 1720 r. był wyrokiem śmierci cywilnej dla włościan rosyjskich. Wszyscy poddani właściciele ziemi, bez różnicy stopnia ich zależności, zaliczeni zostali do kategorii krepostnych — przytwierdzonych do ziemi i osoby pana. Spędzono ich zaś do jednej gromady dlatego, ażeby właściciele nie ukrywali ich pod różnymi kategoriami dla uchylenia się od podatków, które dotąd nakładano na dusze. Związek włościanina z państwem został zupełnie zerwany, między nimi stanął pan, który płacił podatki za „dusze" według wykazu „rewizji". Teraz mógł on dowolnie dzielić ziemię między swych poddanych, mógł ją im nawet odebrać, a gdyby się opierali jego woli, mógł zakuć w kajdany, osadzić w więzieniu, ukarać chłostą, sprzedać lub oddać do wojska.
Ukaz z r. 1729 nakazał „ludzi wolnych" albo odsyłać do armii, albo (niezdolnych) do „podusznych", albo na osiedlenie w Syberii. Ukaz z r. 1730 zabronił włościanom nabywania nieruchomości. Za Elżbiety ucisk doszedł do takiego natężenia, że chłopi gromadami uciekali od panów lub wstępowali do armii, czego im zresztą (w 1742) zabroniono.
Rewizja" w tym roku dokonana jeszcze głębiej pogrążyła ich w niewoli. Odtąd rząd już wcale nie widzi włościan, tylko pomieszczyków, wnoszących podatki. Ci, którzy nie chcą czy nie mogą płacić „podusznego", oddawani są bez wahania i skrupułu każdemu, kto zobowiąże się z nich je wycisnąć. W latach 1746 — 1760 dopełniono tę niewolę nowymi przepisami. Pozwolono trzymać krepostnych tylko szlachcie, sprzedawać dla oddania do wojska, posyłać na osiedlenie w Syberii, dostawać pieniądze za dzieci, słowem, handel ludźmi pozbawionymi praw odbywał się w różnych kierunkach i na wielką skalę. Od r. 1761 nie wolno było chłopom pożyczać na weksle, ręczyć itp. bez wiedzy panów. Od r. 1741 już nie składali przysięgi na wiernopoddaństwo. Piotr II uwolnił (1762) szlachtę od służby wojskowej; przywilej ten, chwilowo zawieszony, przywrócony został za Katarzyny. Zaczęły się bunty cliłopskie. Prawa panów ciągle rosły. Od r. 1765 mogli skazywać poddanych na ciężkie roboty „za zuchwalstwo". Wybuchły znowu bunty. Tych, którzy podali skargi do ces. Katarzyny, ukarano rózgami publicznie. Wszystko to rozbestwiało panów i podniecało ich okrucieństwa. Mówiono, że niejaka Daria Nikołajewna, która zabiła wielu poddanych, miała jeść mięso ich dzieci. W r. 1792 Katarzyna już wyraźnie zaliczyła „krepostnych" i włościan do inwentarza gospodarczego (w czyste imienia). W ogóle za panowania tej łotrzycy, która tak czule ujmowała się za uciśnionymi w Polsce i tak humanitarne pisywała listy do filozofów, bezprawie względem ludu wiejskiego doszło do nieznanych gdzie indziej granic. Pozbawionych wszelkiej opieki prawa chłopów „kupowano, sprzedawano, darowywano setkami i tysiącami, pojedynczo i hurtownie, nie przestrzegając żadnych innych przepisów prócz dwóch: nie handlować krepostnymi podczas poboru wojskowego i nie sprzedawać ich przez licytację".



"Na dziś jesteśmy mentalnymi potomkami nadzorców niewolników."


Proszę Szanownego Kolegę Letniego aby wypowiadał się we własnym imieniu. Nie bronię nagannych zachowań części szlachty z tej przyczyny iżby wśród moich antenatów znajdowali się przedstawiciele herbowych. Zupełnie nie. Barbarzyńskie zachowania zawsze należy piętnować i o nich wspominać, ale nie mogą one przysłaniać prawdziwego obrazu. Już Piotr Skarga pisał:


"Należy oczy na to otworzyć, że żywot chłopa nie różni się od żywota niewolnika, że zawsze on przykuty do pługa i ziemi, że od rana do nocy pracuje czy to dla siebie, czy swego pana. Wielu z nich starczy chleba ledwo na pół roku; przez resztę roku wiodą życie w okrutnej nędzy. Bogatsi z nich są wystawieni na liczne krzywdy, bo dość sztuczek na to mają źli panowie, by ich ze skóry obdzierać; a przecie nie wolno kmieciowi skarżyć się przed nikim na swego pana ani go do sądu pozywać. Płacą co roku daniny i panom swym, i plebanom. Jeśli nawet jakiś rok wolny jest od podatku ( co za moich czasów kilkakroć się przygodziło ), to jednak panowie zmuszają ich często do danin pod pozorem wyprawy wojennej. Tak więc tylko tytuły, pod jakimi płacą, zmieniają się dla nich; rzecz sama się nie zmienia. Nie wiem, czy egipska niewola była cięższa od chłopskiej."


Tyle tylko, że w innych państwach było podobnie a nawet gorzej. Nie bez kozery raz po raz wybuchały wielkie i krwawe rebelie. Nie bez przyczyny ludność włościańska (formalnie  wolna!) marła z głodu niczym muchy od Lizbony po Helsinki aż do XIX stulecia (https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_famines). Nie bez powodu relacje staropolskich podróżników po Europie pełne są opisów przerażającego stanu włościan znajdujących się pod władzą Paryża czy Madrytu. I tylko w Rzeczpospolitej - poza kilkoma ruchawkami - aż do powstania Chmielnickiego panował jako taki spokój.


W przeciwieństwie do wielu krajów europejskich przez długi czas włościanie żyjący w granicach Rzeczypospolitej (szczególnie na ziemiach rdzennie polskich) byli względnie zamożni i wbrew obiegowym opiniom starali się włączyć w nurt życia społecznego. Czasem z powodzeniem.  Jako symptomatyczny przykład dla takiego twierdzenia można uznać dążenia tej grupy społecznej do wiedzy. Według słów prof. K. Stopki ("Ogólnie rzecz biorąc, ocenia się, że w XV wieku wśród studentów pochodzenia wiejskiego było ok. 50% chłopów i 50% szlachty. ") trzeba przyjąć, że był to efekt swoistego dobrostanu sporej liczby chłopów, który trudno porównać z dużo bardziej smutnymi realiami panującymi w Anglii, Hiszpanii, Francji, Austrii, Niemczech, Czechach czy nawet w Niderlandach.


Pogorszenie sytuacji ludności chłopskiej (głównie materialnej ale też prawnej) nastąpiło po tzw. Potopie i Wojnie Północnej, a potem po zajęciu Rzeczpospolitej przez zaborców. Żadne (powtarzam: żadne) państwo europejskie nie doświadczyło na przestrzeni niecałego wieku tylu nieszczęść co Rzeczpospolita.  Jak twierdzą naukowcy zajmujący się interesującym nas okresem "w  niektórych regionach Wielkopolski ubyło wtedy [podczas inwazji szwedzkiej] nawet  50% mieszkańców  wsi." Kolejne lata przyniosły równie tragiczne wydarzenia -  "W parafii Raczyn w 1668 r. było 300 osób zdatnych do spowiedzi a w  1753 r. tylko 130. Spadek ludności wynosił prawie 60%.". Nie jest zatem dziwnym, iż właściciele ziemscy starali się wszelkimi metodami wyciskać z poddanych co się da aby odtworzyć choć w części  "przedpotopowy" poziom życia. Potrafili jednak dbać o chłopstwo na sposób, o którym nie mamy dziś zielonego pojęcia. Tak np. S. Niemojewski (zamożny szlachcic żyjący na przełomie XVII/XVIII w.) w umowach dot. zakupu majątków zamieszczał zapis o "zapomożeniu poddanych". Pieniądze przekazywał na ziarno do zasiewu, bydło, trzodę itd. A były to kwoty niebagatelne.


Raju chłopskiego nie było nigdzie na ziemi. Fantasmagorie rodem z komunistycznej ulotki dotyczące wyjątkowo podłego losu włościan w całej historii I Rzeczypospolitej są niewarte nawet funta kłaków. To w tak hołubionej Francji a nie w Polsce permanentnie zrozpaczeni i opętani głodem włościanie spożywali żaby oraz  ślimaki uznawane dziś (właściwie nie wiadomo z jakiej przyczyny) za rarytasy.


Zawsze zastanawiało mnie z jaką łatwością część moich rodaków wyszukuje najciemniejsze fakty z naszej historii i z lubością tapla się w nich niczym w basenie z eliksirem życia. Czyni to bez zastanowienia, bez wskazania kontekstu, z wyrazem samouwielbienia na bezrozumnych twarzach. Z miejsca rodzi się pytanie: w jakim celu snuje się takie opowieści? Czy to taki modowy eksperyment, czy też jest to - jak mawiała moja babcia - szukanie głupiego na kajak? Czy Kolega Letni potrafi i chce na to odpowiedzieć? Osobiście mocno wątpię...



PS A tutaj coś dla ciekawych...
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Rocznik_Wielunski/Rocznik_Wielunski-r2010-t10/Rocznik_Wielunski-r2010-t10-s51-68

/Rocznik_Wielunski-r2010-t10-s51-68.pdf
https://www.uj.edu.pl/wiadomosci/-/journal_content/56_INSTANCE_d82lKZvhit4m/10172/108707558


https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbylut_z_Panigrodza




Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura