Prof. dr hab. Andrzej Zoll jest niewątpliwie postacią kontrowersyjną. Z jednej strony jest bardzo znanym i uznanym prawnikiem (był m.in. rzecznikiem praw obywatelskich i prezesem Trybunału Konstytucyjnego), zaś z drugiej zabiera głos w kwestiach czysto społecznych czy politycznych, gdzie trudno zadowolić wszystkich, a poza tym łatwo daje się zauważyć koniunkturalizm i subiektywizm.

Mimo bezspornych zasług, prof. A. Zoll bywa kontrowersyjny także jako prawnik. Widziałem np. pismo, podpisane osobiście przez niego - jako rzecznika praw obywatelskich, w którym informuje pewnego człowieka, że nie podejmie interwencji w jego skomplikowanej sprawie (przeciwko znanej instytucji), albowiem droga sądowa była jakoby niedopuszczalna. Tymczasem ten zdeterminowany obywatel nie tylko wdrożył postępowanie sądowe (faktem jest, że z dużym trudem), lecz ostatecznie sprawę sądową wygrał przed wszystkimi instancjami, włączając w to Sąd Najwyższy. Po co więc komu taki rzecznik, który chciałby się zajmować tylko łatwymi sprawami obywateli, nie narażając się przy tym nikomu?
Czy to jedyna wpadka prof. Zolla jako rzecznika praw obywatelskich? Skądże znowu! Obywatele zwracali się do niego np. o pomoc w różnych, bardzo skomplikowanych sprawach, albowiem nie dawali sobie rady na salach sądowych z różnej maści cwaniaczkami, powiązanymi w dodatku z wymiarem sprawiedliwości. Co w takiej sytuacji czynił prof. Zoll? Ano, hurtowo odpowiadał, że nie może włączyć się do postępowania, dopóki sprawa nie zostanie prawomocnie zakończona. Czyżby?
Po pierwsze, w takich sprawach tylko w toku instancji można było coś zrobić, później było już pozamiatane. A po drugie, prof. A. Zoll pisał zwyczajnie nieprawdę, ponieważ art. 14 pkt 5 ustawy o RPO dawał prawo rzecznikowi (i do dziś daje) do wzięcia udziału w każdym toczącym się już postępowaniu - w dowolnym stadium. Mało tego! Sam prof. A. Zoll korzystał z tego prawa, ale tylko dla wybranych. Tak było w np. wypadku ministra transportu w rządzie AWS Jerzego Widzyka, gdy A. Zoll publicznie zapowiedział włączenie się w tok postępowania jeszcze przed jego zainicjowaniem przez fiskusa, zaś sama sprawa J. Widzyka dotyczyła prania brudnych pieniędzy (sic!).
Takim właśnie rzecznikiem praw obywatelskich był prof. A. Zoll, czyli rzecznikiem niektórych, wybranych obywateli. Pomijam w tym miejscu fakt, że za jego czasów Biuro RPO było prawdziwą przechowalnią postkomunistycznych prokuratorów. Zresztą, Biuro RPO od początku III RP było (i niestety jest) instytucją fasadową, zgodną z zasadą tworzenia "teoretycznego państwa". Ma za to zupełnie przyzwoity budżet. Można żyć "w tym kraju"? Można!
Dziś prof. Andrzej Zoll poucza "ignorantów" na czym polega psucie naszej demokracji. Może jednak lepiej, żeby nie wypowiadał się w tej sprawie. Demokracja III RP ma bowiem niewiele wspólnego z normalną demokracją. "Teoretyczne państwo polskie" pozbyło się różnych uciążliwości w postaci nieskrępowanej debaty publicznej, równości szans, wolności wypowiedzi, czyli faktycznego pluralizmu na rynku medialnym (także w publicznym radiu i telewizji), a nade wszystko ma gdzieś zachowanie stanu równowagi między różnymi siłami społecznymi. Obywatele prezentujący inne zdanie niż władcy III RP mają prawo milczeć i obowiązek nic nie mówić. Nakłada się na to degrengolada niemal wszystkich organów państwa (rządu, parlamentu, sądownictwa, prokuratury, służb specjalnych etc. etc.). W obronie takiej "demokracji" stanął właśnie prof. A. Zoll.
Ja zaś nie mam nic przeciwko temu, żeby ją "zepsuć". Oczywiście na korzyść obywateli. Dlatego pójdę na referendum 6 września i 25 października (o ile do niego dojdzie).
1. Nie prowadzę bloga dla trolli, debili i "anonimowych" dziennikarzy oddelegowanych na odcinek. 2. Nie mam czasu na dyskusję z niekumatymi lemingami oraz z osobami, które używają dowolnych argumentów w dowolnej sprawie. 3. Proszę o powstrzymywanie się od ataków personalnych na innych blogerów oraz o merytoryczną dyskusję na główny temat notki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka