Nie tyle, że ja zachorowałem, ale syn - lekarz. Załapał wirusa w miejscu pracy - w szpitalu. Tyle, że skutki dotkną całą rodzinę - bliższą i dalszą.
Jeszcze do wczoraj wszystko było normalnie: grypa, po zażyciu stosownych leków i nocy z temperaturą - objawy minęły. Ale zgodnie z obowiązującymi procedurami musiał poddać się testowi, który wyraził się na ten temat pozytywnie.
To było wczoraj, a objawy chorobowe wystąpiły tydzień wcześniej.
(Aby nie było obaw, że można koronawirusa przez klawiaturę przenieść - ostatni raz kontakt miałem z synem ponad 2 tygodnie temu, czyli wszystko jest OK, a ręce przed użyciem klawiatury myję).
No i jest problem, bo rodzina pewnie pójdzie na kwarantannę, a syn - już rekonwalescent - też będzie uziemiony.
Dzieci i żona zdrowe, ale ciężko przestraszone. Babcia i inni - blisko zawału serca. Wszyscy - ze zwiększonym zużyciem papieru toaletowego (to chyba dlatego są braki). Kto skompensuje straty moralne?
Czyli na mnie i na żonę padnie rola zaopatrzeniowców. Z daleka - zgodnie z zasadami - pod drzwi.
O dalszych postępach działań wojennych - będę stosownie donosił. Niemniej nasuwa się kilka refleksji.
Po pierwsze - okazuje się, że główne źródło rozprzestrzeniania się tego wirusa - to ośrodki Służby Zdrowia. Może dlatego tak precyzyjnie podaje się liczbę zarażonych - bo łatwo testować.
Ja, a i coraz więcej znajomych, w żadnym wypadku nie zamierzam, przy wystąpieniu objawów grypopodobnych, testować się. To tylko utrudnienia w życiu własnym i całego otoczenia. Bo objawy, w większości przypadków, mijają po kilku dniach w sposób identyczny jak w przypadku grypy. A jeśli to grypa i zostanie się (na podstawie objawów) skierowanym na oddział zakaźny, to na pewno tam załapie się koronawirusa, a do tego będzie się "uziemionym" przez kilka tygodni. Rodzina - bliższa i dalsza też, a i wszyscy z którymi kontaktowaliśmy się.
Epidemiolodzy tylko czyhają na okazję wykazania się.
Drugie, że objawy zakażenia - nie są groźne w odniesieniu do ludzi o dobrym stanie zdrowia. Niebezpieczne są jedynie dla tych mających już inne schorzenia, a które łącznie stanowią zagrożenie życia.
Czy nie lepiej i taniej byłoby otoczyć specjalną opieką wszystkich potencjalnie zagrożonych - czyli ludzi starszych i cierpiących na schorzenia dodatkowe, a mogące łącznie być zagrożeniem?
Miejmy nadzieję, że nasze władze zreflektują się i podejmą działania skutecznie wspierające chorych i zagrożonych skutkami, a nie zwiększaniem restrykcji wobec całego społeczeństwa. Bo to dobrze się nie skończy.
Nie koronawirusa się boję, ale środków ochrony przed nim jaki nam się aplikuje licząc na pełne ogłupienie.
Komentarze