Jedną z poruszanych kwestii związanych z planowanym wprowadzeniem podatku (obrotowego, a wcześniej "wielkopowierzchniowego") dla dużych firm handlowych, jest kwestia "dania szansy rozwojowej"małym firmom.
Celowo nie zaznaczyłem, że chodzi o małe firmy handlowe, gdyż problem jest szerszy, a zahacza o model gospodarki i to w procesie koniecznej reindustrializacji.
Wcześniej, w jednym z komentarzy zaznaczyłem problem, ale wydaje się on na tyle ważnym, że celowa wydaje się notka tematyczna.
Problemem jest bowiem nie tylko konkurencyjność handlowa małych i dużych firm, ale także lokalna przedsiębirczość. Każde przedsięwzięcie wymaga analizy związanej z możliwością umieszczenia nowego produktu na rynku. W przypadku dużych firm, z tradycjami, jest to stosunkowo łatwe, gdyż zazwyczaj nowy produkt stanowi znikomą część ustabilizowanej produkcji. Można też doliczyć koszt reklamy, dystrybucji itd.
Tak jednak nie jest w przypadku kogoś, kto dopiero startuje z produkcją nowego wyrobu. Dla małej firmy koszta z tym związane są gigantyczne, a do tego brak pewności, czy uzyska się pozytywny efekt końcowy.
Celowym byłoby wprowadzanie danego produktu na rynek lokalny, a dopiero przy większym zainteresowaniu, zwiększać ofertę.
Proces jest trudny i kłopotliwy, gdyż brak jest struktur, które zajmowałyby się pomocą w tym procesie. Nastawienie na zysk takich firm - wydatnie ogranicza zysk przedsiębiorcy, co z kolei utrudnia rozwinięcie produkcji. Efektem jest blokowanie inicjatyw lokalnych, a także ograniczenie oferty rynkowej do wystandaryzowanych produktów.
Pewną pomocą może tu być stymulacja produkcji lokalnej.
Obecnie, w przypadku sieci handlowych, oferta zawierać musi warunki dostaw do sieci w całym kraju. I jeśli jest to np. 100 sklepów - to trzeba zapewnić dostawy do wszystkich z nich.
Mały, "startujący" producent nie dysponuje zazwyczaj tak rozwiniętą logistyką, a do tego, dostarczając produkt do wszystkich sklepów, musi zainwestować w produkcję odpowiedniej wielkości. Zaś płatności są zwykle po sprzedaży i to ze sporym opóźnieniem. I jeszcze problem, gdy produkt nie cieszy się dostatecznym powodzeniem.
Bankructwo murowane.
Stymulacja produkcji lokalnej, to umożliwienie (wymuszenie na sklepach metodą administracyjną) dostaw na rynek lokalny, czyli do jednego sklepu sieci.
Wydaje się, że takie nakazowe rozwiązanie jest konieczne, gdyż inaczej nie będzie respektowane przez sklepy. Sankcją zaś powinien być podatek na rozwój lokalnej przedsiębiorczości płacony gminom, może powiatom, na których terenie znajduje się dany sklep.
Forma "podatku na fundusz lokalnej przedsiębirczości"powinna być haraczem, ale tylko wtedy, gdy w ofercie sklepu nie ma produktów lokalnych. Np. istnieje obowiązek, aby jakiś procent obrotów (sprzedaży) wynikał z obrotu produktami lokalnymi. Dopiero braki w tym zakresie skutkowałyby koniecznością zasilenia "funduszu".
Przy takim rozwiązaniu, to firmy handlowe same byłyby zainteresowane rozwojem produkcji regionalnej. Oczywiście - wielkość procentowa obrotu powinna zostać dostosowana do warunków branżowych: chipów najnowszej generacji nie da się produkować w Koziej Wólce, ale już jakieś akcesoria komputerowe - tak.
członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka