doku doku
102
BLOG

Ekologia, chemia, GMO, oszuści i ciemniaki - czyli przemysłowa hodowla

doku doku Gospodarka Obserwuj notkę 6

Zainspirowany dyskusją i swoim komentarzem przenoszę temat na szersze forum, gdyż jest ważny i słabo rozumiany. Czym tak naprawdę jest hodowla ekologiczna (czyli czyste dobro), a czym - hodowla przemysłowa, będąca czystym złem. Zacznę od swojego komentarza:

"spasane na kukurydzy zamiast na alpejskiej łączce" - widziałeś kiedyś krowę pasącą się na polu kukurydzy? Nie? no to teraz możesz już skojarzyć "ile chemii i antybiotyków władowano w zwierzę" - chemię i antybiotyki ładują w paszę, nie posypują nimi alpejskich łąk. Poza tym argumentujesz tak, jakbyś nie wiedział, czym jest przemysłowa hodowla zwierząt. Chemia nie jest złem - reakcje chemiczne zachodzą też w naturze. Złem jest hodowla przemysłowa - rolnictwo paszowe jest przemysłem, produkcja pasz jest przemysłem, karmienie zwierząt paszami jest przemysłem. W ekologicznej hodowli, chodzi o to, że nie jest ona przemysłem. Podstawową ideą jest hodowla bezkosztowa - krowy i kury same się pasą, świnie oczyszczają dom z jadalnych odpadków... jak widzisz, tu nie chodzi o chemię lub jej brak... jak widzę napis "bez chemii i bez GMO", od razu wiem, że oszust nabiera ciemniaków na fałszywą ekologię".

W notce mogę wyjaśnić niektóre kwestie bardziej szczegółowo. Zacznę od paszy. Sama idea paszy nie jest zła. Nadmiar trawy na łące się kosi, i magazynuje aby zwierzę miało co jeść, kiedy trawy jest za mało. Oczywiście w naturze zwierzęta zimą też znajdują jedzenie, ale polowania są kosztowne - taniej jest zmagazynować żywność w domu i mieć zwierzęta pod ręką. 

Przykład świni pokazuje, że nawet produkcja paszy nie jest złem. Skoro ekologiczne jest karmienie zwierząt odpadkami z kuchni, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z odpadków robić pasze, kiedy tych odpadków jest dużo. Za dużo zboża nam urosło, za dużo owoców... przerabiamy więc nadwyżki, konserwujemy (ta wstrętna chemia czasem jest konieczna) i magazynujemy, żeby się nie zmarnowały. Część zapasów przeznaczamy dla zwierząt, a część dla siebie. W końcu pasza to nie jest tabu - ludzie też częściowo odżywiają się paszą, np. dżemami, gdy nie ma owoców.

Kolejny argument ekologiczny ma charakter ekonomiczny i etyczny. Skoro już zdecydowaliśmy się dokarmiać zwierzęta zimą, to powinniśmy robić to odpowiedzialnie, czyli zabezpieczyć się przed marnotrawstwem, czyli padaniem zwierząt na przednówku, bo się okazało, że mamy mało paszy (zapasów). Dodatkowa wartość edukacyjna i wychowawcza dla naszych dzieci: skoro "obiecałeś" zwierzęciu opiekę, to musisz się o nie zatroszczyć. Musimy więc się zatroszczyć o to, żeby odpadków nigdy nam nie zabrakło - mówimy wtedy o "nadwyżkach", a nie o "odpadkach". Tak wygląda czyste dobro.

A tak oto wygląda czyste zło: Wycinamy kawałek lasu i zakładamy pole pod uprawę zbóż, które w całości przeznaczamy na wyprodukowanie paszy. Zakładamy hodowle, gdzie zwierzęta karmione są wyłącznie paszą. 

A gdzie jest granica między dobrem i złem? Wiadomo, że czyste dobro i czyste zło spotykamy rzadko, więc mamy wątpliwości... Aby to zrozumieć, trzeba sobie przypomnieć o kosztach, które dawno już zostały policzone. Pisałem o tym nie raz, więc tylko przypomnę, że np. wyprodukowanie masła czy smalcu kosztuje ponad 10 razy więcej niż wyprodukowanie oleju lub oliwy. Jeszcze gorsze proporcje kosztów są między mięsem a fasolą, serem żółtym a orzechami... W ogólności żywność pochodzenia zwierzęcego, pochodząca z hodowli przemysłowej jest ponad 10 razy droższa (proporcjonalnie przy podobnej wartości odżywczej - kalorie, tłuszcz, białko) niż żywność pochodzenia roślinnego.

Tam gdzie rządzą siły zła, tam masło i smalec są fałszywie tanie, a olej jest fałszywie drogi. W ogólności kuchnia wegańska powinna być w uczciwym kraju  kilkukrotnie tańsza niż kuchnia oparta na mięsie, wędlinach i nabiale. Zło polega na tym, że wszyscy jesteśmy okradani przez pastwo tylko po to, żeby ceny  mięsa i nabiału były sztucznie zaniżone. Rolnicy paszowi dostają pieniądze od państwa, aby mogli taniej sprzedawać swój surowiec, producenci paszy dostają dotacje, aby mogli taniej sprzedawać pasze, hodowcy dostają dotacje, aby zwierzęta mogli taniej sprzedać, producenci wędlin i nabiału dostają dotacje... I tak wszyscy widzą, że przemysłowa produkcja pasz i zwierząt opłaca się bardziej niż uczciwe ogrodnictwo i sadownictwo. Rządy zła złymi dotacjami niszczą zdrowie narodu, który niezdrowo przejada się mięsem, wędlinami i nabiałem.

A na koniec przypominam, że ludzie od tysiącleci krzyżowali rasy i odmiany oraz wpływali jak mogli na geny hodowanych i uprawianych gatunków, aby były smaczniejsze, zdrowsze, wydajniejsze i odporniejsze. Krytykowanie GMO ma więc sens tylko wtedy, gdy jedną z tych cech uda się wzmocnić kosztem innej, np. są wydajniejsze, ale mniej zdrowe; albo odporniejsze, ale mniej smaczne - każdy grzybiarz wie, że grzyby smaczne są częściej robaczywe. Coś za coś. Natomiast krytyka w ciemniackim stylu, jakby GMO było jednym z imion Szatana, to sztuczka stosowana przez nieuczciwych producentów badziewia - im konsument głupszy, tym łatwiej go oszukać. A tymczasem GMO jest coraz więcej i niemal wszędzie - to że jesteśmy zdrowsi i dłużej żyjemy, to m.in. zasługa GMO. 


doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka