Mam kolegę, którego stosunek do PiS jest w miarę pozytywny, ale z racji nieodwracalnych zmian spowodowanych lekturą w młodości fanzinu Korwina „Najwyższy Czas!”, wierzy on niestety również, że gdyby teraz do władzy doszedł ktoś inny niż ludzie Jarosława Kaczyńskiego, to nie tylko odsunęliby od koryta „elity trzeciej RP”, ale również wprowadziliby tutaj taki liberalizm gospodarczy, że singapurscy przedsiębiorcy zaczęliby masowo emigrować nad Wisłę, a statki zrzucałyby bandery Liberii i Panamy wciągając na masz flagę Polski.
Trauma ta powoduje, że znacznie bardziej niż ja skory jest obdarzyć zaufaniem na przykład kogoś takiego jak Paweł Kukiz.
Z tego względu, że ja byłego lidera zespołu Piersi trzymam w tym samym segregatorze z napisem „Zachować szczególną ostrożność”, co charyzmatycznego Ryszarda z partii z kropką na początku, a kumpel nie wyklucza, że autor przebojów „ZCHN zbliża się" i "Rodzina słowem silna" – przy większej sejmowej reprezentacji – byłby nie tylko skuteczniejszym, ale też zupełnie nowym, lepszym, bardziej prorynkowym Kaczyńskim, spieramy się od czasu do czasu.
Ostatnio jednak zaskoczył mnie stwierdzając, że skoro ujawniony przez „Do rzeczy” apel opozycji z 16 grudnia 2016 miał tak obruszyć między innymi jakiegoś tam członka Kukiz’15, to dlaczego milczał przez prawie miesiąc i o wszystkim wspomina dopiero w związku z tą publikacją. Przyznałem mu rację, bo jest to pierwsze pytanie, które się nasuwa przy tej okazji.
Teraz natomiast, gdy sam szef ruchu swojego nazwiska z numerem piętnaście postanowił opublikować pełną treść tego apelu kwestia, dlaczego właśnie w tym momencie wcale nie jest najciekawsze. Pomijając już to, że niekoniecznie muszą być to te same projekty odezw, znacznie bardziej interesujące staje się pytanie, dlaczego w ogóle zdecydował na puszczenie do sieci dokumentu, który w sposób oczywisty znacznie łagodzi mocno negatywną - "targowicką" - narrację tygodnika „Do Rzeczy”…
Ponieważ pozory często mylą, więc o jakiś drastycznie niski iloraz inteligencji Pawła Kukiza posądzać się nie powinno, zatem to, że tej koncyliacyjnej funkcji swojego „dementi” nie widzi wypada zdecydowanie odrzucić. Nic nie stoi chyba jednak na przeszkodzie, by spróbować się dowiedzieć, dlaczego postanowił bawić się w adwokata Platformy Obywatelskiej i .Nowoczesnej. Przecież taka obrona ewidentnie nie jest w jego interesie.
Gdybym wierzył w jego bezkompromisową niechęć do wszystkiego, co wiąże się z układem okrągłego stołu, musiałbym być zdziwiony tym wyciągnięciem ręki do Schetyny i Petru. Ponieważ jednak ufam mu niczym Urząd Skarbowy Kijowskiemu, sprawa jest dla mnie dość jasna.
No, ale ja, to ja.
Ciekawe, co myśli o tym ktoś bardziej otwarty, czyli mój kolega wspomniany na początku.
Na ewentualne komentarze niestety nie odpiszę. (thx Bogna i Igor Janke)
dzierzba
Komentarze