Nie uchodzi w dobrym towarzystwie mówić nieprawdy; trochę prawdę naginać - to jeszcze od biedy ujdzie, szczególnie gdy motywem jest, aby - jak to powiadał Zagłoba - "para się w gębie nie zagrzała". Ale łgać bez zahamowań i w żywe oczy - to w żadnym razie i osoba taki proceder notorycznie uprawiająca za honorową uznana być nie może; nie wiem, co na to Boziewicz, ale rozum i poczucie przyzwoitości tak podpowiadają. Nie uchodzi także wykręcać kota ogonem - bo to też łgarstwo, choć od prostego mijania się z prawdą cokolwiek bardziej wyrafinowane.
Czy zbiorowisko obywateli obsiadających ławy poselskie w Sejmie można uznać za dobre towarzystwo? - przyjmijmy, że tak, przynajmniej - w części; w końcu to myśmy ich tam osadzili i nasze starania szły w tym kierunku, żeby rzecz wypadła jak najlepiej. W tym właśnie dobrym towarzystwie między godz. 9. i 10. i później także w ciągu dość długiego czasu dało się usłyszeć tyle zaprzeczeń prawdzie, krętactw, przeinaczeń i przypisywania sobie niezasłużonych zasług, że to się przed faktem mogłoby wydawać niepodobne do prawdy - a jednak się stało. Tego osiągnięcia nie można przypisać wyłącznie głównemu bohaterowi tego tzw. eventu mającego tam w tym czasie miejsce; gdyby tak było, to pół biedy, bo w każdej zbiorowości (w tym przypadku - 460 osób) znajdzie się ktoś odbiegający od normy i obyczajowej - i umysłowej: kłamiący bez zahamowań - i popadający w furię albo maniactwo (to wedle własnych jego słów); podobnie przywiązanych do prawdy było tam więcej - praktycznie wszyscy zabierający głos akolici głównego mówcy. Pytanie o to, jak to właściwie jest z tym dobrym towarzystwem wydaje się w związku z tym zasadne.
Pojawia się też taka oto związana z tym, co powyżej refleksja: człowiek odkształcający prawdę stara się zwykle swoje kłamstwa uprawdopodobnić w stopniu jak najwyższym; co może czuć i myśleć osobnik świadom faktu, że to niemożliwe, bo głoszona przez niego tzw. "g..no prawda" jest przecież dla choć trochę kumatych i świadomych realiów czytelna - i jakim sposobem opanowuje naturalny w takich razach odruch ugryzienia się w język? I jeszcze jedno: wspomniany mówca przemawiał nie tylko do swoich stronników w Sejmie; co z wyborcami, którzy go półtora roku temu poparli, a teraz nie koniecznie by to zrobili ponownie - bo pewnie w części mieszczą się wśród tych wedle ostatniego sondażu prawie 60% niezadowolonych z rządu? Objawione przez niego przekonanie, że uzyskany wtedy mandat obowiązuje bez zastrzeżeń i dziś, nie musi być zasadne - szczególnie, jeśli za słuszną przyjąć tezę, że wyborcy PO są mądrzejsi i lepiej wykształceni niż cała reszta (tako rzecze prof. Markowski!); skoro tak, to się chyba w końcu w tej gmatwaninie kłamstw połapią? Istnieje też możliwość, że to nadzieje płonne - a DT lepiej zna swój elektorat.
Inne tematy w dziale Polityka