Jerzy George Jerzy George
1978
BLOG

USA - kalkulacje wyborcze

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Wybory prezydenckie w 2016 roku zakończyły się wynikiem 304 do 227 dla Donalda Trumpa. Hillary Clinton przeputała wszystko, co tylko dało się przeputać. Najpierw straciła Arizonę, Florydę, Ohio i Północną Karolinę, a zaraz potem Pensylwanię, Wisconsin i Michigan. Pół Ameryki popadło z tej przyczyny w ciężką depresję. Jednak tego, co zostało po Hillary w spadku, czyli 20 stanów i 227 oddanych na nią elektorskich głosów, Joe Biden choćby nawet chciał już nie straci. W tegorocznych wyborach tracić może tylko Trump. Powiem od razu: wystarczy, źe straci jedynie Teksas, żeby natychmiast było po herbacie. Biden, którego w sondażach dzieli tam od Trumpa zaledwie 1,3 punktu procentowego, wygrywając w Teksasie uzyska 270 wymaganych do zwcięstwa elektorskich głosów, na które złoży się 227 głosów odziedziczonych po Hillary, 38 wygranych w Teksasie i 5 nieuznanych w 2016 roku. Trump, któremu zostanie 268 głosów, będzie mógł mówić o szczęściu, jeśli przegrana tylko na tym się skończy.

Załóżmy jednak, że Trumpowi uda się w Teksasie wygrać – co wtedy? Wtedy będzie miał do przegrania jeszcze kilka innych stanów. Przede wszystkim Michigan i Wisconsin, gdzie Bidenowi sondaże dają w obydwu wypadkach ponad ośmiopunktową przewagę. Na takie straty Trump może sobie jeszcze pozwolić, bo zostanie mu 280 elektorskich głosów, co stanowi 10 ponad wymagane do zwycięstwa minimum. Poza tym stać go już tylko na utratę sześciu elektorskich głosów w stanie Iowa, gdzie Biden ma 0,2% przewagi. Porażka w którymkolwiek z pozostałych wchodzących w grę stanów – a są to Pensylwania, Ohio, Północna Karolina, Floryda, Georgia i Arizona – automatycznie skończy się przegraniem całych wyborów. Trump wyprzedza Bidena tylko w Ohio (zaledwie o 0,9%), Biden natomiast ma 5,2-procentową przewagę w Pensylwanii i dwu lub trzyprocentową w pozostałych stanach. Są to wprawdzie minimalne różnice i wszyscy pamiętają, z jaką łatwością Trump przy podobnych różnicach odbierał Hillary Clinton stan po stanie, ale drugi raz taki numer może się nie powtórzyć.   

Demokraci po łomocie, jaki spuścił im Trump w poprzednich wyborach, boją się głośno mówić o swoich nadziejach, jednakże w chwilach upojenia obiecującymi sondażami zdarza im się szeptem powiedzieć, że może być landslide i kto wie, czy Biden nie dostanie nawet 412 elektorskich głosów, zagarniając wszystkie wymienione w tej notce stany. Trump na więcej niż 305 głosów nie może liczyć. Mógłby je uzyskać wygrywając ponownie w Michigan i Wisconsin, dlatego nie przestaje tam jeździć. Zagląda też do Minnesoty, bo a nuż, widelec - 10 dodatkowych głosów elektorskich piechotą nie chodzi, w sumie byłoby 315. I to jest już absolutny szczyt jego możliwości. Bez tych trzech stanów realna wciąż pozostaje wygrana Trumpa z 279 głosami, chyba że wymknie mu się Iowa, wtedy nadal może wygrać uzyskując 273 elektorskie głosy i ewentualnie jeszcze jeden w wielodystryktowym Maine. 

Nie sposób dzisiaj przewidzieć, czym skończy się ten pojedynek. Demokraci modlą się o landslide, niekoniecznie aż na poziomie 412 elektorskich głosów, ale wystarczająco wysoki, żeby Trump nie mógł kwestionować wyniku wyborów. Republikanie chcą, żeby Trump po prostu wygrał, 273 głosy w zupełności ich zadowolą. Wiedzą, że takiego zwycięstwa nikt już nie zdoła Donaldowi wydrzeć.    


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka