Jerzy George Jerzy George
1283
BLOG

Pandemia - produkt pogardy dla zdrowego rozsądku

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Covid zabił w ciągu niespełna roku ponad półtora miliona ludzi. Dla porównania, w ciągu czterech lat I wojny światowej straciło przedwcześnie życie blisko 20 milionów osób. Dodatkowo w latach 1918-1920 pandemia hiszpanki pochłonęła 17 milionów ofiar, skromnie licząc, bo szacunki sięgają 50 do 100 milionów. Na tle tych liczb śmiertelne żniwo covidu nie wydaje się aż tak tragiczne. Dzięki szczepionce i ulepszonym metodom leczenia nie będzie zapewne dziesiątek milionów ofiar. Faktem jednak pozostaje, że z wojny z covidem wychodzimy jako pokonani.

Pierwsza wojna światowa nie musiała wybuchnąć. Była wynikiem zaburzeń umysłowych jednego z imperatorów, którymi zaraził on swoich poddanych i resztę Europy. Poczęta wskutek zbiorowej psychozy wojna - z jej zgubnym wpływem na warunki sanitarne, dostępność żywności i obieg informacji - odegrała przy hiszpance rolę choroby współistniejącej. Przy covidzie rolę tę spełnia wojna ze zdrowym rozsądkiem rozpętana przez ludzi nieodpowiedzialnych i zadufanych w sobie. 

Pogardą dla zdrowego rozsądku wykazali się nawet ludzie skądinąd bardzo wartościowi. Któż z nas nie słyszał o doktorze Faucim, którego Ameryka pokochała za jego mądrość, wiedzę fachową, opanowanie i rzeczowość, z jaką informował on opinię publiczną o przebiegu pandemii. Ale to właśnie doktor Fauci zapoczątkował zamęt wokół ochronnych masek. Obecnie noszenie maski jest podstawowym wymogiem. Jednakże w pierwszych tygodniach covidu masek brakowało i władze nie chciały, by świat zobaczył, że obudziły się z ręką w nocniku. Doktor Fauci też tego nie chciał i zaczął kręcić. Poznaliśmy na pamięć również w Polsce uczone wypowiedzi ekspertów dowodzących żarliwie, że maski są po to, by chronić innych, więc muszą je nosić tylko zarażeni i ewentualnie chirurdzy. Tymczasem zdrowy rozsądek podpowiadał ludziom, że nie, że trzeba chronić przede wszystkim siebie, właśnie przez założenie maski, a jeśli się jej nie ma, to czegokolwiek – chustki, bandany, szalika, kominiarki, choćby jakiejś szmaty. Byle jaka ochrona będzie lepsza niż żadna. Doktor Fauci doskonale to wiedział, ale utrzymywał społeczeństwo w niepewności – pogarda dla zdrowego rozsądku ewidentna. Na szczęście tylko do czasu. Teraz, gdy masek jest ci u nas dostatek, uchodzi on za największego orędownika ich noszenia i już prawie mu nie pamiętamy, jak nieodpowiedzialnych zachowań początkowo się dopuszczał.  

Doktor Fauci okazał się postacią wolną od zadufania w sobie. Niestety nie o wszystkich publicznych postaciach mających znaczący wpływ na zachowania społeczeństw da się to powiedzieć. Niejednemu z nas przyjdzie tu od razu na myśl Donald Trump. Nie warto się jednak śpieszyć. Trumpowi owszem zdarzało się często lekceważyć covid. Ale na tym koniec. Demokraci od zarania pandemii oskarżają go o niepodjęcie w porę działań zmierzających do jej wyhamowania. Jest to jednak niesprawiedliwy zarzut. Trump już pod koniec stycznia, kiedy opozycyjni politycy zachęcali Amerykanów do brania masowego udziału w obchodach chińskiego nowego roku, zamknął kraj od strony Chin i od strony Europy. Został za to obwołany rasistą i ksenofobem. Przebolał to jakoś, po czym w try miga uruchomił produkcję respiratorów i obstawił parę metropolii polowymi i okrętowymi szpitalami. Ponadto zapędził natychmiast firmy farmaceutyczne do produkcji szczepionek przeciwcovidowych, a Kongres do opracowania ustaw łagodzących skutki pochopnego lockdownu, za który tylko patrzeć jak też zostanie obwiniony. Jeśli to wszystko nie było podjęciem w porę działań, to wypada postawić pytanie, co niby miało nim być.  

Nie, nie, proszę Państwa, Trump podjął w porę wszelkie konieczne czynności. Pod tym względem naprawdę stanął na wysokości zadania. Zawiódł tylko ze wzmiankowanym wyżej lekceważeniem choroby, za co zresztą został ukarany utratą prezydentury. Zachowywał się wręcz przeokropnie. Jako prezydent, którego psim obowiązkiem było świecić przykładem, uporczywie odmawiał noszenia maski, wyśmiewał polityków przestrzegających tego wymogu, zarzucając im głupkowato tchórzostwo, zwoływał wariackie wiece, na których dziesiątki tysięcy jego zwolenników wywrzaskiwały na całe gardło wyborcze slogany, a pokazanie się w masce i zachowywanie bezpiecznych odstępów uważały wręcz za dyshonor. Zwyczaje te przeniósł nawet na teren Białego Domu, gdzie w podobny sposób zachowywały się elity jego obozu. Do upadłego będzie teraz utrzymywał, że na tych spędach mało kto się zaraził, ale skąd w takim razie wzięły się przerażające statystyki zachorowań i zgonów z ostatnich tygodni? Republikański patriota natychmiast odpowie, że z ulicznych awantur inspirowanych przez Demokratów. Niewykluczone, że i to jest prawdą. Demokratyczna elita wierzy bowiem w noszenie masek i przestrzeganie społecznego dystansu we własnym kręgu, ale ulicznym awanturnikom pozostawia pod tym względem wolną rękę, odrzucając kategorycznie od siebie posądzenia o współudział w rozsiewaniu zarazy. Podobnie sprawy przedstawiają się w Polsce. Obecnej erupcji zachorowań i zgonów winny ma być rząd, masowe demonstracje inspirowane przez opozycję nie mają z tym nic wspólnego. 

Postawy jednej i drugiej strony wobec covidu są godne ubolewania. Ale wokół tej choroby uwija się jeszcze jedna grupa ludzi, których nieodpowiedzianość i pogarda dla zdrowego rozsądku może wzbudzać autentyczne zgorszenie, nawet wściekłość i nienawiść. Są to ci, co wbrew udokumentowanym i powszechnie dostępnym faktom nie wierzą w zagrożenie covidem. Chorobę powodowaną przez covid nazywają zwykłą grypą i ze ślepym uporem negują istnienie pandemii, a doniesienia o jej ekspansji określają mianem histerii. Przywdzianie maski ochronnej to w ich języku nakładanie na mordę kagańca. Pandemia jest dla nich zajobem, wymysłem ludzi złej woli albo po prostu głupich. Nie przekonuje ich gehenna osób umierających samotnie w szpitalach, są nieczuli na potworny ból, jakiego chorzy doświadczają. Według niedowiarków nikt nie umiera na covid, zarażeni umierają ze starości i w rezultacie wcześniej nabytych chorób – na raka, zawał serca, cukrzycę, wylew krwi do mózgu. Z covidem, czy bez covidu, i tak by umarli. To jest naczelny argument tych zadufanych w sobie osobników. Natomiast to, że ten sam stary czy chory człowiek mógł bez covidu żyć jeszcze całe lata, w ogóle do nich nie dociera. Te lata, czy nawet tylko miesiące, tygodnie, lub choćby jeden dodatkowy dzień nie stanowią dla nich żadnej wartości. Wydaje im się, że komuś bardzo choremu lub sędziwemu rzeczywiście jest wszystko jedno, czy będzie żył, czy zaraz umrze. Wykluczają możliwość, że ktoś taki może chcieć jak najdłużej zachowywać świadomość, czuć wokół siebie świat. Ich mózgom obce są takie racje. Ale kto dał im prawo rozporządzać w ten sposób cudzym życiem? 

Zadufkowie nie przyjmują do wiadomości ogromu szkód gospodarczych i społecznych, do jakich ta pandemia doprowadziła, bez względu na to, czy była urojona, czy prawdziwa. W ciągu tego roku stała się ona zaledwie częścią wielkiego kryzysu, z którym przez długie lata będzie zmagał się świat. Sama w sobie w tej chwili niewiele znaczy, bo już przemija i urąganie jej to zajęcie dla idiotów. Ale normalni ludzie nadal muszą siebie chronić, bo wojna ze zdrowym rozsądkiem w najlepsze trwa. Osobnicy nią zainteresowani otwarcie nawołują do nieprzestrzegania zaleceń i urządzania wielopokoleniowych zjazdów rodzinnych. Zamiast masek i bezpiecznych odstępów zalecają wylewne pocałunki i uściski. Wiele osób ich słucha. Świadczy o tym mrowie komentarzy w mediach społecznościowych, na blogach i youtubie. Tymczasem liczby zarażeń i zgonów rosną jak wściekłe. Ale winny jest rząd. Oni są czyści. 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka