Jerzy George Jerzy George
1839
BLOG

Trump jest ponad prawem?

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 130

Inauguracja prezydentury Bidena przeszła gładko. Bojowe oddziały ruchu Trumpa nie poważyły się na zbrojne protesty, wiedząc że Gwardia Narodowa to nie policja i zamiast plastikowych kajdanków ma karabiny M4, w związku z czym nie będzie nikogo aresztować, tylko strzelać motłochowi prosto w łeb. Żarty skończyły się 6 stycznia. Nikt nie chce umierać za Trumpa i to jest pierwsza dobra wiadomość.

Niechęć do oddawania życia za Donalda byłaby dopiero drugą dobrą wiadomością, gdyby doszło do porozumienia z Mitchem McConnellem i gdyby Nancy Pelosi już w poniedziałek rano przekazała Senatowi dokument z oskarżeniem Trumpa o podżeganie motłochu do ataku na Kapitol. Tak się jednak nie stało. Mitch McConnell wybrał lojalność.

Amerykanie w konfliktowych sytuacjach lubią mawiać: We can do it the easy way or the hard way, the choice is yours (Możemy to załatwić w łatwy sposób albo w trudny sposób, wybór należy do ciebie). Gdy rozmawiają gangsterzy, the hard way oznacza wymuszenie czegoś pod groźbą spuszczenia druzgoczącego kości łomotu. W polityce the hard way to długa i żmudna batalia w Kongresie, mediach i salach sądowych. McConnell najwyraźniej nie uląkł się tej drogi. Gdyby chodziło tylko o Trumpa, może by wybrał the easy way - natychmiastowy impeachment - ale jemu chodzi o Partię Republikańską, która nie zasługuje na utratę znaczenia i którą trzeba wybronić, nawet kosztem uratowania skóry grandziarzowi.

Trump wygłosił we wtorek wielkie przemówienie pożegnalne. Wygłosił je swoim wiecowym głosem, nic więc dziwnego, że wielu jego zwolennikom zakręciły się łzy w oczach. Nostalgia, któż nie zna tego uczucia. Wobec łez chyba można się zdobyć na odrobinę zrozumienia. Tylko Moskwa nie wierzy łzom. Ameryka chętnie przyznaje, że Trump dokonał szeregu niezwykłych rzeczy. We wtorek po raz kolejny wyliczył je wszystkie, nie opuszczając niczego. Ani dynamicznego wzrostu gospodarki, ani spadku deficytu w handlu z Chinami, ani ustanowienia niezależności energetycznej, ani podpisania traktatu USMCA, ani graniczącego z cudem opracowania i zatwierdzenia w ciągu niespełna dziewięciu miesięcy dwóch szczepionek na covid, ani nawet przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy. Kpić z tego nie ma potrzeby. Prawda powtórzona tysiąc razy nie przestaje być prawdą.

Nie jest to jednak pełny obraz. Trump pominął najważniejsze - przegranie wojny z covidem i pogłębienie deficytu budżetowego o kolejne tryliony. Bilans Ameryki po czterech latach prezydentury Trumpa jest ujemny. Wszystkie jego osiągnięcia przekreśliła pandemia, z którą nie potrafił sobie poradzić. Nad kreską nie zostało nic. Trump nie uchronił nawet własnej reputacji, zaprzepaszczając ją w ciągu jednego popołudnia. Całe otoczenie Trumpa - od Melanii po ułaskawionego wczoraj Steve’a Bannona, któremu groził wyrok za defraudację - już wie, że daty 6 stycznia lepiej przy nim nie wymieniać.

Otoczenie otoczeniem, ale Demokraci nie zrezygnują z doprowadzenia do końca procedury impeachmentu i nie dadzą Donaldowi o tym dniu zapomnieć. Trump nie chce wziąć odpowiedzialności za atak na Kapitol i wystosował w związku z tym dwa gromkie oświadczenia. Pierwsze 12 stycznia na lotnisku w drodze do Teksasu, drugie 13 stycznia z Białego Domu zaraz po impeachmencie. Na lotnisku powiedział:

„Nie chcemy przemocy, nie chcemy absolutnie żadnej przemocy. Co do impeachmentu, jest to kontynuacja największego polowania na czarownice w historii polityki. To jest absurd, to jest absolutny absurd. Ten impeachment wywołuje ogromny gniew, a oni to robią, i to jest naprawdę straszna rzecz, że to robią. Do Nancy Pelosi i Chucka Schumera: kontynuacja tej drogi moim zdaniem stwarza ogromne niebezpieczeństwo dla naszego kraju i wywołuje ogromny gniew. Nie chcę żadnej przemocy.”

Mówiąc z Białego Domu potępił przemoc w Kapitolu:

„Chcę bardzo jasno postawić sprawę. Jednoznacznie potępiam przemoc, do jakiej doszło tydzień temu. Na przemoc i wandalizm nie ma absolutnie miejsca w naszym kraju i w szeregach naszego ruchu. Uczynić Amerykę znowu wielką zawsze oznaczało obronę praworządności, wspieranie mężczyzn i kobiet egzekwujących przestrzeganie prawa, oraz podtrzymywanie naświętszych tradycji i wartości naszego kraju. Przemoc motłochu jest sprzeczna ze wszystkiem, w co wierzę, i ze wszystkim, za czym stoi nasz ruch. Żaden z moich prawdziwych zwoleników nigdy by nie poparł politycznej przemocy. Żaden z moich prawdziwych zwolenników nigdy nie okazałby braku szacunku dla organów egzekwowania prawa i naszej wspaniałej amerykańskiej flagi. Żaden z moich prawdziwych zwolenników nigdy by nie zastraszał innych Amerykanów. Jeśli dopuszczasz się którejś z tych rzeczy, to nie popierasz naszego ruchu, tylko atakujesz ten ruch i atakujesz nasz kraj. My tego nie możemy tolerować.”

Oświadczenie jest za długie, żeby je w całości cytować. W jego dalszej części Trump kategorycznie się domagał ukarania uczestników ataku na Kapitol oraz zaprzestania dalszych demonstracji i ekscesów, solennie pouczając wszystkich Amerykanów, że powinni przestrzegać prawa i stosować się do instrukcji wymiaru sprawiedliwości.

Sprawa stara jak świat. Prawdziwy sprawca przestępstwa z wyżyn najwyższego w kraju urzędu domaga się kary dla wykonawców i poucza wszystkich obywateli, że powinni przestrzegać prawa. Najjaskrawszego przykładu podobnego zachowania dostarczyła w ostatnich latach sprawa politycznego morderstwa, którego ofiarą padł saudyjski dziennikarz Jamal Khashoggi. Ciało dziennikarza zostało poćwiartowane, szczątków nigdy nie znaleziono. Książę koronny i następca tronu Arabii Saudyjskiej, Mohammed bin Salman, który zlecił morderstwo swoim zbirom, potępił tę zbrodnię i domagał się ukarania morderców. Wykonawcy zapłacili głową. Zleceniodawca nadal rządzi w Arabii Saudyjskiej. Jest ponad prawem. Putin, który poucza inne kraje, jak powinien wyglądać dialog między narodami, niedługo po morderstwie, na oczach całego świata, przybił sobie z nim piątkę. Demokratyczne państwa nadal kupują od Salmana ropę naftową.

Donald próbuje wyprzeć dzień 6 stycznia z pamięci. Swojej i całej Ameryki. Idzie w zaparte, nie poczuwa się do odpowiedzialności za atak na symbol amerykańskiej demokracji i śmierć pięciu ludzi. Kary poniosą bezpośredni sprawcy. Nie wiadomo, co będzie z nim. Może po długim procesie zostanie skazany. Może dobrze opłacani adwokaci wyciągną go z tarapatów. Może Biden go ułaskawi. Jedno tylko jest pewne. Że od wczoraj nie jest już prezydentem. Dobre i to.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka