Jerzy George Jerzy George
762
BLOG

Ameryka zatruta bronią palną. Polska też tak chce?

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 126

Co robi kraj, w którym na przestrzeni 14 godzin ginie od kul 30 osób, czyli trzy razy tyle, co średnio ginie rocznie w Polsce? Odpowiedź brzmi: To, co zwykle. Czyli nic. Bo czym innym, jak niczym, są znane do wymiotów okolicznościowe inscenizacje serwowane Amerykanom przez wszystkie główne stacje telewizyjne? Smutne jak noc twarze komendatury lokalnej policji, posępne oblicza ojców miast, poorane zmarszczkami czoła lekarzy z miejscowych szpitali, przygnębione postaci wszystkich tych osobistości wypełniające szczelnie miliony ekranów telewizyjnych podczas zwoływanych co parę godzin konferencji prasowych, profesjonalnie przejęte oczy kotwicowych komentatorów, zabiegani reporterzy wypytujący świadków o szczegóły.

Breaking news. Nie trzeba łamać sobie głowy, czym wypełnić program – samo się robi. Na konferencjach prasowych nikt już nie sięga po wyświechtany niegdyś do szczętu slogan: „Trzeba zrobić wszystko, żeby to się więcej już nigdy nie powtórzyło.” Zalecana jest natomiast modlitwa i okazywanie miłości bliskim i przyjaciołom - śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko giną od kul. Gdyż komendantury policji, ojcowie miast, lekarze z miejscowych szpitali, kotwicowi komentatorzy, zabiegani reporterzy, doskonale wiedzą, że my wiemy, że oni wiedzą, że każde dziecko już wie, że nic nie zostanie zrobione, że wszystko będzie tak, jak było, że co tydzień - w najlepszym wypadku - a nierzadko co dzień, jakiś szaleniec po prostu musi wyskoczyć na ulicę, albo wparować do któregoś supermarketu czy budynku biurowego, i nazabijać ludzi.  

Tak samo jak huragan musi co jakiś czas zdewastować część miasta, a jak trafi się mniejsze, to całe. Prawo przyrody. Rachunek prawdopodobieństwa. Nikt nie wie gdzie i kiedy uderzy masowy morderca. Wiadomo tylko, że nie ma mowy, by nie uderzył. Tak samo jak nie ma mowy, żeby codziennie nie wydarzyła się statystyczna liczba śmiertelnych wypadków samochodowych, czy co jakiś czas katastrofa lotnicza, trzęsienie ziemi i co tam jeszcze los niesie w rękawie. Te rzeczy po prostu się zdarzają, trzeba z tym żyć. Na tej samej zasadzie masowe morderstwa z użyciem broni palnej są już teraz po cichu tolerowane przez komendatury policji, ojców miast, miejscowych lekarzy, kotwicowych komentatorów, zabieganych reporterów i... tak jest – również przez zwykłych Amerykanów. Módlmy się, obejmujmy ramionami, bo nie znamy dnia, ani godziny.

Kiedyś tak nie było. Czasy Cartera, Reagana, starszego Busha mijały we względnym spokoju. Masowe morderstwa owszem też się zdarzały, ale tylko raz na kilka lat i nie czuło się wokół przyzwolenia na nie. Ekskrement trafił w wentylator dopiero za Clintona – w Columbine, Colorado, gdzie dwóch szaleńców zastrzeliło w szkole 13 uczniów i nauczycieli. Potem już poszło z górki na pazurki i trwa do dzisiaj. Wczoraj trwało w El Paso, Texas i w Dayton, Ohio. Gdzie będzie trwało dzisiaj (jest dopiero 11-ta przed południem), jutro, pojutrze, czy za jakiś niedługi czas? Bóg raczy wiedzieć. Ale na prawa przyrody i rachunek prawdopodobieństwa nie ma rady. Musi być tak, jak było. I znowu nic nie zostanie zrobione. 

A ty, mądralo, co zrobiłeś? – ktoś może zapyta. – Też nic nie zrobiłeś i też nic nie zrobisz.

Otóż nieprawda. Zrobiłem jedną bardzo ważną rzecz i nadal będę ją robił. Nie kupiłem broni i nigdy nie kupię. Jest to jedyna i absolutnie wystarczająca rzecz, jaką w tej sytuacji każdy mieszkaniec Ameryki powinien zrobić, by to szaleństwo ukrócić. Nie kupować broni, a tę, którą się ma, wyrzucić. Gdyby George Zimmerman - o którym pisałem trzy tygodnie temu - zrobił to, co ja, Trayvon Martin do dzisiaj cieszyłby się życiem. (W wyniku krytycznych uwag kolegów i koleżanek z portalu uzupełniłem tamtą notkę uwagami wstępnymi i uporządkowałem jej końcową część, pisaną w pośpiechu, bo musiałem na parę dni wyjechać.)

Trayvon w przeciwieństwie do zastrzelonych w El Paso i Dayton był pojedynczą ofiarą, ale zabiła go ta sama rzecz - nieskrępowany dostęp do broni palnej. Jej producenci lubią mawiać, że to nie broń zabija, to ludzie zabijają. Bardzo ładny marketingowy slogan. Tyle, że to nie tylko ludzie. Prawdziwym zabójcą jest masowe zatrucie bronią, któremu uległa Ameryka. Gdy słyszę syrenie głosy polskich kretynów domagających się udostępnienia Polakom broni palnej – wyć mi się chce.  


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka