Jerzy George Jerzy George
163
BLOG

Bilans 80-tej rocznicy wybuchu II wojny światowej

Jerzy George Jerzy George Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Bilans jest, co tu dużo mówić, nieciekawy. Przyjechali, pogadali, wyjechali. W dodatku nie wszyscy co trzeba przyjechali i nie wszyscy co trzeba pogadali.

Nie przyjechał Trump. Ale gdyby nawet przyjechał, to teraz już każdy jasno pojmuje, że nie byłoby to żadne „veni, vidi, vici”, tylko właśnie „przyjechał, pogadał, wyjechał”.  

Jeśli o pogadanie chodzi, to z okazji do zachowania milczenia i okazania w ten sposób gospodarzom należnego szacunku nie skorzystał Timmermans. Facet, który niemal przez całą swoją kadencję w Komisji Europejskiej flekował Polskę fejkowymi oskarżeniami o brak praworządności, zjawia się na obchodach tylko po to, żeby do szkód, jakie już wyrządził, dorzucić obrazę – tanie morały o tolerancji, wzajemnym szacunku i postępowaniu tak, aby nigdy nie powtórzył się horror II wojny światowej. Nie wiadomo, śmiać się czy płakać. Żyliśmy sobie przez te ostatnie 30 lat raz gorzej, raz lepiej, i nagle okazuje się, że furda rosyjski rewizjonizm, furda niemiecki ekspansjonizm gospodarczy, furda brukselska urawniłowka - to z polskich prób wykrojenia sobie w Europie skromnego marginesu swobody wylęgną się horrory III wojny światowej. Timmermans, „przyjaciel” naszego kraju, moralizuje Polskę, delikatnie mówiąc - słowami Krystyny Jandy - sra jej na głowę, i przy tym wszystkim bodaj ani razu nie udaje mu się powiedzieć „Niemcy" zamiast „naziści". Wobec Niemiec, które trzeba było siłą nawracać z nazizmu na demokrację, i wobec Francji, która z nazistami kolaborowała, nigdy by się nie ośmielił użyć takiego języka. Wobec Polski używa go swobodnie nawet w rocznicę największej tragedii, jaka ją spotkała w całym tysiącleciu istnienia.  

Dulkiewicz, chociaż niby miejscowa, nie była lepsza. Ze swoją „wojną rządu ze społeczeństwem” bezbłędnie wpisała się w retorykę Timmermansa. Przedtem było „złe słowo”, teraz majaczenie o wojnie domowej. Jeszcze jedna, po Rakowskim i Nurowskiej, której marzy się rozlew krwi. A sprawa jest taka prosta – każdy niech mówi za siebie. Dulkiewicz nie jest społeczeństwem, jest pojedynczą osobą, czasowo oddelegowaną na stanowisko prezydenta miasta. Gdańsk jest częścią Polski, a jego mieszkańcy częścią polskiego społeczeństwa, które niekoniecznie czuje się w stanie wojny z rządem. Więcej umiaru w słowach by się przydało, nie mówiąc o osobistej skromności. 

A Trump nie przyjechał. No nie przyjechał i co robić? Z tego, co przebąkują w kuluarach Pence i Mosbacher, wynika, że namacalnego postępu w sprawie zniesienia wiz też nie ma, podobnie jak wyraźnych oznak zwiększenia militarnej obecności USA w Polsce. Te dwie rzeczy Trump Dudzie obiecał i znów zawisły one w powietrzu. Tymczasem Dorian nadal tylko się zbliża do Florydy. Trump z palcem wiadomo gdzie zdążyłby wyspowiadać się w Polsce z niespełnionych obietnic i wrócić, by własną piersią osłaniać ojczyznę przed huraganem. Na razie podobno gra w golfa w Camp David. Obama też grał w swoim czasie – taka nowa, świecka, amerykańska tradycja.

Wracając jeszcze do wiz. Po co nam one? Pytanie to bardzo często padało ostatnio na forum publicznym i jeszcze częściej w dyskusjach blogowych. Co do mnie, widzę sześć powodów, żeby tej kwestii nie odpuszczać:

Po pierwsze, Amerykanie nie potrzebują wiz jadąc do Polski. Przydałaby się jakaś równowaga.

Po drugie, przez wizy Amerykanie polskiego pochodzenia czują się gorsi od Amerykanów pochodzących z krajów „bezwizowych”. Po zniesieniu wiz poczują się lepiej. 

Po trzecie, Stany zostawiają szeroko otwarte drzwi dla nielegalnych imigrantów, których imię brzmi: 15 milionów, natomiast Polaków wpuszczają przez wąskie bramki detekcyjne za okazaniem wiz, za które trzeba słono płacić przed ich wydaniem, bez refundacji w przypadku odmowy. Zniesienie wiz zakończyłoby ten absurd. 

Po czwarte, jeśli Trump nie zniesie wiz, Polonia w listopadzie 2020 nie pójdzie do urn i prezydentem może zostać jakiś nawiedzony demokrata, a to by nie był za dobry deal dla USA. Polska też na tym by nie skorzystała. Bo cóż to za korzyść być przy byle okazji oskarżanym o antysemityzm i wzywanym do płacenia za cudze zbrodnie. Odnosimy te „korzyści” tak czy inaczej, ale demokraci w zapewnianiu ich są wyraźnie lepsi od republikanów, którzy nie kontrolują mainstreamowych mediów.  

Po piąte, niedotrzymanie obietnicy zniesienia wiz to jeden policzek, drugim jest olanie wielkiej rocznicy. Polonia ewentualnie przebaczyłaby jedną skuchę, ale dwóch tak łatwo nie zniesie. Jeśli Trump ma ochotę na trzecią, jaką byłoby niedotrzymanie obietnicy przyjazdu w innym terminie, to musi dobrze pomyśleć, zanim ulegnie pokusie. Dlatego temat wiz trzeba grzać, żeby myślał. 

Po szóste, ze zniesieniem wiz pierwszy wyskoczył Kwaśniewski. Myślał zapewne, że komu jak komu, ale jemu Bush nie odmówi. Nie udało się. Po Bushu odmówił Obama, teraz uniki robi Trump. Dlatego z wizami trzeba wreszcie skończyć. Jesteśmy to winni Kwachu.  


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka