Jerzy George Jerzy George
1799
BLOG

Gazeta Wyborcza wreszcie przyznaje, że opozycja popełniła fatalne błędy

Jerzy George Jerzy George Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Środowisko GW przez cztery lata rżnęło głupa wmawiając swoim, że w 2015 roku Platforma zapłaciła klęską wyborczą za robienie rzeczy dobrych - takich jak podwyższenie wieku emerytalnego, obniżenie wieku szkolnego do 6 lat, czy przeniesienie aktywów OFE do ZUS. Teraz, kiedy Platformie znowu grozi klęska wyborcza za robienie dobrych rzeczy – tym razem takich jak nawoływanie do otwarcia się na LGBT, nielegalnych imigrantów i Nord Stream – GW wreszcie przyznała, że obóz postępu popełnia również błędy. Przyznała oczywiście po swojemu. Nie ma sensu na przykład szukać na portalu gazeta.pl wstępniaka, w którym Michnik przynajmniej częścią winy za nadciągający pogrom obciążyłby własny organ. Znalazło się jednak coś innego, choć schowanego głęboko poniżej czołówki strony głównej - trzeba naprawdę sporo cierpliwości, by się tam dorolować - i tym czymś jest wywiad z profesorem Radkiewiczem pod tytułem "O dzisiejszej sile PiS-u decydują tzw. normalsi. To kiepska wiadomość dla opozycji". Jeszcze więcej cierpliwości wymagało dorolowanie się do oświadczenie Kidawy-Błońskiej, że akcja „nie świruj, idź na wybory” powinna zostać wycofana. Taka bowiem jest już uroda GW, że na jej portalach chowanie przykrych wiadomości wśród reklam i doniesień o wydarzeniach sportowych należy do stałych fragmentów gry. Ale zwolennicy Platformy wciąż jeszcze wierzą, że organ Michnika jest wielki...

Co przyznała GW ustami prof. Radkiewicza? Przede wszystkim przyznała to, co jest już w tytule wywiadu – że zwolennicy PiS nie są żadnymi świrami, tylko normalnymi ludźmi. Ludzie według profesora dzielą się z grubsza na tych, którzy skłaniają się ku postawie liberalnej, i na tych którym bardziej odpowiada postawa komunitarna (wspólnotowa). Konserwatyści z PiS oczywiście należą do tych drugich. Rzecz jasna nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że u nas dominują "czyste formy". Podobne podziały istnieją również na Zachodzie, tyle że w formie bardzo rozmytej. U nas natomiast jak już ktoś jest liberałem, to mowy nie ma o współczuciu dla innych czy kulturowej lojalności. Konserwatystom z kolei obce są wartości inywidualistyczne: otwartość na zmiany, ciekawość świata.

Tych dwóch postaw nie da się już ze sobą pogodzić. Jednak bardziej nieprzejednany jest obóz liberalny. Prof. Radkiewicz przyznaje, że konserwatyście łatwiej jest zrozumieć liberała niż liberałowi konserwatystę. Konserwatyści po ostatnich czterech latach są bardziej zadowoleni i skonsolidowani wokół jednej partii, a liberałowie rozproszeni pomiędzy różne formacje polityczne. Transfery socjalne i sprawność gospodarcza sprawiły, że poparcie dla PiS-u jest w tej chwili znacznie większe niż w 2015 roku. PiS jest postrzegany jako partia wiarygodna i skuteczna. Rozmówca GW musiał przyznać, że wyborcy trzeba czasami dać rybę (500+) zamiast wędki w postaci obniżenia podatków, żeby zaskarbić sobie jego wierność i sympatię.

Spełnianie obietnic i składanie dalszych to nie wszystko. W ocenie prof. Radkiewicza dochodzą do tego mało przemyślane posunięcia opozycji: „Chronologia zdarzeń pokazuje, że to przede wszystkim efekt wojenki kulturowej, którą co prawda podgrzał do absurdalnych rozmiarów obóz władzy, ale pretekstów do tego usłużnie dostarczyła opozycja.”

„W skrócie – stwierdza dziennikarz prowadzący wywiad - obrona wiary katolickiej i polskiej rodziny, które rzekomo są zagrożone przez opozycję”.

Dziennikarz prowadzący nie byłby sobą, to znaczy lojalnym pracownikiem GW, gdyby nie ulokował w newralgicznym punkcie powyższego stwierdzenia słówka „rzekomo”.

„Tak – odpowiada prof. Radkiewicz. - Chodzi mi o ten cały ciąg zdarzeń, który zaczął się od podpisania karty LGBT+ przez prezydenta Trzaskowskiego, potem była wypowiedź wiceprezydenta Rabieja o adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, a w końcu doszedł do tego ogromny raban wokół pedofilii w Kościele zainspirowany filmem braci Sekielskich”.

„Będę obstawał przy swoim – kontynuuje profesor w odpowiedzi na obiekcje dziennikarza prowadzącego - otwieranie tego frontu w taki sposób w roku podwójnych wyborów było dla mnie od początku niepojęte. Jak to się często mówi w takich sytuacjach: „To było gorsze niż zbrodnia, to był błąd”. (...) Otwarcie frontu światopoglądowego przez Koalicję Europejską zostało odebrane jako uderzenie w tradycyjne wartości. Potem już nikt nie był w stanie tego kontrolować. A rozmaite dementi, dystansowanie się czy odcinanie od różnych rzeczy wyglądało mało wiarygodnie. Wszyscy, od terenowych działaczy PSL-u po aktywistów LGBT+, zostali wrzuceni do jednego worka. Weźmy tę waginę, która imitowała Najświętszy Sakrament podczas Marszu Równości w Gdańsku w przedwyborczą sobotę. W takich momentach nawet ludzie bardzo krytyczni wobec PiS-u mogli uznać, że jeśli tylko rządzący potrafią zatrzymać to szaleństwo, to trudno - trzeba głosować na nich. Znam osobiście takie przypadki. Dla opozycji ci ludzie są dziś nie do odzyskania”.

Sugestia dziennikarza prowadzącego, że o nadciągającym pogromie zadecydowała również „silna figura wodza, Jarosława Kaczyńskiego, która spaja cały elektorat rządzących”, została odrzucona jako banialuki przez udzielającego wywiadu:

„Myślę, że teoria o nadzwyczajnej, irracjonalnej wręcz, więzi łączącej elektorat PiS-u z Jarosławem Kaczyńskim jest mocno naciągana.(...) Nie chodzi mi o to, że tej więzi nie ma wcale, tylko że dotyczy pewnej grupy wyborców PiS-u, którą nazwaliśmy już elektoratem tożsamościowym. Oprócz tego są jeszcze rzesze pragmatyków, których o żadne uwielbienie dla prezesa partii czy zauroczenie nim nie podejrzewam.”

„Wyborca PiS dobrze odnajduje się na politycznym froncie? – próbuje jeszcze dziennikarz prowadzący.

„Tożsamościowy tak – odpowiada prof. Radkiewicz - Wtedy jest w swoim żywiole. Ale ten pragmatyczny, mogący wycofać swoje poparcie, nie. Ten wyborca czuje się dziś dowartościowany, ceni sobie spokój, chce korzystać z czasu prosperity i nadrabiać stracony czas w sferze konsumpcji. O dzisiejszej sile PiS-u decydują ci "normalsi". To kiepska wiadomość dla opozycji, ale może nie najgorsza dla tych, którzy boją się dalszej eskalacji tzw. wojny polsko-polskiej."

Redaktor Michnik nigdy w życiu by takich rzeczy osobiście nie powiedział, musiał wyręczyć się Radkiewiczem. Dobre i to.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura