julian olech julian olech
3002
BLOG

Czy jest szansa, że wkrótce będzie rządzić opozycja?

julian olech julian olech Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 141

Kiedy słucham wystąpień przedstawicieli opozycji, które można by zamknąć, w często powtarzanym, "nie może tak być", w domyśle, że ciągle rządzi PiS, zastanawiam się, co by było, gdyby rządziła opozycja? Czy żyłoby się nam lepiej? Gdyby opozycja wprowadziła to, co zapowiada w prezydenckiej kampanii wyborczej, to byt Polaków zdecydowanie by się poprawił?
Na początek weźmy Władysława Kosiniaka-Kamysza, szefa PSL, od niedawna zwanego "tygryskiem", który ponoć ma największe szanse, by pokonać urzędującego prezydenta w II turze wyborów. Wprawdzie z sondaży wcale nie wynika, że K-K do II tury wejdzie, ale jego obietnice są naprawdę imponujące. Emerytury i renty bez podatku. To jest coś! To nie tam jakieś drobne PiS-owskie coroczne podwyżki, choć wyższe od tych dawanych przez rząd PO-PSL, a więc i przez Kamysza, i z trudnością goniące bieżącą inflację. To byłaby podwyżka zdecydowanie przekraczająca inflację. Czy W.K-K sam wierzy, że to, co postuluje dałoby się wprowadzić w życie? Skąd wziąłby na to kasę, bo przecież byłyby to koszty przeszło 3 krotnie większe, niż te, które pochłania coroczna waloryzacja emerytur. Ale, czy lekarz musi umieć liczyć? Czy to prezydent "trzyma" finanse państwa, by martwić się o budżet? Prezydent zawsze może się wykręcić, że chciał, ale Sejm zdecydował inaczej. Czym jeszcze mami K-K wyborców? Za gazeta.pl: "Więcej pieniędzy na służbę zdrowia, podniesienie kwoty wolnej od podatku, ……, po 1000 zł miesięcznie dla studentów "deficytowych" zawodów i program mieszkaniowy dla młodych …."  Byłoby lepiej? Może by było, szkopuł w tym, że Kosiniak-Kamysz był ministrem pracy i spraw socjalnych w rządzie koalicji PO-PSL i wszystko to mógł wprowadzić już znacznie wcześniej, a głównie jest zapamiętany z tego, że to za jego udziałem został podniesiony wiek emerytalny, że waloryzacje emerytur i rent wynosiły tylko po kilka zł/m-c, a bezrobocie sięgało blisko 20%.

Następny, rzekomo groźny przeciwnik dla urzędującego prezydenta, to Szymon Hołownia. Dziennikarz, podróżnik, współprowadzący jeszcze do niedawna telewizyjny program "Mam talent". Pan Hołownia, przedstawiający się jako wierzący i praktykujący katolik, zapragnął politycznej kariery. Na początek zapowiedział, że życzyłby sobie pokojowego rozdziału Kościoła od państwa, nieco później, m.in., za radio Zet: "anulowania stref wolnych od ideologii LGBT, "wielki sprzątanie" w instytucjach państwowych, odejście Polski do 2050r od węgla i 75% naszej energii z OZE, stabilizację sytuacji w naszej armii, żadnych zmian w ustawie dotyczącej prawa aborcyjnego, powołanie pełnomocnika osób wykluczonych, regularne zwoływanie posiedzeń Rady Bezpieczeństwa Narodowego." I jeszcze, całkiem niedawno zapowiedział, że zaakceptowałby ustawę o dopuszczeniu do stosowania pigułki "dzień po", choć początkowo zdecydowanie taką postawę odrzucał. Wystarczyło jednak parę artykułów, w GW i w Polityce, trochę telefonów, kilka spotkań z wyborcami i Sz.H. zmienił zdanie. Był przeciw, ale jest za? Skądś to znamy. Problem w tym, że Szymon Hołownia, za którym "nikt nie stoi", niewiele będzie mógł zdziałać, jego pomysły Sejm łatwo odrzuci, Senat niekoniecznie poprze, a jak poprze, to Sejm znowu odrzuci, itd. Panu się nudzi, a my mielibyśmy powierzyć mu najważniejszy państwowy urząd dla zaspokojenia jego ambicji?

Pora przejść do kandydata Lewicy na prezydenta, europosła, byłego prezydenta Słupska, Roberta Biedronia. Dlaczego akurat ten kandydat reprezentuje lewicę prawie nikt nie wie, ale najrozsądniejszym uzasadnieniem wydaje się być tłumaczenie, że nikt inny nie chciał. Kto inny chciałby podjąć się straceńczej misji, oprócz tego, który i tak na swój sukces nie liczy i nie ma nic do stracenia, bo ciepłą posadkę w PE ma zapewnioną?  Skoro też nie liczą na jego sukces ci, którzy wrobili go w to kandydowanie, to czemu nie miałby zabawić się w męża opatrznościowego lewicy i dopisać sobie do CV, że był kandydatem na najważniejszy urząd w państwie? A co nam ten mąż opatrznościowy obiecał? Za radiem Zet: liderowanie w UE(?), łatwy dostęp do mieszkań, usprawnienie sądów, zrównoważony rozwój, reformę lekową, 1600 zł minimalnej emerytury". Niewiele, ale, jak uwzględnić to, co kandydat mówił w różnych wywiadach, m.in., że, "jak równość, to równość, parom homoseksualnym też należy się dostęp(!) do dzieci, a chodziło tu o prawo do adopcji i jak się skarżył w PE, że w Polsce homoseksualiści nie mogą wchodzić do każdego lokalu, itp., itd., to wystarczy, by tego kandydata nie brać na poważnie. Czy to ma być poważny kandydat na prezydenta?

No i wreszcie trzeba przejść do tego najważniejszego kandydata, właściwie do kandydatki, która wg wszelkich sondaży ma największą szansę, by w II turze, jeżeli taka będzie, spotkać się z obecnym prezydentem w boju o najważniejszy urząd w państwie, Już się cieszę na te debaty, jakie tych dwoje będzie miedzy sobą toczyć. Co może nam zaproponować Małgorzata Kidawa-Błońska? Przez długi czas nic nie można było dowiedzieć się o programie wyborczym kandydatki PO-KO na stanowisko prezydenta, partia załatwiała swoje wewnętrzne sprawy, a G.Schetyna, który K-B "mianował" na kandydatkę odszedł ze swojego stanowiska. Nowy szef PO i nowy zarząd partii wcale nie okazali się być konkretniejsi od poprzedników, prezydencki program wyborczy rodził się w PO w dużych bólach. Sama K-B niewiele wnosi do swojej kampanii wyborczej, nigdy nie była zbyt dobrą mówczynią, nie błyszczała w publicznych wystąpieniach rewelacyjnymi pomysłami, które kreowałyby ją na przywódczynię swojego ugrupowania.
Czy osoba z tylnego szeregu może doprowadzić partię do zwycięstwa w ważnych wyborach? Żeby tak się stało trzeba coś wyborcom obiecać, więc K-B obiecuje, ale i tu się plącze. "Nic, co zostało dane, nie będzie odebrane" to słowa Schetyny, które teraz podtrzymuje K-B, choć oboje straszą, że to 500+ demoralizuje kobiety, odciąga je od pracy, a w ogóle, to już nie 500, bo inflacja. Więc jak to będzie, zabiorą, zostawią, czy coś do 500+ dorzucą? Obniżą wiek emerytalny, czy nie obniżą? Kandydatka PO-KO dużo mówi o zdrowiu, może nawet aż za dużo, bo, tak "przy okazji", straszyła Polaków koronowirusem, posądzając PiS, że coś w tej sprawie ukrywa. Teraz ten zarzut staje się już bezprzedmiotowy, mamy tego wirusa w Polsce. I dobrze, że wczoraj Sejm niemal jednogłośnie, bo bez Konfederacji, przyjął specustawę, która ma pomóc w zapobieganiu rozprzestrzeniania się tego groźnego wirusa. Czy tamto straszenie miało Polaków uspokoić, czy wręcz przeciwnie, mocno ich zdenerwować, by wreszcie zrozumieli, że "tak nie może być" itd., (Budka się kłania). K-B obiecuje Polakom nakłady na służbę zdrowia w wysokości 6% PKB już od 2021r, choć nie przedstawia żadnych wyliczeń, skąd te pieniądze weźmie. Czy te sławne już 2 mld zł, które opozycja chciałaby dorzucić do budżetu NFZ, zabierając je z dotacji do mediów publicznych, miałoby jakoś cudownie uratować publiczna służbę zdrowia? Sugeruje to szef kampanii K-B, były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, ale jemu nawet nie wypada o tej sprawie wspominać, bo jego receptą na oddłużanie szpitali była ich likwidacja. Powoływać takiego byłego ministra zdrowia na szefa kampanii wyborczej, w której to zdrowie ma odegrać dużą rolę, to kompletny brak politycznej wyobraźni, a ktoś, kto ponoć wywodzi się z branży filmowej wyobraźnie powinien mieć bogatą. K-B odniosła się też w swoich planach do sprawy klimatu, a przysłużyło się do tego niezbyt miłe dla niej spotkanie z przedstawicielami Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, którzy wtargnęli na jej konwencję wyborczą. Ta młodzież dla samej kandydatki, jak i dla obecnych na konwencji nie była zbyt miła, co przejawiło się odmową podania ręki Kidawie-Błońskiej. Nie pochwalam takiego zachowania, ale, może coś teraz pani Kodawie-Błońskiej zaświta, kiedy przypomni sobie, jak potraktowali prezydenta KODziarze w Pucku, podczas uroczystości 100 rocznicy zaślubin Polski z morzem, których pani K-B z ich niecnego zachowania usprawiedliwiała ściskając się z nimi serdecznie. Czy ostatnie głosowanie w Sejmie, które w pewnym sensie zjednoczyło opozycję z rządzącymi, bo sprawa koronowirusa jest ponad politycznymi podziałami, natchnie naszych polityków do większej zgody? Przekonamy się o tym bardzo szybko, specustawa właśnie trafia do Senatu, zobaczymy, co się tam będzie działo.
Pozostałych kandydatów na fotel prezydenta nie przywołują w tym artykule, bo nie ujmując im niczego, jakoś mało prawdopodobne wydaje mi się, by odegrali w prezydenckich wyborach znaczące role.

Zatem, czy można przypuszczać, że rządy opozycji byłyby lepsze od tego, co teraz mamy? Trudno powiedzieć, choć odpowiedź wydaje się oczywista, z jakiegoś powodu ta opozycja kiedyś utraciła władzę i choć obecnie rządzący kiedyś ją też utracą, to opozycja nie zrobiła jeszcze nic takiego, by mogła je już teraz odzyskać.

to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka