julian olech julian olech
581
BLOG

„Sukcesy” koalicji 13 grudnia (1). Gospodarka i edukacja zjeżdżają w dół

julian olech julian olech Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

Zbliża się pierwsza rocznica rządów koalicji 13 grudnia, czy obecny rząd ma się czym pochwalić? Zacznijmy roczne podsumowanie od gospodarki i edukacji, dwóch dziedzin, które mają ze sobą ścisły związek.

Obecna władza kiepsko radzi sobie z gospodarką, a przyczyna tego jest dosyć prosta, dyletanci gospodarką zarządzać nie potrafią. Skąd się wzięli dyletanci na stanowiskach w sektorze gospodarczym? Każda partia po zwycięskich wyborach musi nakarmić swoje „tłuste koty”, czyli kolesi partyjnych ważniaków, a ci najczęściej nie mają żadnego pojęcia o zarządzaniu czymkolwiek, a tym bardziej dużymi państwowymi przedsiębiorstwami. Dobre polskie firmy bankrutują na potęgę (np.Ursus), lub znacznie obniżają swoje zyski (Orlen), niektóre zagraniczne z naszego kraju się wynoszą (Beko, Levi’s), a te, które chciały tu inwestować (Intel) zmieniają swoje plany i lokują kapitał gdzie indziej. Źle się dzieje w innych państwowych instytucjach, chociażby w muzeach, w instytutach naukowych, czy placówkach kulturalnych, afer na tych polach po roku rządów koalicji 13 grudnia jest bez liku, informują o tym media, także te rządowe, więc szkoda tutaj miejsca by je wymieniać. Wystarczy tylko wspomnieć, że ludzie, którzy „znają się na rzeczy”, nie mają tam czego szukać, zastępują ich miernoty, ale „swoje”. Nie da się nie zauważyć jednej z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy, od dawna mocno kuleje nam edukacja i to na wszystkich poziomach, a to, co obecnie dzieje się na tym polu w naszym państwie przekracza wszelkie granice.

Najbardziej poszkodowana przez decydentów jest edukacja podstawowa, każdy miniony rząd coś przy jej „naprawianiu” majstrował, a koalicja 13 grudnia chce ją zmienić „nie do poznania”, tzn., by w niewielkim stopniu, a najlepiej wcale, nie kojarzyła się z tym, co wcześniej było. Szefową ministerstwa oświaty została pani B.N., która swoimi działaniami chce dzieciom wyrządzić wielką krzywdę, a ich rodzicom udowodnić, że państwo, które B.N. reprezentuje, wie lepiej, czego dzieciom potrzeba. Pani N. najwidoczniej chce, by nasze dzieci były mocno niedouczone, ogranicza podstawy programowe wielu przedmiotów, niektóre z nich w ogóle wyrzuca z programu nauczania, a w zamian chce wprowadzić nowy przedmiot, jej zdaniem dla dzieci i młodzieży najważniejszy, edukację zdrowotną. Wg pani „ministry” dzieci muszą znać zasady zdrowego odżywiania, dbania o kondycję zdrowotną (fizyczną i psychiczną), no i najważniejsze, wcześnie poznawać zasady rządzące sferą seksualną człowieka, łącznie z tymi najbardziej intymnymi emocjami, które temu towarzyszą. Dzieci mają generalnie mniej się uczyć, a więcej czasu poświęcać na „samorozwój”, szczególnie ten „tęczowy”, w czym bardzo chce im pomagać państwo rządzone przez koalicję 13 grudnia. Co na to rodzice dzieci? Protestują, piszą petycje, manifestują wyrażając swój sprzeciw, ale rząd i pani N. „wiedzą lepiej”, czego dzieciom trzeba, a jak rodzice będą „fikać”, to się im dzieci zabierze, pod pretekstem, że sobie z ich wychowaniem nie radzą, jak to się dzieje w innych krajach, chociażby u naszych zachodnich i północnych sąsiadów.

 Edukacja na średnim poziomie również wyraźnie podupada, młodzież jest coraz bardziej „wyzwolona”, co widać po jej strojach, wyglądzie (tatuaże, nadmiar kolczyków, nadmierny makijaż, itd.) i zachowaniu w miejscach publicznych (głośność, używany język, palenie papierosów, także w szkole). „Wkuwanie” teraz nie jest w modzie, nauczyciele, to żaden autorytet, a skoro absolwent studiów wyższych zarabia mniej, nić kierowca autobusu, czy tramwaju, to … po kiego się uczyć? Bardzo dobre średnie szkoły techniczne przez lata coraz bardziej podupadały, teraz pozostały tylko nieliczne i z dosyć marną kadrą pedagogiczną, stąd nie może dziwić brak prawdziwych fachowców na rynku pracy, teraz każdy może być mechanikiem samochodowym, budowlańcem, stolarzem, instalatorem, elektrykiem, handlowcem, itd.

A jak się mają nasze szkoły wyższe? Po latach bumu na rozwój szkół wyższych niemal w każdej gminie cześć z tych uczelni została wyrugowana z rynku ze względu na niski poziom nauczania, ale znaleźli się i tacy „naukowcy”, którzy wpadli na pomysł handlowania uczelnianymi dyplomami, „płacisz i masz”, to nowa zasada, którą obnażyła afera potocznie zwana „uniwersytet tumanum”. Niektórzy z polityków są tak zajęci, że nie maja czasu studiować, a dyplom wyższej uczelni kusi, dyplom MBA jeszcze bardziej, więc szkoda było nie skorzystać. I wielu skorzystało. A co ze wstydem, kiedy wszystko się wydało? Politycy, to „twardzi ludzie”, oni muszą być gotowi na wszystko, mają kolejne doświadczenie, choć nie wiem, czy wpiszą je do swego CV.

Kiedy przypomnę sobie, jak to było w edukacji „za komuny”, to „łza się w oku kręci”. Wtedy egzamin (do szkoły średniej, maturalny, na studia, dyplomowy, itd.), był egzaminem, były prawdziwe dokumenty potwierdzające edukację: świadectwa, indeksy studenckie, dyplomy ukończenia studiów, a także kursy organizowane przez urzędy wojewódzkie i akademie ekonomiczne na członków rad nadzorczych i zarządów spółek skarbu państwa … i komu to przeszkadzało, by takie reguły w edukacji obowiązywały do teraz?

Bez dobrej edukacji dobrej kadry zarządczej nie będzie, a ta polityka, którą uprawia koalicja 13 grudnia w dziedzinie oświaty, nauki i szkolnictwa wyższego jest tak niskiego lotu, że strach pomyśleć, jak to się odbije na przyszłości naszego kraju.


to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo