julian olech julian olech
1828
BLOG

"Zdrada dyplomatyczna", tłumacz przysięgły i tajemnica spowiedzi.

julian olech julian olech Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 85

Radio TOK FM ciągle dostarcza mi tematów, które warto opisywać.
W czwartkowe popołudnie dziennikarz tego radia gościł tłumaczkę przysięgłą, która tuż ko katastrofie smoleńskiej tłumaczyła rozmowę naszego byłego premiera z ówczesnym premierem Rosji. Tłumaczka ta została wezwana przez prokuraturę na przesłuchanie w pierwszych dniach stycznia, w celu wyjaśnienia, o czym obaj premierzy w tamten pamiętny dzień rozmawiali. Rozumiem bardzo niekomfortowe położenie tłumaczki, która powołuje się na ustawę o zawodzie tłumacza przysięgłego, a szczególnie na jej art. 14.1/2, który zobowiązuje tłumacza do: "zachowania w tajemnicy faktów i okoliczności, z którymi zapoznał się w związku z tłumaczeniem". Tłumaczka, której bardzo zależy na zachowaniu tajemnicy zawodowej, obawia się, że zostanie z tego zobowiązania zwolniona przez prokuratora albo przez samego premiera, a wtedy będzie miała trudny dylemat do rozstrzygnięcia, co zrobić. Tłumaczka liczy jednak na to, że nie będzie musiała zeznawać, że politycy opamiętają się we wzajemnych oskarżeniach, a prokuratura odstąpi od przesłuchania, ale co będzie, jak tak się nie stanie? Tłumaczka zapowiada, że zdania nie zmieni, że woli ponieść jakieś sankcje karne, niż zeznawać i dać pretekst do podważenia zaufania do jej zawodu. Czy na pewno chce postąpić właściwie?

To kontrowersyjne przesłuchanie, do którego nawet nie wiadomo czy dojdzie, jest mocno nagłaśniane przez media. Dlaczego? Bo to znowu okazja do przypomnienia o wielu zapomnianych już politykach, bardzo krytycznych wobec rządu, a więc pożytecznych dla opozycji. Wszyscy żyjący byli prezydenci, premierzy, ministrowie spraw zagranicznych i ministrowie obrony narodowej stanęli w obronie tłumaczki sugerując, by prokuratura wycofała się z jej przesłuchania. Nasi byli decydenci martwią się, że takie przesłuchanie mogłoby zachwiać zaufanie zagranicznych partnerów do zachowania w tajemnicy treści rozmów prowadzonych z polskimi politykami, ponieważ tłumacze mogliby stać się źródłem wycieku informacji. Nie bardzo rozumiem, dlaczego cała uwaga została skierowana na tłumaczy, a prawdziwi bohaterowie, w tym konkretnym przypadku nasz były premier, zupełnie zniknęli z pola widzenia. Czy byli decydenci nie obawiają się, że tamto tajemnicze spotkanie mocno nadszarpnęło zaufanie polskiego społeczeństwa do nich samych? Czy w tak ważnych sprawach nie ma żadnego legalnego sposobu, by wiedzieć, o czym najważniejsze osoby w państwie rozmawiają z zagranicznymi partnerami, kiedy dotyczy to spraw najwyższej rangi, a taką bez wątpienia była katastrofa smoleńska? Czy były premier nie powinien w tej sprawie zeznawać przed specjalną komisją, złożoną chociażby z paru najważniejszych osób w państwie, a całe zeznanie powinno być objęte klauzulą najwyższej tajności? Czy w ogóle może być dopuszczalne, by którekolwiek osoby decydujące o losach naszego państwa miały prawo do rozmów "w cztery oczy" o sprawach państwowych z kimkolwiek bez konieczności sporządzenia z tych rozmów notatek służbowych, do czego, w wielu przypadkach, są zobowiązani politycy niższych szczebli? Zobowiązanie o sporządzaniu notatek z takich rozmów powinno być obowiązkowe i obowiązkowo powinno być objęte klauzulą najwyższej tajności, ale też powinna istnieć możliwość sprawdzenia treści tych sprawozdań, chociażby przez przesłuchanie tłumacza, jeżeli przy takich rozmowach był wykorzystywany. To, że przebieg przesłuchania tłumacza powinien być utajniony wydaje się oczywiste, a jeżeli taka zasada będzie obowiązywała, to tłumacze nie powinni się niczego obawiać.

We wspomnianej audycji TOK FM dziennikarz szukający kłopotliwych przypadków, w jakich może się znaleźć tłumacz, przywoływał przepisy kodeksu kanonicznego, który mówi, że tłumacz uczestniczący w spowiedzi, a ponoć czasami w tych sytuacjach tłumacz jest potrzebny, musi dochować tajemnicy, bo za jej złamanie grozi mu stosowna kara, tak samo, jak księdzu, który tajemnicy spowiedzi nie zachowa. Dziennikarz zupełnie nie rozumie, że tłumacz przysięgły, to nie ksiądz, by obowiązywała go bezwzględna tajemnica. Zupełnie nie da się porównać tych przypadków, całkowicie innych, co do samej natury, ten pierwszy jak najbardziej przyziemny, z ułomnym prawem, które nieprecyzyjnie reguluje pracę tłumacza, a drugi ze sfery duchowej, która w prawie kanonicznym, co do roli księdza i tłumacza przy spowiedzi jest dosyć precyzyjnie określona. Jeżeli coś w tej materii trzeba poprawić, to na pewno prawo świeckie, a nie kanoniczne.



to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka