Opinia, że nauka w Polsce jest chora staje się już niemal powszechna i taka diagnoza jest podnoszona przez naukowców wypowiadających się publicznie wobec niegodziwości spotykających ich kolegów. Nie ma świadomości konieczności podejścia lekarskiego do coraz bardziej chorego pacjenta, nawet przez profesjonalnych medyków akademickich. A podobno wszyscy Polacy znają się na medycynie !
Każdy wie, że pacjentowi zakłada kartę medyczną z wykazem chorób od jego dzieciństwa, zastosowanych do tej pory szczepień, aby historia medyczna pacjenta była znana lekarzowi rodzinnemu i specjalistom.
U chorego lekarz musi przeprowadzić badania, poznać objawy, zdiagnozować chorobę, skierować do specjalisty, bo inaczej leczenie może nie pomóc, a zaszkodzić, co zresztą mimo takich procedur się zdarza. A jak się rzeczy mają z chorującą nauką w Polsce. Otóż – całkiem inaczej.
„Medycyna” akademicka
Badania nad chorobami toczącymi naukę w Polsce są chyba na słabym poziomie i utajniane przed społeczeństwem, choć to choroba społeczna. Monitoringu chorób/patologii toczących naukę chyba się oficjalnie nie prowadzi, bo przeszukiwania internetu tego nie wykazują, poza moimi obywatelskimi, dalece niedoskonałymi usiłowaniami pokazywania systemowo uwarunkowanych chorób akademickich [ m.in. w Akademii WNET – Czy bez nowego rozdania uniwersytet może wyjść z kryzysu ? r. 2015].
Mamy wprawdzie oficjalne gremia akademickie od doskonałości w nauce, ale trudno zauważyć, aby na drodze do poznania niedoskonałości i ich eliminowania odnosiły one sukcesy.
Na okoliczność kolejnych reform podnosi się takie czy inne patologie, ale po reformach zainteresowanie nimi znika.
Mój postulat [nfaetyka.wordpress.com] organizacji Polskiego Ośrodka Monitoringu Patologii Akademickich [POMPA] nie spotkał się z zainteresowaniem. Widocznie nie ma woli poznania chorób akademickich, ich rodzaju, zaraźliwości, dróg rozpowszechnienia, – więc niby jak można leczyć takiego pacjenta ? A przecież w systemie akademickim w Polsce mamy choroby o ogromnym zasięgu: można mówić o epidemii plagiatów, ustawianych konkursów, nepotyzmu, konformizmu, chowu wsobnego, pozoranctwa naukowego i edukacyjnego….…
Działalność naukowa i edukacyjna nader często jest bezobjawowa, więc trudna do wykrycia, nawet przez gremia akademickie, nie mówiąc o szarych obywatelach finansujących bez należytej orientacji takie działania etatowych akademików.
Nawet medycy funkcjonujący w systemie akademickich zdają się wykrywać tylko niedobór pieniędzy jako jedyną bolączkę i nie zauważają, że w niemałym stopniu te braki są spowodowane wyprowadzaniem pieniędzy z budżetu nauki na działania pozanaukowe, a nawet dla nauki szkodliwe. Nie postulują uszczelnienia systemu dystrybucji pieniędzy podatnika księgowanych po stronie wydatków na naukę.
To tak, jakby lekarz, wykrywając u pacjenta niedobór magnezu, nie zalecał mu ograniczenia czy zaprzestania picia kawy ten magnez wyprowadzającej z organizmu.
Co więcej do tej pory nie założono nawet kart chorego pacjenta – nauki polskiej, aby poznać historię jej chorób, zdobyć informację skąd się wzięły obecne kadry akademickie [ tak, tak, to jest wielka niewiadoma w świadomości społecznej –Skąd się wzięły obecne kadry akademickie ? Blog akademickiego nonkonformisty], co dla działań na rzecz uzdrowienia chorej nauki jest niezbędne.
Co prawda mamy dowody na to, że historia chorób instytucji naukowych jest poznawalna [Józef Wieczorek – Poznanie historii akademickiej jest możliwe, Kurier WNET, kwiecień 2019 r.] ale nie ma nawet planu, aby karty historii chorób akademickich były obligatoryjne dla wszystkich instytucji akademickich.
Niewątpliwie potrzebny jest należyty podręcznik „medycyny akademickiej” [chorób toczących system akademicki] dla decydentów akademickich wszystkich szczebli.
Niestety nie ma nawet „kącików akademickich” w popularnych mediach, gdzie na bieżąco byłyby omawiane/objaśniane sprawy świata akademickiego aby społeczeństwo miało pojęcie jak są formowane/formatowane polskie elity i jak ten system należy reformować/uzdrawiać.
Wybiórcze listy i apele
Co jakiś czas w mediach pojawiają się natomiast apele czy listy otwarte środowisk akademickich na wieść o skandalicznym potraktowania jednego, czy drugiego akademika. To pozytywny przejaw solidarności akademickiej. Stanowi wsparcie moralne dla poszkodowanego, a nagłośnione medialnie sprawy przebijają się do świadomości społeczeństwa, dowiadującego się, że w świątyniach nauki dzieją się czasem rzeczy nieprzyzwoite, czasem uwarunkowane czynnikami pozanaukowymi, często politycznymi – tzw. poprawnością polityczną.
Autorzy listów nieraz argumentują zasadnie, że ta, czy inna sprawa, jest objawem głębokiej choroby nauki w Polsce.
Co o tym sądzisz?