Jakiś czas temu pojawił się na Salonie artykuł o modzie na maskotki Labubu. Natomast dzisiaj na pch24.pl można przeczytać o tym, iż owe pozornie niewinne zabawki oswajają dzieci z demonami:
Choć nabywcami popularnych zabawek są w większości młodzi dorośli z pokolenia Z (co pokazuje po raz kolejny postępującą infantylizację społeczeństwa), część maskotek trafia do rąk dzieci. Zamiast uczyć się oddzielać dobro od zła, piękno od brzydoty, otrzymują emocjonalną terapię szokową, zacierającą podstawowe granice estetyki. Generując przy tym problemy wychowawcze (kiedy nieukształtowane umysły obcują z treściami dla dorosłych), a także wystawiają na atak osobowego zła, poprzez oswajanie z nim od najmłodszych lat.
Nie zamierzam bronić kolejnego niemądrego trendu, czy jednak szał na „paskudne” pluszaki jest choćby odrobinę głupszy od np. „tulipanowej gorączki”? Co jakiś czas ludzie dostają małpiego rozumu, gdyż coś staje się modne, pożądane czy wręcz konieczne jako element przynależności do określonej kultury lub subkultury. Jesteśmy konformistami i lubimy płynąć „z nurtem”, nawet jeśli oznacza to konieczność napędzania zysków producentom atrakcyjnych wizerunkowo gadżetów.
Czy jest to jednak zagrożenie duchowe? Gdyby tak ludzie przestali się w końcu podpierać narracją o Szatanie i zrozumieli, że ich skurwysyń*two i/lub głupota (często połączona z szalonymi ambicjami zbawiania ludzkości) są czymś, za co powinni obwiniać przede wszystkim samym siebie, to może świat stałby się odrobinę lepszy. :)
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo