A co - pochwalę się;
i może przy okazji zachęcę innych rodziców do działania, bo problemy podobne do moich, wystepują nagminnie, z tego co wiem, w szkołach na terenie całego kraju. Przynajmniej na poziomie podstawowym.
Otóż - nauczyciele nie chcą dawać do domu sprawdzianów i klasówek uczniom od klasy 4. w górę. To, co było normą w latach '80, i jest wciąż normą w klasach 1-3 - czyli obarczenie ucznia obowiązkiem dostarczenia ocenionego sprawdzianu do domu, zdobycie podpisu rodzica i przyniesienie z powrotem do szkoły, nagle kończy się, jak nożem uciął w 2. etapie edukacji podstawowej. Z przyczyn dla mnie niewiadomych.
Próbowaliśmy z tym zjawiskiem walczyć już w zeszłym - padały uzasadnienia, że to są dokumenty i nie można ich wynieść ze szkoły, próbowaliśmy zatem wymusić możliwość kserowania (zwłaszcza, że kserokopiarka jest dostępna na recepcji) - niby wychowawczyni się zgodziła, ale jakoś nie udało się tego wdrożyć i sprawa się rozmyła.
Wróciła z nowym rokiem szkolnym. I znów było, że dokumenty, że to, że śmo - ale przypomnieliśmy możliwość wykonywania kopii... i w końcu, nareszcie, dowiedzieliśmy się, o co tak naprawdę tu chodzi. A chodzi, ni mnej, ni więcej, jak tylko (aż?) o ochronę pracy intelektualnej nauczyciela;
nawet padło w dyskusji konkretne sformułowanie "prawa autorskie".
No, czegoś tak kuriozalnego to się nie spodziewałem. Nie będę opisywał przebiegu zebrania (było gorąco, ale obyczajnie), ale dawno nie miałem wrażenia takiego zderzenia się ze ścianą. Jedna z matek - nauczycielka w innej szkole (gimnzajum) - popierała postawę nauczycieli i klarowała nam jakie to jest oczywiste - ...przecie możecie sobie państwo dzisiaj pójść do każdego nauczyciela i poprosić o wgląd...a ja sobie nie życzę, żeby moja praca trafiała do Internetu i ktoś z niej korzystał...
Cóż - oczywistym się stało, że bez wizyty u dyrekcji się odbędzie. Jeszcze tego samego wieczora złapałem go na korytarzu i umówiłem się na rozmowę o godz. 10 dnia następnego. Była krótka, rzeczowa - dowiedziałem, że takie postępowanie nie jest wynikiem wytycznych, ani dyrekcji, ani kuratorium, a jedynie prywatną decyzją każdego z nauczycieli, i że nie ma ku takiemu popostępowaniu żadnej podstawy prawnej. Obiecał zainterweniować u każdego z nauczycieli (wyraził mały żal, że nie nie przyszedłem 2 dni wcześniej, bo: miałem ich wszystkich w jednym miejscu) i przekonać, że dzieciom, które wyrażą potrzebę zabrania sprawdzianu/klasówki do domu, należy to bezwględnie i niezwlocznie umożliwić.
Nie powiem - miałem obawy, czy to zadziała. Wszak nie mam wiedzy (pomimo juz kilkuletniej współpracy ze szkołą) na temat grup lobbingowych, koterii, siły wpływów, etc. działających na terenie szkoły. Zwłaszcza, że jak sie później dowiedziałem, gdy ja z nim rozmawiałem, to klasa mojej Córki rwała i wyrzucała do kosza jakieś stare klasówki. A i do tego konkretnie dyrektora też miałem ograniczone zaufanie. Ale po trzech dniach roboczych, przy rozdaniu sprawdzianów z geometrii, gdy Córka zapytała, czy może wziąć do domu - usłyszała, że tak, był dyrektor i pozwolił...
Czyli, może być normalnie - wystarczy tylko nie być obojętnym.
generee
Inne tematy w dziale Społeczeństwo