Kilka dni temu miałem ciekawy sen. Na szczęście nie taki, jak były prezydent Aleksander Kwaśniewski – mnie nie przyśnił się Jerzy Szmajdziński. Pojawił się za to dostojny starzec w stroju biskupa, białej infule na głowie i ze srebrnym pastorałem w ręku.
– Święty Mikołaj! – zawołałem.
– Poznałeś mnie, synu! – starzec wyraźnie się ucieszył.
– Jak miałem nie poznać, księże biskupie? – powiedziałem. – Żył ksiądz biskup w IV wieku, był biskupem Miry, cały majątek rozdał ubogim i zasilał biedne panny bez posagu.
– Ty to wiesz, ale już prawie nikt mnie nie pamięta – zmartwił się święty. – Wszyscy znają tylko tego oszusta, tego spasionego, głupawego krasnoluda w czerwonym płaszczyku, którego wymyślili w latach 30. marketingowcy Coca-Coli – zirytował się. – No, ale dość o mnie. Przyszedłem spytać, czego sobie życzysz pod choinkę. W związku z tym, że mnie poznałeś, możesz wyrazić stosunkowo pokaźne życzenie.
– Ale, księże biskupie, ja nie mam wielkich życzeń. Bliscy mogą mi dać cokolwiek, byle z serca…
– Nie rozumiesz – dobrotliwie powiedział starzec. – Tu nie chodzi o konkretne przedmioty. To ludzie załatwiają sami ze sobą. Mnie można prosić o kwestie ogólne: pokój na ziemi, żeby ludzie nie byli głodni i takie tam. Im więcej osób wyraża podobne życzenie, tym większa szansa, że uda mi się nakłonić najwyższe czynniki – tu wzniósł oczy w górę – żeby spojrzały na sprawę przychylnie. No więc?
– Mogę chwilę pomyśleć?
– Byle nie za długo, muszę jeszcze dzisiaj pogadać z 580 milionami ludzi – odparł święty.
Zacząłem się gorączkowo zastanawiać. Pokój na ziemi? Idealizm, zresztą czasem wojny obronne są konieczne. Dwutlenek węgla? To pic na wodę. Szczęście dla wszystkich? To za mało konkretne. Wreszcie wymyśliłem.
– Wielebny księże biskupie – zacząłem. – Chciałbym prosić, żeby w Polsce było nareszcie normalnie.
Święty nieco się zasępił. – Możesz, synu, trochę precyzyjniej? – poprosił.
– Chciałbym, żeby w polityce było mniej komedii, a więcej prawdziwej debaty – wyjaśniłem. – Chciałbym, żeby posłowie faktycznie się spierali i mieli własne zdanie, zamiast być marionetkami swoich liderów. Tu by był chyba potrzebny większościowy system wyborczy – dodałem. – Chciałbym, żeby sprawy w sądach nie leżały latami i żeby sędziowie więcej myśleli o sprawiedliwości, a mniej o kodeksach. I żeby przedsiębiorcy rozumieli, co to jest dobro publiczne. Żeby dotowali różne szczytne cele, żeby wspierali kulturę i działania charytatywne, tak sami z siebie, a nie pod przymusem – rozkręcałem się. – Chciałbym też, żeby podatki były mniejsze i prostsze. I żeby w końcu był liniowy, jakby się dało. Chciałbym, żeby urzędnicy byli rozliczani ze swoich działań i żeby wreszcie zaczęli ponosić kary za własne błędy. Chciałbym, żeby moi koledzy po fachu traktowali wszystkich polityków tak samo i tak samo im dowalali, kiedy się należy i tak samo chwalili, kiedy zasłużą. Chciałbym, żeby moje państwo przestało każdego swojego obywatela traktować jak podejrzanego, potencjalnego złodzieja i oszusta. Żeby posłowie myśleli, zanim uchwalą jakieś kretyńskie prawo. Żeby Polacy wreszcie mogli odzyskać do swojego państwa zaufanie i szacunek, żeby poczuli, że są u siebie, żeby to była prawdziwa, zdrowa, silna Rzeczpospolita, Res Publica – rozmarzyłem się.
Biskup Mikołaj, w miarę, jak mówiłem, robił się coraz bardzo pochmurny. Gdy skończyłem, położył mi po ojcowsku dłoń na ramieniu. – Synu – rzekł współczująco – bardzo mi przykro, ale to daleko wykracza poza moje kompetencje. Od takich cudów to jest tylko Szef – wskazał pastorałem w górę – a jak byłem u Niego rok temu z podobnymi prośbami, to bardzo się zdenerwował i zaczął pokrzykiwać, że on wam i tak już stworzył znakomite warunki i to nie jego wina, że wszystko umiecie spie… to znaczy zmarnować. Przykro mi, synu, choć doceniam twoją dobrą wolę. No, muszę już lecieć. Jak przyjdę za rok, to wymyśl coś bardziej realnego, na przykład fuzję termojądrową, dla dobra ludzkości. Z Bogiem!
Wtedy zdzwonił budzik.
***
Wszystkim życzę szczęścia i spokoju!



Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości