Plażowicze w Polsce nie mogą narzekać na nudę. Fot.: Flickr
Plażowicze w Polsce nie mogą narzekać na nudę. Fot.: Flickr

Obyczaje nad polskim morzem

Redakcja Redakcja Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 53
Stali bywalcy polskich plaży wiedzą doskonale, że czasami w towarzystwie promieni słonecznych, szumu morza, a niekiedy też strumieni alkoholu dochodzi do niecodziennych sytuacji. Jakie zdarzenia miały miejsce w przeszłości nad Bałtykiem?

Pomorze i Zachodniopomorskie to najpopularniejsze regiony Polski w letnich miesiącach. Polacy właśnie tam planują wypoczynek. Podczas urlopów i wakacji chcą korzystać z uroku piasku i wody. Niektóre sytuacje grożą jednak niebezpieczeństwem, o czym możemy przekonać się co jakiś czas z doniesień medialnych.

Seks-afera w Mielnie

Kilka dni temu w sieci pojawiło się nagranie z mieleńskiej plaży, na którym kobieta i mężczyzna uprawiają seks, o czym mogliście przeczytać TUTAJ.

Para w niemałym upojeniu alkoholowym zaczęła udowadniać sobie miłość. Wreszcie jeden z urlopowiczów podbiegł do nich i plażowym klapkiem próbował pogonić z miejsca publicznego. Mężczyzna próbował uciekać, ale nie uchroniło go to przed policyjnym mandatem.


Czytaj także:



Samochodem prosto do wody

Na plażę często trzeba przejść długą drogę deptakiem. Zdarzają się też spacery przez las, ponieważ w takich miejscach usytuowane jest polskie morze na północy kraju. Najbardziej niecierpliwi i leniwi wczasowicze chcieliby jednak w dokładne miejsce zajechać autem, wyjąć z bagażnika parawan i rozbić się przy muzyce z samochodowego radia w tle.

Koła osobówki w piachu mogą skończyć się ugrzęźnięciem, tak jak miało to miejsce w przypadku Mercedesa klasy G (ZOBACZ ). W tym przypadku musiała poratować terenówka i liny, ale trzeba uważać, ponieważ takie manewry mogą skutkować mandatem od 500 do nawet 5 000 złotych.

Awantury po pijaku

Gdy wczasowicz na plażę już dotrze, lubi skorzystać z atrakcji przy brzegu. To najczęściej knajpy i stoiska z alkoholem, gdzie zakupić można m.in. piwo z nalewaka. Po spożyciu procentów, niektórzy i tak pragną kąpieli w morzu. Także podczas czerwonej flagi, czyli gdy ratownicy WOPR zabraniają wejścia do wody z racji na warunki atmosferyczne.

Uwagę mogą zwracać inni turyści, a nawet ratownicy, ale niektórym przetłumaczyć się pewnych spraw po prostu nie da. Dlatego niekiedy nad Bałtykiem dochodzi do awantur i rękoczynów, także z WOPR-owcami. Nieraz interweniować musi także Policja. Bohaterowie takich sytuacji nie tylko stają się gwiazdami Internetu, dzięki umieszczonym później w mediach społecznościowych filmikom, ale także muszą liczyć się z konsekwencjami prawnymi, w tym karami grzywny opiewającymi nawet na kilka tysięcy złotych.

Meksyk nad Bałtykiem

Kilka lat temu dużo szumu w mediach wywołała inna awantura. Kibice Ruchu Chorzów pobili na trójmiejskiej plaży wczasowiczów z Meksyku. Tłumaczyli się wówczas, że przyjezdni wcześniej mieli być bardzo namolni wobec plażujących Polek.

Meksykanie byli marynarzami, którzy do Gdyni przypłynęli w aż 260-osobowej grupie. Dla pseudokibiców ze Śląska bójka była rozgrzewką przed meczem z miejscową Arką.

Filmik z awantury w 2013 roku został hitem w sieci. Obejrzeć i ocenić sytuację można m.in. TUTAJ.

„Paragony grozy”

Od początku tegorocznego lata w Internecie można znaleźć masę wpisów plażowiczów znad polskiego morza dotyczących drożyzny w miejscowościach kurortowych. Rachunki za zjedzenie ryby nad Bałtykiem w Polsce zostały już nazwane przez internautów „paragonami grozy”.

Przykładowo kilogram dorsza może kosztować nawet 140 złotych. Gofry to nawet 20 złotych wyjętych z portfela, a gałka lodów to koszt sześciu złotych. Północna Izba Gospodarcza zwraca uwagę na to, że „paragony grozy” to „incydenty”, a na nadmorskich przedsiębiorców niepotrzebnie wylewa się hejt.

Niektórzy restauratorzy – jak informują użytkownicy w sieci znad morza – próbują różnych możliwości na dodatkowy zarobek. To m.in. opłata za samą możliwość użycia soli czy pieprzu do potrawy, o czym klienci knajpy mogą przeczytać bardzo małym druczkiem na koniec menu.

Wczasowicze narzekają także na brak paragonów, których niektórzy właściciele restauracji po prostu nie wydają. „Na kasę nabijali, ale nie wiadomo co, bo paragonu nie wydali, od razu wrzucili do kosza” – pisze internauta „Agatokles”.



Dawid Sieńkowski


Polecamy:


Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości