Angelina Jolie przyznała, iż przeszła zabieg mastektomii, czyli usunięcia obu piersi, w obawie przed zachorowaniem na raka. Wykryto u niej - bowiem - mutację genu BRCA1, co dawało ok. 90 % prawdopodobieństwa, iż zachoruje na raka piersi i ok. 50 % zagrożenia rakiem jajników.
Decyzja Jolie, to nie jest fanaberia, tylko profilaktyka, aby rak nie miał, gdzie się rozwijać.
W Polsce ok. 15 % tych, którzy dowiadują się, że rak ich dopadł, zupełnie rezygnuje z leczenia, co kończy się przedwczesnymi zgonami. Profilaktyka - wciąż - nie jest na takim pozimie, jak być powinna i to nie dlatego, że polska służba zdrowia nie spełnia naszych oczekiwań, ale też dlatego, że ludzie nie korzystają z okresowych badań, nawet wtedy, gdy nic ich to nie kosztuje. Bo, przecież organizowane są akcje /np. badanie piersi czy szyjki macicy/, które to ułatwiają, a jednak nie wszyscy, do których wysyłane są zaproszenia na badania korzystają z nich.
Mam znajomą, która zmuszona była poddać się zabiegowi usunięcia obu piersi, ponieważ w jednej z nich stwierdzono komórki rakowe. Inwazyjność zabiegu nie kończyła się tylko na piersiach, ale również dotykała węzłów chłonnych, aby rak nie przedostał się do innych narządów w jej organizmie. Wszystko to, mimo podanego znieczulenia, było bolesne. Bolesna była - również - późniejsza rekonstrukcja piersi, a jednak, jak każda kobieta chciała być - wciąż - atrakcyjna, więc wytrzymała...
O aktorach czy celebrytach różnie się mówi, bo też wiele robią dla własnych karier. Jednak wybór... Angeliny Jolie świadczy o jej trzeźwym rozumowaniu, jak i chęci przekucia własnej popularności w szczytny cel, jakim jest uświadomienie innym kobietom, że powinny dbać o swoje zdrowie, a w razie zagrożeń odpowiednio szybko reagować. Brawo, Angie!
Inne tematy w dziale Rozmaitości
