kogucik
kogucik
Malgor Malgor
458
BLOG

Notka-przewrotka 8, czyli "sens wartościowy"

Malgor Malgor Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 54
ciąg dalszy o Lutce, Wiewiórze, Gromadzie Imiennych

Sporo czasu upłynęło – okoliczności się zmieniły – czas stężał, wielu straciło twarz, wielu roi się, przepoczwarza…

Jak tu teraz jest, pod nowym właścicielem – widzę. Dlaczego dalej tu jestem? Nie wiem.

Na początku, i tak to opisałam, obecność na Salonie była formą zastępczą aktywności, bo zraniły mnie dobrozmianowe deformy.

A teraz? Przecież zaglądam na Salon nie z nadmiaru energii. Nie z nadwyżek ambicji. Nie z nudy. No i nie z przyzwyczajenia. Bez powodu zatem? Jakiś powód musi być, jakaś korzyść, ale – są zbyt osobiste, by je ujawniać.

Wróćmy jednak do bajania… Poprzednimi notkami-przewrotkami kwitowalam czas Wielkiego Restartu Salonu (wpisy od 15.05 2021 - do 21.05.2021). Skoro nadal tu jestem, to w prima aprilis dam głos (niczym Prezes) i do siedmiu notek o Lutce, Wiewiórze i wędrówce Imiennych dołączę ósmą, czyli 13 i 14 fragment  najprywatniejszego bajania, dla wnusi i wnusia.

To śliczne i mądre dzieciaki, już ponad dwa lata okrutnie traktowane przez inżynierów/strategów/ogrodników, tnących ostrymi nożycami ich cztero- i dwu- letnie życie, tęsknoty, zdrowie.

Nie wiem, czy opowiastka – jeśli zostanie pokazana - się im spodoba. Mam obawy, czy może się w ogóle spodobać. Komukolwiek.

Ale p.w. nie wiem, czy ma wartość. Bo sens i ona ma. Wszystko ma jakiś. Rzecz w tym, czy to sens wartościowy.

Jeśli zechcecie, napiszcie… Poprawcie, skrytykujcie, podpowiedzcie… Podziękuję – dokonując w moim pisaniu kolejnych korekt (ot, zmieniłam imiona zwierząt:) Po tak długiej przerwie tym zasadniejsze jest przypomnienie końcówki poprzedniej notki-przewrotki:

Lutka bez słowa pochyliła się, skuliła ramiona i po chwili stała się na tyle mała, że przekroczyła próg chatki. TEN PRÓG mogła przekroczyć… Skierowała się w głąb pokoju i zdecydowanym ruchem przywołała towarzyszy. Nadal bez słowa, pokazała skryte w cieniu sosnowe schody w prawym kącie izby. Odsunęła się na bok, by przepuścić gromadę. Zwierzęta jeden po drugim zaczęły się wdrapywać, ale zatrzymały się w połowie drogi. Lutka wyprzedziła je i stanęła na ostatnim stopniu.

13.

Wszystkiego nie można pamiętać.

Lutka nie pamiętała tej części chatki, nie wiedziała więc, gdzie – o ile w ogóle – jest włącznik światła. Nie wiedziała i tego, czy włączone światło pokaże cokolwiek w ciemności… Wytężała wzrok, by ją przebić - nie była to ciemność tak intensywna jak ta, z jakiej wyłoniła się Pani, Stareńki i Wojowniczka, ale wystarczająco głęboka, by niczego nie widząc - odczuwać niepokój. Za dziewczynką na najwyższy stopień schodów wdrapała się też Kasia Gryzak. I to ona, czujnymi uszkami, wyłowiła z ciemności cichy dźwięk. Był tajemniczy, ale nie złowrogi – zawierał posapywanie zakatarzonych nosków i szybkie dreptanie nagich stópek wzdłuż ścian. „Ktoś tu jest, i nie jest ten ktoś pojedynczy…” szepnęła Kasia do towarzyszki. Lutka tymczasem po omacku obszukiwała ściany, aż wreszcie jej ręka natrafiła na kontakt. Zapaliła światło.

Pierwsze, co ujrzała, to zdobną drewnianymi słojami podłogę, pochyłe ściany, drabinkową konstrukcję pod sufitem, po dwa owalne okienka na każdej z dłuższych ścian, zwisające na długich sznurach żarówki w metalowych osłonach, dwa nieduże owalne stoliki otoczone krzesełkami z oparciem, stojące symetrycznie do siebie dwa drewniane regaliki, na których półkach stały różnej wielkości i kształtu wiklinowe kosze oraz tekturowe pudła, szereg małych drewnianych łóżeczek z owalnymi zagłówkami i przykrytych różnokolorowymi kocykami, kilka niedużych, zamkniętych na skoble drewnianych skrzyń, spore owalne lustro w drewnianej ramie, obrazki z pastelowymi pejzażami, suszone kwiaty w glinianym wazonie, naprawdę dużą owalną misę z orzechami laskowymi i włoskimi, drugą równie owalną i dużą misę z jabłkami, gruszkami, rabarbarem i gronami winogron oraz trzecią – z marchewkami, rzodkiewkami, cebulkami, szczypiorem i sałatą. Jednym słowem – Lutka i Kasia ujrzały przytulną przestrzeń, urządzoną czyimiś rękami. A raczej – łapkami, bo następnym obiektem, jaki przyjaciółki dostrzegły, była stojąca pod jednym z obrazów gromadka owalnych, puchatych stworzeń. Nie były widoczne na pierwszy rzut oka, bo ich ciemnobrązowa sierść zlewała się z kolorami na obrazie przedstawiającym – o ile ktoś miały czas i ochotę się przyjrzeć - jesienny las, leśne ścieżki, kroczące po ścieżkach zwierzęta, a na ich przedzie małą dziewczynkę trzymającą wiewiórkę za łapkę...

Owalne stworzenia nie przypominały żadnych znanych Lutce zwierząt. Jeśli były do czegoś czy kogoś podobne, to może do żołędzi, a może do pierwszych kredek, jakie dziewczynka dostała od Babci, gładkich kredek-kamieni… Stworzonka łypały na intruzów spod grzywek spadających niemal do połowy oczu, strzygły okrągłymi uszkami i poruszały cienkimi ogonkami z kulistymi pomponami na końcu. Ciemnobrązowe futerka stworzeń wydawały się bardzo miękkie, pod szyjami bieliły się zabawne kształty krawacików, białe lamówki, niczym wstążeczki opakowujące prezenty, okalały uszka i policzki. Czarne, błyszczące ślepka patrzyły uważnie na tłoczącą się u szczytu schodów gromadę. Stworzenia siedziały z podwiniętymi łapkami, a Lutka pomyślała „to Przycupki”. Nie tylko pomyślała. Dziewczynka chciała nadać nieznanym istotom imiona, była przecież przewodniczką mniej zaradnych, ale i dążyła do uporządkowania zdarzeń…

14.

- Dzień dobry - rzekła zwyczajowo i szybko, chyba zbyt szybko i chaotycznie dodała – nie przyszliśmy wam przeszkadzać, nie musicie się nas bać. Zostaliśmy wywołani do wędrówki. Spotkaliśmy Dostojnych, czyli Zielonooką Panią, Wojowniczkę i Stareńkiego. Ujrzeliśmy na mapie chatkę, a że znam tę chatkę sprzed lat, to…

Zapewne chciała dokładniej wyjaśniać nie tylko to, jak znaleźli się w drodze po swoje Imiona, jak weszli w świat z mapy, ale i to, że są przychylnie nastawieni, no i że są dobrze wychowani. Tymczasem jedno z owalnych stworzeń energicznie tupnęło małą stópką.

- Phi! Jakie bać? My się nikogo i niczego nie boimy! Phi. Przyszliście, skądś, nieproszeni, ale skoro jesteście – zachowujcie się! Ugościmy was, bo tak nakazuje grzeczność, a nie dlatego, że się was boimy albo że nas zapewniacie o dobrych intencjach. Co nam po waszych zapewnieniach? Co nam po czyichkolwiek zapewnieniach?! Wystarczy, że się porządnie przedstawicie, powiecie skąd jesteście, no i co macie poukrywane w zakamarkach futer. Bo przecież coś wzięliście w drogę? – Owalne stworzonko zmrużyło filuternie oko, wyraźnie zadowolone ze swojego sprytu, po czym kontynuowało – Zatem zachowujcie się, jak na przybyszy przystało, a my – jako gospodarze – nie tylko was nakarmimy i napoimy, ale i chętnie wymienimy nasze zasoby na to, co wy niesiecie, a co nam potrzebne.

Dziewczynka speszyła się. Chciała jak zawsze dobrze, a wyszło jak zawsze nie za bardzo. Zmarszczyła brwi i doszła do wniosku, że, istotnie, samo zapewnianie o dobrych intencjach nie ma wartości. Spojrzała na owalne istotki, na wyrost nazwane „Przycupkami”, poprawiła bluzkę i spódniczkę, i zaczęła przedstawiać Gromadę dokładnie wymawiając imiona towarzyszy, a ci występowali krok do przodu, wypinając to pierś, to ogon, to którąś z nóżek… Kasia Gryzak, Kieł, Kopacz, Skoczka, Szaruś, Modra, Szurka, Micho, Łańka, Borys, Muszlak, Łowca, Usza, Bąszcz, Isz, Mrówcy... Gdy skończyła, wskazała na siebie:

- A ja jestem Lutka, Dziewczynka z Miasta. Mieszkam z Tatą i Mamą, a ponieważ rodzice są zajęci bardzo ważną pracą na bardzo ważnej uczelni i w bardzo ważnej firmie, rzadko wyjeżdżamy poza miasto. Właściwie - wyjeżdżamy jedynie w wakacje. Teraz jeździmy do atrakcyjnych miejscowości nad morzem lub w górach. Ale wcześniej, gdy byłam naprawdę dzieckiem - teraz mam już osiem lat! - odwiedzaliśmy małą wieś. TĘ wieś, którą ujrzeliśmy na mapie i w której jest domek z poddaszem, na którym Wy, mili Gospodarze, mieszkacie… Pamiętam i domek, i podwórko, i sad, i wysokie jesiony na obrzeżach gospodarstwa, i leśne jeżyny. Pamiętam siedzące na parapecie dwie białe kocie mordki. Pamiętam wystrugane z drewna ptaszki i karmniki, pamiętam pergolę podtrzymująca pnącza winorośli uginające się od gron. Wiele pamiętam, ale nie wszystko…

PS.

siedem linek do siedmiu poprzednich notek-przewrotek:

https://www.salon24.pl/u/malgor/1136763,notka-przewrotka-7-czyli-trzeba-przestac-mowic

https://www.salon24.pl/u/malgor/1136499,notka-przewrotka-6-czyli-by-historie-sie-konczyly

https://www.salon24.pl/u/malgor/1136187,notka-przewrotka-5-czyli-co-tutaj-oczywiste

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135933,notka-przewrotka-4-czyli-osiagnely-swoj-cel

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135639,notka-przewrotka-3-czyli-tam-musi-byc-cos

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135327,notka-przewrotka-2-czyli-baju-baju-przed-wielkim-restartem-salonowym

https://www.salon24.pl/u/malgor/1135158,sprobuje-inaczej-cos-warta-ta-prob

i niezmienne uzupełnienie do prośby o komentarze:

jest skierowana do życzliwych (i mniej życzliwych); nieżyczliwych też o coś poproszę: idźcie dalej...

Malgor
O mnie Malgor

nie obrażam, czasem coś za szybko napiszę; albo - emerytką jeszcze nie jestem, więc nie hejtuję:)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura