HareM HareM
1022
BLOG

Trzy tysiące w miesiąc!

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 36

Ktoś pomyśli: „Czym się gość podnieca?” A sprawa nie dotyczy zarobku. Nawet wyrażonego w dolarach czy funtach. To zresztą, dla niektórych, nie jest żaden zarobek. Dla takiej Igi Świątek na ten przykład.
Wymieniam Igę, bo tytuł nie dotyczy może jej zarobków, ale już jej samej owszem. Nasze sportowe dobro narodowe nr 2 (na razie, bo wygląda na to, że jeszcze w tym roku może się przesiąść piętro wyżej) wygrało półtorej godziny temu trzeci z rzędu turniej WTA rangi 1000. Mniej więcej miesiąc wstecz Polka wygrała zawody w Dausze (Dosze?), potem było zwycięstwo w Indian Wells, a dzisiaj wzniosła w górę puchar na Florydzie. 3x1000 w jednym! Miesiącu.
Nie pisałem nic w trakcie turnieju, bo nie chciałem zapeszać. Często, jak o czymś zacznę pisać, to się to dla opisywanego źle kończy. Choćby wczoraj. Poświeciłem post wygranej Hurkacza nad światowym numerem 2 i od razu w następnym pojedynku nie dał rady.
Dlatego z Igą wolałem poczekać. Pamiętałem, że w jej przypadku podobnie było przed półfinałem w tegorocznym Australian Open. Też zacząłem o niej pisać i też zaraz odpadła z Collins. Choć są wyjątki. Moje pisanie w trakcie Indian Wells jej, na przykład, nie zaszkodziło .
Tak czy inaczej. Wielki, nie notowany w historii polskiego tenisa, sukces reprezentantki Polski. Nikt w historii zresztą wcześniej czegoś takiego nie dokonał. Sunshine Double, owszem, wygrały już wcześniej trzy tenisistki. Sunshine Double, czyli w jednym roku zwycięstwo i w Kaliforni, i na Florydzie. Mają to na koncie Holenderka Clijsters i Białorusinka Azarenka, a Niemka Graf zanotowała nawet dwa takie duble. Natomiast, żeby ktoś zwyciężył w trzech kolejnych, od początku roku, turniejach WTA 1000 to być nie mogło choćby z tego względu, ze WTA 1000 to jest kategoria utworzona dopiero w roku 2020. Powstała z połączenia dawnych dwóch oddzielnych kategorii Premier Mandatory (Indian Wells, Miami, Madryt i China Open) oraz Premier 5 (Doha/Dubai, Rzym, Toronto/Montreal, Cincinnati, Wuhan).
Polka przeszła przez ten turniej jak burza. Jak burza, choć paru trudnych momentów w Miami nie brakowało. Szczególnie w półfinałowym pojedynku z Jessicą Pegulą, gdzie w pewnym momencie w drugim secie wydawało się nawet, że Amerykanka go wygra. Set znaczy.
Dzisiaj takich wątpliwości nie było ani przez chwilę. Świątek była w każdym elemencie tenisowego kunsztu lepsza. Może poza liczbą wystrzelonych asów, ale i tu, gdyby patrzeć nie na sumaryczną ilość, a podzielić to na sety, to byłby remis, bo w drugiej odsłonie więcej takich zagrań wykreowała Iga.
Japonka stawiała opór tylko w secie pierwszym. W tym sensie, ze wygrywała swoje gemy serwisowe. Większość w dużych bólach, o czym świadczy liczba break pointów  Polki w tej fazie meczu. Jednego z nich Iga wykorzystała, dzięki czemu wygrała seta do czterech. W tych gemach, które rozpoczynała Polka, Japonka nie miała nic do powiedzenia.
W secie drugim mecz wyglądał praktycznie jak oba sety zeszłorocznego finału z Pliszkową. Japonka gasła z każdym fantastycznym zagraniem Polki, a tych przybywało. W skrócie: miazga. Nie ma o czym pisać.
Oglądałem dwa z trzech setów półfinałowego spotkania Japonki z Bencic. Tam też w pierwszym secie Szwajcarka była lepsza. Potem jednak role się odwróciły i w trzecim secie na korcie była tylko Osaka. Przy czym tej jej przewagi do dzisiejszego drugiego seta porównać się nie da. Nie lubię tego słowa, ale mieliśmy dziś wieczór do czynienia z rzezią. Japonka była bezradna niczym dziecko we mgle. Kto nie widział, niech żałuje. Tak się wzbiera polski sport!
Od jutra Iga Świątek, na skutek wniosku kończącej karierę Ashleigh Barty o wykreślenie z rankingu (przyznam się, że do kilku dni wstecz nie wiedziałem, że tenisiści mają w ogóle taką możliwość) będzie jedynką światowego rankingu kobiet w zawodowym tenisie. Coś, czego nie udało się osiągnąć, i to przez całą karierę,  nawet Agnieszce Radwańskiej. A Iga ma przecież w tej chwili niecałe 21 lat.
Nie chcę pisać, że mamy światową liderkę na lata, bo zawsze może się trafić jakaś kontuzja, która rozbije całą karierę w puch, zawsze Polka może, wzorem Barty, dostać do głowy i poświęcić się w wieku 26 lat czemuś innemu niż tenis (na przykład prasowaniu koszul męża albo, co gorsza, ruchowi wyzwolenia Polek spod okupacji Polaków), zawsze może nagle zabłysnąć jeszcze większy od niej talent (kilka takich meteorów po tenisowej orbicie krąży, sam widziałem). Więc pisał tego nie będę.
Natomiast z pełną odpowiedzialnością napiszę, że jeżeli Igę Świątek ominą w 10-ciu najbliższych latach kontuzje i jeżeli nie rzuci tenisa, np. dla walczących feministek, to są ogromne szanse na to, że z orbity na którą w tym roku  wskoczyła, długo nie strąci jej nikt.
Może być nawet tak, że kiedy będzie kończyć karierę, to wyniki Agnieszki Radwańskiej przy jej wynikach będą wyglądały jak Magdy Linette przy wynikach Agnieszki. Ale o  tym na razie nikomu nie mówcie, bo to tajemnica i znam ją tylko ja. Teraz jeszcze Wy.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport