HareM HareM
97
BLOG

PŚ w Wiśle: Po dzisiejszym konkursie powiało optymizmem

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 8
Malutkim i, być może, nie do końca uzasadnionym

Wyjaśniam swój podtytuł.

Chciałbym się cieszyć tak bardzo i być tak, po zakończonych dwie godziny temu zawodach, rozentuzjazmowany jak redaktor (nie)Szczęsny z TVN/Eurosport. Ale nie mogę. Nie mogę, bo nachodzą mnie wątpliwości.

Nie jestem mianowicie przekonany czy FIS, w ramach rzucenia ochłapem, nie pozwoliła nam dzisiaj trochę „pocyganić” na strojach. W końcu jesteśmy jednymi z tych, dzięki którym ta dyscyplina jeszcze istnieje, a tegosezonowe dokonania, ze szczególnym uwzględnieniem wczorajszej soboty, nie nakłaniały polskich kibiców i polskiej opinii publicznej w ogóle, do dalszego śledzenia poczynań naszych skoczków przegrywających, wyjąwszy Tomasiaka, już nie tylko z najlepszymi, ale również z reprezentantami takich skokowych potęg jak USA czy wręcz Kazachstan i Ukraina.

Wobec tego, w ramach polityki „znaj dobroć swojego pana”, FIS poluzował nam nieco popręg/smycz i pozwolił na więcej niż zwykle. Tak, żeby publika nie odwróciła się od skoczków całkowicie, a to już, po ich wyczynach w Kuusamo i w sobotę w Wiśle, pomału groziło. Zresztą. Skoro Austriakom i Niemcom pozwala się na coś przez cały sezon, to dlaczego raz nie zrobić wyjątku dla innych?

To taka dygresja poboczna, która wcale nie musi opierać się na czymkolwiek. Owszem, może. Ale nie musi.

Załóżmy, że powyższy wywód jest zwykłą teorią spiskową, odrzućmy go i przeanalizujmy sytuację nie szukając żadnego drugiego dna naszej dzisiejszej cudownej metamorfozy. Można wtedy zostać optymistą. Ale też tylko umiarkowanym. Spójrzmy.

Plusy dodatnie.

Kacper Tomasiak. Chłopak skacze siódmy raz w PŚ i siódmy raz punktuje. To już jest rekord Polski. Ale on nie tylko punktuje. On oddaje dwa bardzo dobre skoki, przy czym ten drugi będąc, obiektywnie, w dużym stresie, zajmując po pierwszej serii wysoką lokatę i mając świadomość, ile może stracić. Nie mam zupełnie pojęcia czy wyrośnie z niego Małysz, Stoch czy, niestety, drugi Murańka albo Zniszczoł. Ale w tej chwili to jest rzeczywiście KTOŚ Z SZANSAMI NA WIELKĄ KARIERĘ. I nasz potencjalny duży atut na igrzyskach.

Piotr Żyła. Z nim nigdy nie wiadomo, więc nie wiadomo też, czy dzisiejszy konkurs to był jednorazowy wyskok, potwierdzający moją teorię spiskową, czy jednak zapowiedź znacznej poprawy wyników w kolejnych pucharowych startach, a tym samym skutecznej, być może, walki o miejsce w składzie i dobry wynik na igrzyska. Módlmy się, żeby to drugie.

Maciej Kot. Przydałby się nam Kot z pierwszego sezonu prowadzenia kadry przez Horngachera. Albo przynajmniej z sezonów 2012/13 i 2013/14. Fragmenty takiego Kota, po raz pierwszy od wielu lat, ja dzisiaj dostrzegłem. Pytanie jak w przypadku Żyły. Czy to będzie trwałe.

Paweł Wąsek. Przy tym nazwisku to raczej możemy mówić o plusach dodatnio-ujemnych, ale jakieś pozytywy było dzisiaj u zeszłorocznego lidera kadry też jednak widać. I, ponieważ to, wg mnie, ostatni z polskich skoczków, z którymi można wiązać jakiekolwiek nadzieje w powiązaniu z imprezą czterolecia, to ja go w tym gronie, gronie plusów dodatnich, umieszczam. Przy czym na spory kredyt. Tym bardziej, że się słyszy głosy, które już teraz chcą mu „pomóc” w absencji na igrzyskach. Mimo, że był dwa razy lepszy od całej reszty kadry przez cały poprzedni sezon.

Teraz plusy ujemne.

Aleksander Zniszczoł. Osiem startów w Pucharze Świata. Osiem razy bez punktów, z tego trzykrotnie w ogóle poza konkursem głównym. O czym tu rozmawiać? Z całym szacunkiem. POWINIEN BYĆ PRZESTAĆ BRANY POD UWAGĘ PRZY USTALANIE SKŁADU NA IGRZYSKA.

Dawid Kubacki. Kolejny sezon mamy do czynienia z cieniem Kubackiego z czasów sprzed choroby żony. I jest też widoczne, że powrót do tej wysokiej formy to jest, w jego przypadku, mission impossible. A KUBACKI WCISKAJĄCY SIĘ PSIM SWĘDEM DO DRUGIEJ SERII ZAWODÓW OLIMPIJSKICH W PREDAZZO, JEST NAM NIEPOTRZEBNY. Mimo jego ogromnych zasług dla polskich skoków narciarskich. Tyle, że za zasługi to powinno się order dostać. A nie wyjazd na najważniejsze zawody czterolecia.

Kamil Stoch. Te słowa piszę z największym bólem i wbrew mojemu wielkiemu podziwowi dla wielkiego mistrza. Kamil Stoch został skrzywdzony w zeszłym roku przez Thurnbichlera. Nie pojechał na MŚ, mimo że powinien. To nie może być jednak powód, żeby teraz pojechał na igrzyska. On nie jest i, moim zdaniem, nie będzie, w formie gwarantującej Polsce, czy tylko jemu samemu, jakikolwiek sukces w Predazzo. A tylko wtedy mógłby znaleźć miejsce w samolocie do Włoch. Jego skoki wyjątkowo męczą. Podejrzewam, że nie tylko mnie. Podejrzewam, że wszystkich, łącznie z nim samym i trenerami. Uparł się przy tym Doleżalu. Jego sprawa i wybór. Ale konsekwencje musi ponieść. W TAKIEJ DYSPOZYCJI NIE MOŻE NAS REPREZENTOWAC NA IGRZYSKACH. Oczywiście. To wielki talent i można liczyć, że nagle zatrybi, a jak zatrybi, to mamy medal. Albo i dwa. Tylko niech zatrybi. Nasza pula startowa jest na tyle duża, a konkurencja wewnętrzna na tyle słaba, że trudno w tej chwili blokować naszemu mistrzowi możliwość I-ligowych startów. Natomiast jeśli zdecydowanie nie udowodni tego, że jest lepszy od kogoś z czwórki „moich faworytów” do wyjazdu na igrzyska, to sorry Winnetou. Nawet w przypadku takiego asa.

Oczywiście. Skoki to dyscyplina, gdzie w jednej chwili, przez przypadek albo i nie, wszystko może obrócić się do góry nogami. Jeśli się jednak nie obróci, to ja będę stał murem za tym, co napisałem wyżej.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Sport