Jako, że żywcem nie miałem wczoraj w granicach 19-tej nic do roboty włączyłem sobie internet z galą. Wytrzymałem, mniej więcej, do przemowy Blattera i wyłączyłem. Ale zdążyłem podejrzeć jedenastkę i trenera roku. O Messim dowiedziałem się już ze „źródeł pisanych”, ale tego byłem akurat pewien.
Po tym półgodzinnym internetowym oglądaniu oraz po przeczytaniu dyskusji pod postem @Zebe naszło mnie parę refleksji.
Pierwsza to taka, że strasznym blichtrem zalatuje na tych galach. Nie mógłbym chyba na dłuższą metę w tej lipie uczestniczyć. Przynajmniej tak w tej chwili uważam. Być może punkt widzenia, zależny ponoć tylko i wyłącznie od punktu siedzenia, zmieniłby mi się w try miga, gdybym z takowej gali czerpał ale, póki co, nie czerpię i punktu widzenia nie zmieniam.
Druga sprawa to trochę lepiej myślę od wczoraj o Mourinho. Co prawda, jak go znam, to nie kierowały nim żadne szlachetne cele, ale brzytwą po policzku FIF-ie i UEF-ie był tą swoją nieobecnością przejechał. Jakby na sprawę nie spojrzeć zawszeć to dobry uczynek.
W trzeciej kolejności chciałem napisać o Blatterze, ale se daruję. Od czego w końcu mamy dziennikarzy śledczych:).
Cieszę się za to, że trenerem roku wybrano Vicente del Bosque. Dla mnie to taki drugi Kazio Górski. Niby taki ciapek, któremu na pierwszy rzut oka można mu na głowę wejść. A swoje za każdym razem od piłkarzy wyegzekwuje. Bez szpanu, bez chamoty, bez aktorzenia i bez specjalnych nerwów. Sprawia wrażenie jakby wiedział tylko dwie rzeczy. Ze piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Tymczasem sukcesy ma znacznie większe od tych, którzy sprawiają, a właściwie chcą sprawiać wrażenie, że wszystko wiedzą. Zdobyć tytuł nie jest jeszcze tak trudno. Ale go dwa razy, raz na MŚ, drugi raz na ME, obronić to jest rzecz niesamowita. Barcelona, z prawie tymi samymi piłkarzami w składzie, zrobić tego nie potrafiła.
Zupełnie nie rozumiem zawodu i narzekania, że Złotą Piłkę zdobył Messi. I zastanawiania się dlaczego. Spór o to kto z dwóch piłkarzy, on czy Ronaldo, jest kopaczem lepszym, jest zupełnie bezprzedmiotowy. Kilka razy zdarzyło mi się pisać o wielkiej klasie Ronaldo. Ale, jeżeli ktoś w życiu choć chwilę grał w piłkę, musi dostrzec różnicę. To jest taka różnica jak między Wiktorem Pluszczenko a jakimkolwiek jego rywalem w łyżwiarstwie figurowym. On się urodził z łyżwami na nogach, a reszta się skakać w górę i kręcić piruety po prostu wyuczyła. Podobnie było Ingemarem Stenmarkiem. Tyle, że zamiast łyżew były narty. Jeździł jakby się w nich urodził i nigdy ich nie zdejmował. Jak ryba płetw. I tak jest też z Messim. To co u niego wydaje się w kontakcie z piłką zupełnie naturalne, w wykonaniu pozostałych tak naturalne już nie jest. I to jest przewaga Leosia nad resztą. A te dwie czy trzy bramki strzelone więcej od Ronaldo są zupełnie bez znaczenia. Tak między nami. Najlepszy, w mojej opinii, strzelec w historii tego padołu, Gerd Mueller, nigdy chyba nie wygrał rywalizacji, np. z Beckenbauerem, o miano najlepszego. Co zresztą uważam za skandaliczne. Więc nie bramki zdecydowały. Decydujące znaczenie miał geniusz.
I na koniec. Coś w tym jest, że cała wybrana jedenastka gra na co dzień w Hiszpanii. I mogą tam sobie wielbiciele innych lig różne rzeczy wykrzykiwać. Przy czym jeden wybór jest na pewno głęboko niesprawiedliwy. A mocno wątpliwe kolejne dwa. Nikt mi nie powie, że na pozycji prawego obrońcy nie biegał po boiskach w roku 2012 nikt lepszy niż Alves. Serdecznie też wątpię, że nie znalazłoby się w poprzednich 12-tu miesiącach bardziej godnych występu w najlepszej jedenastce świata piłkarzy na pozycjach lewego i środkowego obrońcy. Wygląda na to, że Marcelo i Pique też zostali wzięci „z klucza”. Po co i dlaczego taki klucz? Jeden Blatter raczy wiedzieć.
I rzeczywiście na koniec. Ta szwedzka Amerykanka czy amerykańska Szwedka naprawdę ładnie śpiewała:). Ciekawe jakby, w konfrontacji, wypadł del Bosque?:)
Inne tematy w dziale Sport