Ciekawe, ile osób sobie zdaje sobie sprawę, że mamy okazję obserwować najbardziej odlotową kampanię prezydencką, jakiej jeszcze niedawno nawet Clancy by nie mógł sobie wyobrazić. Donald Trump, kandydat praktycznie bezpartyjny wykosił w eliminacjach faworytów partii Republikańskiej i stanął do walki z Hilary Clinton jako sztandar Partii Protestu przeciw Waszyngtońskiemu Establishmentowi. Ot, taki amerykański Kukiz :-)
Trump wykorzystał bardzo sprytnie zarówno powszechne obrzydzenie mową "politycznej poprawności", jak i społeczny bunt przeciw egoizmowi Arystokracji Finansowej, zgarniającej bez cienia wstydu coraz większą część narodowego PKB kosztem reszty społeczeństwa. Ten bunt jest bardzo podobny do identycznego ruchu w Europie, wymierzonego w bezradność i głupotę unijnych elit politycznych i należało by mu przyklasnąć, gdyby nie sam "sztandar"
Dla NAS, Polaków, Trump jest chyba największym zagrożeniem po Rosji Putina, a to z racji zupełnej nieznajomości realiów światowej sceny politycznej i działających na niej sił, ot klasyczne "pijane dziecko we mgle". Co gorsza, KGB przeprowadziło kolejną błyskotliwą operację, wsadzając do jego otoczenia szereg Agentów Wpływu, którzy swobodnie sterują tym "dzieckiem". Paru już wykryto i musieli odejść w atmosferze skandalu, ale ilu jeszcze zostało i jak mogą być groźni w razie wygranej Trumpa?
Jedno jest pewne, od czasów ekipy F.D. Roosevelta, przetkanej sowieckimi agentami nigdy jeszcze KGB nie było tak blisko amerykańskiego ośrodka decyzyjnego! A czym się dla NAS skończyła tamta operacja NKWD, chyba nie trzeba przypominać...
To kardynalne zagrożenie dla bezpieczeństwa nie tylko Polski, ale też Ameryki a pośrednio całego Zachodu oczywiście dostrzegli dotychczasowi kierownicy amerykańskiej polityki zagranicznej i to z obu partii! Trzeba pamiętać, że fatalna i tchórzliwa polityka Obamy zmusiła liderów obu partii w Kongresie do ścisłej współpracy przy minimalizacji strat, więc w obliczu nowego zagrożenia łatwo zjednoczyli swoje siły. Trudno zresztą się dziwić, jak się przypomni ostatnie wypowiedzi Trumpa potępiającego wojnę z ludobójczą Serbią czy negującęgo odpowiedzialność Rosji w zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga.
Bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa zmusiło szereg najważniejszych liderów Republikanów do wystąpienia przeciwko kandydatowi własnej partii, co jest również bezprecedensowym zjawiskiem. Są wśród nich nie tylko Senator John McCaine czy spiker Izby Reprezentantów amerykańskiego Kongresu Paul Ryan, ale niezwykle szanowany Colin Powell czy Condoleezza Rice. Wszyscy oni wolą doprowadzić nawet do rozłamu we własnej partii niż dopuścić do władzy całkowicie nieodpowiedzialnego człowieka otoczonego rosyjską Agenturą.
Oczywiście, można dużo zarzucić kandydatce Demokratów Hilary Clinton, od poważnych błędów, kiedy była Sekretarzem Stanu do przyjmowania wielkich sum od różnych lobbystów, jednak dla Polski najważniejsza jest jej kompetencja i postawa jej sztabu w sprawach międzynarodowych. A tu akurat referencje Hilary są bez zarzutu - nie tylko dysponuje ogromnym doświadczeniem w dyplomacji, ale zarówno ona, jak jej otoczenie ściśle współpracuje z liderami Republikanów w sprawach bezpieczeństwa państwowego i strategii globalnej USA. Np. Jake Sullivan, kreowany na Doradcę d/s Bezpieczeństwa Narodowego jest żonaty z Margaret Goodlander, będącą doradcą polityczną Senatora McCaina, a Tim Kaine, wybrany na wiceprezydenta znany jest ze ścisłej współpracy z McCainem w Senacie, gdzie byli współautorami szeregu ustaw.
Zważywszy na przyjaźń Senatora McCaina dla Polski z racji wspólnoty opinii na temat choćby Putina daje to możliwie maksymalną gwarancję korzystnych dla Polski decyzji amerykańskich władz.
Wobec pomieszania dwóch porządków rzeczy, do jakich doszło w obecnych wyborach, łatwo zrozumieć chaos, który zapanował w umysłach wyborców jak i obserwatorów tych wyborów. Z jednej strony mamy do czynienia z Trumpem, sztandarem buntu społecznego przeciw Waszyngtonowi, czyli procesowi wartemu poparcia, który zresztą będzie się toczył coraz silniej, z drugiej ten sam Establishment jest jedyną zaporą przed uzyskaniem poważnych wpływów przez moskiewską Agenturę Wpływu na decyzje przyszłego Lidera Zachodu, jakim nadal jest amerykański Prezydent. Dla NAS oznaczało by to klęskę polityczną i poważne zagrożenie dla strategii wykorzystywania siły Zachodu w rywalizacji z Moskwą o Europę Wschodnią.
Sądzę, że dla każdego polskiego obserwatora światowej sceny politycznej powinno być to oczywiste, stąd tak mnie dziwią niektóre wypowiedzi Prawdziwych Patriotów ( tzn. uważających się za takich), życzące sukcesu Trumpowi. Łatwo je przeczytać choćby na Salonie 24....Oczywiście część z nich to normalna pijarowska Agentura , na którą Rosja wydaje gigantyczne pieniądze w skali świata, ale reszta to zwykli pożyteczni idioci. Przy czym oczywiście wpływy polskich wielbicieli Trumpa mają zerowy efekt, natomiast zupełnie inna historia jest z amerykańskimi Polonusami, którzy są wyborcami i gremialnie popierają Trumpa. Nawet mnie to nie dziwi, ponieważ mam określone zdanie o ich walorach umysłowych ( no, większości z nich), jednak warto by skierować do nich apel, tłumaczący zagrożenie dla ich Ojczyzny w wypadku wygranej Trumpa.
Oczywiście autorami apelu nie mogą to być ludzie pełniący władzę, jak Premier czy Prezydent, czy nawet Prezes Kaczyński, oficjalnie zwykły poseł, jednak warto znaleźć grupę czy choćby parę osób, cieszących sie wśród Polonusów prawdziwym autorytetem, a które mogłyby wystosować taki apel. Sam mam dwie kandydatury, czyli Irenę Anders i Irenę Lasotę, myślę, że czytelnicy mogą podać jeszcze inne. Sprawa jest na tyle ważna dla naszego bezpieczeństwa, że warto by wzorem amerykańskich polityków zapomnieć o naszych podziałach i spróbować coś zrobić dla wpływu na wyborców Amerykańskiego Prezydenta.
Inne tematy w dziale Polityka