Sprawa będzie ciekawa. Wałęsie nie uda się udowodnić swojej racji, ponieważ treść rozmowy z pokładu tupolewa na dwadzieścia minut przed katastrofą, nie jest znana nikomu innemu poza Jarosławem Kaczyńskim, który pozwał Wałęsę w przekonaniu, że wszystkie ustawy "reformujące" sądownictwo wejdą w życie. Ale Wałęsie uda się udowodnić, iż w tym temacie Jarosław Kaczyński mija się z prawdą w sposób dosyć naiwny, ponieważ proces będzie dotyczył wypowiedzi publicznych a w tych Kaczyński jest w rozkroku pomiędzy przemawianiem do swojego elektoratu a mową strony procesu - na dodatek prawnika.
To nieprawda - rozmowa przez telefon satelitarny odbyła się o8:21:40.
Wcześniej, o8:17:43 dowódca przekazał szefowej pokładu (Basi - Barbara Maciejczyk) informację "Jest nieciekawie, wyszła mgła. Nie wiadomo czy wylądujemy"
Po rozmowie z telefonu satelitarnego o 8:26:19 w kokpicie pojawił się dyrektor protokołu. Jego wizyta skończyła się wypowiedzianym o8:30:33 zdaniem "Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy".
Dalej Kaczyński powiedział "Gdybym wiedział, że jest niebezpieczeństwo, to bym błagał brata, robił wszystko, żeby nie doszło do tragedii." - wprost przyznał, że mógłby mieć wpływ na decyzje znajdującego się na pokładzie samolotu prezydenta a ten na decyzje załogi.
Być może wszystkie polskie instancje nakażą Wałęsie wycofać słowa, być może uznają, że tak samo jak nocne sejmowe wystąpienie Kaczyńskiego mieści się to w granicach polskiego dialogu politycznego.
Być może Wałęsa przegrawszy w Polsce odwoła się do trybunału europejskiego.
Jednak ewentualne zwycięstwo Kaczyńskiego będzie jego klęsk,ą ponieważ za każdym razem będzie przeprowadzane postępowanie dowodowe, za każdym razem Kaczyński będzie musiał "cytować" treść rozmowy i tłumaczyć się z nieprawd wypowiedzianych do mediów. Czas nie pracuje na jego korzyść, bo w końcu albo pojawi się ekspertyza Moreno-Ocampo, albo prokuratura wobec kwestionowania wszystkich poprzednich odczytów rozmów w kokpicie, będzie musiała zamówić taki, który uzna za ostateczny.
Pozew Kaczyńskiego wpisuje się w logiczny ciąg oskarżenia rzuconego nocą w sejmie - miało być inaczej - sądy i prokuratury podległe Ziobrze miały sprawnie orzec na jego korzyść.
Jak na osobę wietrzącą wszędzie spiski Kaczyński w sprawie śmierci swojego brata zachował się co najmniej nonszalancko oddając kontrolę nad najważniejszym z punktu widzenia osobistego i politycznego tematem w ręce dwóch polityków o niepohamowanych ambicjach i co najmniej tak samo jak on skłonnych do manipulowania ludźmi.
Ps. Jestem przekonany, że pod notką odezwą się pisiowscy hejterzey, którym wracanie do tematu Smoleńska jest nie w smak. Poczucie, że Smoleńsk wysadzi PiS jest coraz silniejsze.