Prezydent wskazuje Ziobrę jako inspiratora niewybrednych ataków na wywodzącą się z PiS głowę państwa.Oczywiście czyni to słusznie, bo chyba nigdy urzędujący minister nie wylał tylu pomyj na urzędującego prezydenta.
Równocześnie prezes PiS mizdrzy się do partii Ziobry wnoszącej do większości parlamentarnej zaledwie kilku posłów, których ubytek PiS bez problemów uzupełniłby.
Co wobec tego powoduje, że Kaczyński poświęca dobre stosunki z lubianym prezydentem na rzecz niekompetentnego polityka o przerośniętych ambicjach?
Ziobro ma w rękach śledztwo smoleńskie - trzyma w ręce zawór od kroplówki podtrzymującej wiarę u prozamachowo zorientowanego elektoratu. Od czasu do czasu może przydać sensu miesięcznicom wpuszczając do obiegu zbezczeszczenie, ale przed wszystkim od niego zależy, kiedy zamknie śledztwo smoleńskie, a zamknąć może tylko ustaleniem, że w wątkach technicznych i pilotażowych nic ponad dotychczasowe ustalenia nie dało się znaleźć, zaś w wątkach organizacji lotu odpowiedzialność rozmywa się. Take rozwiązanie zakończyłoby obecność Kaczyńskiego ( i Macierewicza ) na politycznej scenie.
Tak więc Ziobro ma bardzo trudne zadanie, bo z niemal suchej kroplówki musi zasilać obieg aż do przyszłych wyborców. PiS robi wszystko, aby temat Smoleńska znikał z pierwszych stron, dzięki czemu zużycie jest minimalne.
Niestety opozycja pozwala, aby najważniejsze w powojennej historii Polski śledztwo powoli zamiatać pod dywan. Niby brzmi to paradoksalnie, bo śledztwem w sprawie domniemanego zamordowania pisowskiego prezydenta powinien być zainteresowany sam PiS, ale Kaczyński z Macierewiczem swoją smoleńską narrację skonstruowali z kłamstw. Macierewicz od początku narzucał swój sposób dyskutowania o Smoleńsku. Teraz razem z Kaczyńskim chcą narzucić milczenie. Opozycja, jeżeli chce cokolwiek ugrać, powinna przede wszystkim zrozumieć te zależności rządzące w PiS.