Większa część pisowskiej strony S24 melduje się z wyrazami oburzenia na sposób, w jaki Jarosław Kaczyński potraktował Beatę Szydło. Nie jest ważne, jakie ja mam zdanie o byłej pani premier. Liczy się to, jak była przedstawiana przez przez swoje środowisko - była wielbiona dopóki Wielki Strateg jej nie wymiótł wiechciem z kwiatów. Osobę, która najbardziej przyczyniła się do tego, że zdobył władzę, o której zdobyciu własnymi rekami nawet marzyć nie mógł, Kaczyński potraktował jak chusteczkę higieniczną.
Skoro tak potraktował Beatę Szydło, to jakie są przesłanki, że inaczej traktował swojego brata bliźniaka - nie jako narzędzie zdobywania i sprawowania władzy, jednak przypuszczenie, że z pełną świadomością zalecił bratu naleganie na lądowanie w warunkach to uniemożliwiających, jest karkołomne.
Najprawdopodobniej był pierwszą osobą w szeregu wątpiących, że w takich warunkach lądowania nie da się wykonać, a nie znalazł się nikt, kto rozpoczęty rozmową przez telefon satelitarny łańcuch by przerwał. W PiSie Kaczyńskiego przepisy były i nadal są traktowane jak kłody rzucane pod nogi bohaterom na patriotycznej misji - od przepisów konstytucyjnych po przepisy bezpieczeństwa w transporcie.
Jarosław Kaczyński jest jedynym ogniwem łańcucha, który przeżył. To tłumaczy, czemu podważanie każdej, nawet najbardziej naturalnej i oczywistej okoliczności katastrofy znajdowało u niego uznanie, a że podważano przy pomocy oszustw oraz kompletnych idiotyzmów, w końcu dotarło do niego, że bierze udział w kpinach ze śmierci swojego brata. Nawet, jeżeli nigdy nie poznamy dowodu moralnej współodpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego za śmierć brata to i tak już jest współwinny ośmieszenia jego tragicznej śmierci.