Wobec obrazu Piotrowicza i Kujdy na czele pościgu za komunistami a Chrzanowskiego na czele walki ze złodzijemi - wydaje się - że nic absurdalnego nie może już widza zaskoczyć.
A jednak!
Samo żądania przez prezesa okreslonej kwoty za podpis księdza wydaje się być wielce prawdopodobny wobec faktu, że w dobie powszechnych płatności elektronicznych powinowaty prezesa dokonał wypłaty takiej kwoty w gotówce. Z każdą godziną milczenia prezesa jest coraz prawdopodobniejszy, gdyż jedynym uzasadnieniem milczenia wydaje się być niepewność, czy inkryminowane żądanie nie zostało nagrane a jedynym dostępnym kaczystom sposobem jest trącanie prezesa łyżeczką do cukru i wsłuchiwnie, czy jeszcze wydaje dżwięk kryształu.
Omawianie tego aspektu musimy zakończyć stwierdzeniem, że test łyżeczką nie ma mocniejszych podstaw naukowych niż wróżenie z fusów.
O wiele bardziej obiecujący jest aspekt księdza. Na stronie fundacji nie ma jego wizerunku. Nie posługuje się adresem. Kościół nic o nim nie wie, więc być może w momecie przystępowania do rady był już poza stanem kapłańskim.
Po co fundacji stawiającej sobie szczytne cele posiadanie w składzie swojej rady członka być może bezprawnie posługującego się tytułem księdza, z którym być może tylko Jarosław Kaczyński ma tajne kontakty, a wiadmo o nim tyle, że najprawdopodobniej ma archiwum biskupa Gocłowskiego?
To jest temat uruchamiajacy wyobraźnię.
Nie wiadomo co w zeznaniu powinowatego bardziej uruchomiło prezesa do poczołgania się do Ziobry - czy informacja o propozycji korupcyjnej, czy pojawienie się nazwiska księdza.
Ze spraw o randze kapiszona to niezastąpiony Brejza wykrył,
że fundacja jest właścicilem Srebrnej a Srebrna fundatorem fundacji więc może się jeszcze okazać, że rzeczony ksiądz jest biologiczną matką jakiejś znanej postaci. Ale może skończy się tylko tak, że ksiądz w kobiecym przebraniu mieszka na Nowogrodzkiej, a że pozbawiony tacy to potrzebujący.