W jednym, co do Wojtyły, Polacy są zgodni. Został z niego tylko 'kontekst historyczny', czyli dla jednych tzw. pancerne, a dla innych mocno naciągane alibi. Winne czasy, nie ludzie w nich żyjący. Tak można wytłumaczyć wszystko.
Kontekst ten ma w przypadku Wojtyły prawdopodobnie oznaczać, że tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Kiepskim krawcem Wojtyła w czyszczeniu Kościoła z seksualnych dewiacji i przestępstw był wg jego obrońców dlatego, że czasy ponoć nie sprzyjały byciu wrażliwym na krzywdę ofiar kościelnych pedofilów. Jakoby mniej wiedziano wtedy o zaburzeniu jakim jest pedofilia. Bzdura.
Te same czasy wyśmienicie jakoś sprzyjały wrażliwości na dobrostan przestępców, czyli przenoszeniu gwałcicieli dzieci z parafii na parafię. Czyli wystarczyło wiedzieć czym jest gwałt na dziecku, by podejmować działanie. I to jest decydujące tu rozróżnienie jakiego nie wolno pomijać. Przed kim właściwie Wojtyła chronił gwałcicieli dzieci? Przed własną pobłażliwością wobec ludzkich skłonności? Czy też przed nieuchronnym osądzeniem przestępców?
Wrażliwość na nadrzędność dobra Kościoła nad dobrem ofiar była taka sama jak dzisiaj. Dzisiejszy 'kontekst historyczny' Wszołków, Krzyżaków czy Zyzaków też nie widzi ofiar Kościoła, tylko jako ofiarę widzi Kościół. A zatem i Wojtyłę.
Krótko mówiąc, obrońcy Wojtyły w swej obronie kierują się dokładnie tym samym, co Wojtyle nakazywało pedofilów chronić. "Kontekst historyczny' pobłażliwości Kościoła wobec własnych wewnątrzkościelnych zwyczajów seksualnych (a w konsekwencji i ciężkich przestępstw) jest bowiem de facto kościelną racją stanu. Niezależną od czasów i ludzi (papieży) koniecznością dla ludzi Kościoła. Moralność dla nich nie jest celem, tylko środkiem. Powiewa na sztandarze, ale po to tylko, by przysłonić 'dobro Kościoła', które niezależnie od czasów i ludzi jest dla członków Kościoła wartością najwyższą.
Obrońcy Wojtyły mają oprócz 'kontekstu historycznego' jeszcze jeden pancerny argument mający w ich przekonaniu świadczyć za Wojtyłą. Wojtyła wg nich był katolikiem. Dla mnie to tyle, co bycie filatelistą. I jeśli filatelista gwałci dzieci lub chroni gwałcicieli, to w pierwszym rzędzie jest przestępcą. Tak samo jak historyk, dziennikarz czy propagandzista.
Niestety, w katolickim państwie, jeżeli przestępca (biskup, historyk czy propagandzista) jest katolikiem, jest to zawsze okoliczność łagodząca. Taki jest niezmienny i wciąż ten sam 'kontekst historyczny'.
Prawicowy cyngiel Wszołek napisał więc zaledwie tekst, że jest nie idącym na żadne kompromisy katolikiem. I w tym jednym ma akurat rację, Wojtyła nadaje się do tego świetnie.
Inne tematy w dziale Polityka